• Krzysztof MasłońAutor:Krzysztof Masłoń

Zdrada klerków

Dodano:   /  Zmieniono: 
Żeby budzić sumienie, samemu trzeba je mieć

Kto to jest klerk? Intelektualista, ale nie każdy. Klerk programowo odcina się od spraw bieżącego życia społecznego, a zwłaszcza politycznego, od sporów światopoglądowych, nie angażuje się w jakiekolwiek ideologie, poświęcając życie refleksji i kontemplacji. Jednak kto jest w dzisiejszym rozumieniu tego słowa intelektualistą? Często utożsamia się go z budzicielem sumień, kimś w rodzaju świeckiego kapłana. W praktyce chodzi o możliwie znanego naukowca, pisarza, ale i szeroko pojętego artystę, który na okrągło podpisuje protesty i apele, zabierając głos na każdy temat i przy każdej okazji. Robert Musil nazwał go celnie „intelektualnym zrzędą”, jako że zwykle jest „przeciw”, podkreślając wierność sobie i wysokim wartościom kultury.  (...)

Klerkizm jako taki uznać wypada za utopię, choć przed laty doszukiwano się tej postawy w działaniach niektórych intelektualistów, szczególnie tych uprawiających krytykę. W Polsce zasłużył na to miano Karol Irzykowski. Niemniej Albert Camus, kiedy w 1957 r. wręczano mu Nagrodę Nobla, powiedział: „Epoka nie pozwala, abyśmy się nią nie interesowali. Pisarze wiedzą dziś o tym. Jeśli mówią, to są krytykowani i atakowani. Jeśli milczą, nauczywszy się skromności, to głośno wypomina się im milczenie”. 

W dzisiejszej Polsce o milczeniu intelektualistów czy osób, które za takie się uważa lub też one same tak o sobie myślą, mowy nawet być nie może. Jak daleko sytuują się jednak od założeń klerkizmu?

Czytelnicy, mam nadzieję, wiedzą, od czego zaczyna się faszyzm. Tak jak każda wojna plemienna, jak każde ludobójstwo – od języka, wyjaśnia ekspert w tej dziedzinie, wciąż uchodzący za młodego i obiecującego 55-letni pisarz, Andrzej Stasiuk. Ozdoba świątecznych wydań „Tygodnika Powszechnego” i „Gazety Wyborczej”, laureat Nike i niemal wszystkich innych liczących się nagród literackich, w Niemczech będący twarzą literatury polskiej. A także wesoły facio zamierzający swego czarnego barana (pisarz mieszka w Bieszczadach, gdzie bawi się w farmera) nazwać Smoleńsk, a na razie wypisujący w swoich książkach, że żyjemy w kraju, gdzie część narodu chodzi z pochodniami i oddaje się w opiekę Matce Boskiej na zmianę z Janem Pawłem II, zaś w najcięższych chwilach samemu Adolfowi Hitlerowi. Autor „Murów Hebronu” zgrywa się też na słowiańskiego macho, a w związku z tym za istoty godne co najwyżej wzgardy uważa te, które pozbawione są cech męskich. A więc, jego zdaniem, polskich biskupów i Jarosława Kaczyńskiego. (...)

fot. Wojciech Stróżyk/REPORTER 

Cały artykuł dostępny jest w 34/2016 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także