Polexitu nie będzie

Polexitu nie będzie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Z europarlamentarzystą PiS, prof. Ryszardem Legutką rozmawia Marcin Makowski

Marcin Makowski: Znamy oficjalne wyniki brytyjskiego referendum: 51,9 proc. za opuszczeniem Unii; 48,1 proc. za pozostaniem. Jest pan zaskoczony?

Prof. Ryszard Legutko: Jestem i chyba wszyscy są, myślę, że łącznie z wieloma brexitowcami. Przecież pomimo ich teoretycznego prowadzenia w sondażach do końca powtarzał się argument, że w ostatniej chwili Brytyjczycy zagłosują za bezpieczeństwem, za tym, co znają. Podobnie liczyli bukmacherzy, którzy obstawiali stosunek 7:1 na korzyść pozostania w Unii. No i kolejny raz okazało się, że większość była w błędzie, a ci nieliczni, którzy obstawiali za wyjściem, dzisiaj mogą zacierać ręce.

Poza nimi chyba wiele osób w Europie nie ma powodów do radości. Czy to początek końca zjednoczonej Europy? Marine Le Pen zapowiedziała, że jeśli wygra wybory prezydenckie, to przyjdzie pora na Frexit, słychać też o zniecierpliwieniu Holandii…

Efektu domina nie należy wykluczyć, choć to nie wydaje się rychłe. Bez wątpienia nastąpił precedens, który europejscy politycy powinni zacząć traktować poważnie. Zagrożenie rozpadem Unii dotyczy zdecydowanie bardziej zmęczonego zachodu niż proeuropejskiego wschodu Europy, ale nie tylko. Jeden z greckich polityków, z którym rozmawiałem, mówił wprost, że po Wielkiej Brytanii oni również zastanowią się nad wyjściem. 23 czerwca skończyła się narracja o Unii jako wspólnocie, w której każdy pragnie być. Osłabia się jej siła przyciągania.

Co obecny scenariusz oznacza dla Polski?

Na pewno pogorszyła się nasza sytuacja w związku ze zmianą architektury politycznej wewnątrz wspólnoty. Bruksela cierpi na nadmierną centralizację i brak pluralizmu, a Wielka Brytania zawsze była pozytywnym czynnikiem różnicującym wewnątrz Unii, niejednokrotnie głosem zdrowego rozsądku i pragmatyzmu. Niestety, wszystko wskazuje na to, że po Brexicie zwycięży idea dociskania pedału centralizacji, federalizacji i jednomyślności. Polska może być w takim przypadku atakowana jeszcze mocniej. Jeśli ok. 70–80 proc. legislacji dokonuje się w Unii Europejskiej, to znaczy, że niewiele zostaje dla państw narodowych, co jest szczególnie problematyczne bez Wielkiej Brytanii i przy osłabieniu Francji. Niemcy jeszcze bardziej zdominują scenę polityczną. (...)

fot. materiały prasowe PE

Cały wywiad dostępny jest w 26/2016 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Rozmawiał: Marcin Makowski
Czytaj także