W co gra Kreml?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Gabriel Michalik

U Putina jak w parodii Hitchcocka: z jednego zamieszania wybrnąć można tylko przez zamieszanie większe. Na wypadek, gdyby prowokacja krymska okazała się niewypałem, Kreml wrócił do operacji w Syrii.

Wydarzenia na Krymie, zarówno te już przeszłe, jak schwytanie „ukraińskich sabotażystów”, jak i te znacznie groźniejsze, które jeszcze – nie daj Boże – przed nami, w rodzaju aktów terrorystycznych, do jakich może dojść na obstalunek Kremla, a które propaganda będzie mogła przypisać dywersantom przysłanym przez „kijowskich faszystów” na rozkaz „Barana Obamy”, w połączeniu z rosyjskimi manewrami wojskowymi i gromadzeniem sił zbrojnych na ukraińskiej granicy, część moskiewskich komentatorów uważa za uwerturę do zaplanowanych przyszłych zdarzeń. Brak jednak zgody co do tego, jakie to mają być zdarzenia, a obecne zajścia, z punktu widzenia ich ostatecznego celu, z równym powodzeniem opisuje się jako powtórkę z prowokacji poprzedzających atak III Rzeszy na Polskę czy atak Związku Sowieckiego na Finlandię, jak i jako rutynowe działania dla podtrzymania narodowego wzmożenia, wpisane w scenariusz zbliżających się wyborów do Dumy Państwowej. Prognozy wskazują zarówno na zmasowany atak na Ukrainę; jak i na to, że burza w szklance wody doprowadzi do jakichś awansów czy dymisji w krymskim oddziale Federalnej Służby Bezpieczeństwa. Niektórzy uważają, że tam była owa burza zaplanowana i jest wynikiem jakiejś lokalnej gry o stołki, a może o dodatkowe pieniądze na miejscową bezpiekę, których ogarnięta kryzysem Moskwa skąpi; i w ogóle o tej bezpieki pozycję i uznanie, także wśród mieszkańców Krymu, którzy z powodu braku zagrożeń mogliby stracić zdolność doceniania troski resortów siłowych o dobrostan ludności półwyspu. (...)

Cały artykuł dostępny jest w 34/2016 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także