Grupowe zwolnienia dziennikarzy i pracowników, zamykane portale internetowe, likwidowane lokalne dodatki, znaczący spadek wpływów z reklam i ogłoszeń od państwowych spółek, malejąca prenumerata publicznych instytucji, wreszcie spadająca liczba czytelników i co za tym idzie – sprzedaży papierowych wydań gazety – tak wygląda sytuacja „Gazety Wyborczej” po niespełna roku funkcjonowania w warunkach, w których konserwatywne tytuł funkcjonował w Polsce przez lata. Gazeta Adama Michnika rozpaczliwie szuka szans na przetrwanie w coraz większym, bezpośrednim, politycznym zaangażowaniu. Kolejne miesiące pokażą czy to właściwa droga.
PIERWSZY STRACH
Grudzień 2015 r. Zaledwie miesiąc wcześniej Polacy w wyborach zdecydowali o zmianie rządu. W kuluarach PiS głośno mówi się, że są zamiary ograniczenia transferu publicznych pieniędzy do wspierającej poprzedni rząd „Gazety Wyborczej”. Już wtedy ludzie Agory czują nadchodzące problemy. Publicysta gazety, a wcześniej jej wicenaczelny, Piotr Pacewicz, na portalu Facebook w rozpaczliwym tonie apeluje do czytelników o pieniądze na ratowanie gazety: „Proszę wykupcie prenumeratę bo w ten sposób też bronicie demokracji. Serio, sytuacja »GW« jest finansowo trudna, a może być jeszcze gorzej, bo przeciwnicy będą kombinować A świat bez »GW« były jednak gorszy, prawda?”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.