Ziemkiewicz: Następnego jubileuszu "Wyborcza" może nie doczekać

Ziemkiewicz: Następnego jubileuszu "Wyborcza" może nie doczekać

Dodano: 
Rafał A. Ziemkiewicz
Rafał A. Ziemkiewicz Źródło: PAP / Arek Markowicz
W sytuacji 60-proc. inflacji, "Gazeta Wyborcza” oddawała cały nakład do Ruchu, wtedy jeszcze państwowego. A po trzech miesiącach, gdy trzeba było rozliczać zwroty, oddawała pieniądze, które były wtedy już warte o wiele mniej. Z kolei Tygodnik "Solidarność”, w którym Wałęsa redaktorem naczelnym mianował Jarosława Kaczyńskiego miał odwrotnie. Oddawał nakład do Ruchu i po trzech miesiącach otrzymywał pieniądze, warte już o 60 proc. mniej niż w chwili oddania nakładu. Takimi metodami zbudowano potęgę "Gazety Wyborczej" - mówi portalowi DoRzeczy.pl Rafał Ziemkiewicz, publicysta tygodnika "Do Rzeczy".

Jak uczcił Pan trzydziestolecie "najbardziej światłej” i "najwspanialszej” gazety w Polsce?

Rafał A. Ziemkiewicz: Przez całe dwie minuty starałem się myśleć ciepło o tej gazecie. Bo mam świadomość, że być może jest to już ostatni jubileusz "Gazety Wyborczej”. Przy utrzymaniu dotychczasowej dynamiki gazeta ta może nie doczekać przyszłego roku, a już na pewno nie dotrwa do następnego okrągłego jubileuszu. Parafrazując ks. Jana Twardowskiego: "Śpieszmy się kochać "Gazetę Wyborczą”, tak szybko spada jej nakład”.

Spada nakład papierowy, trwają wciąż jednak formy internetowe…

Myślę, że gdyby nie firma outdoorowa, kina, to oni padliby już bardzo dawno. Prenumerata cyfrowa sprzedawana po złotówce to argument propagandowy, ale to nie jest coś, co pozwoli utrzymać gazetę, nawet jeśliby wszystkie samorządy skupiły się na wykupieniu tego nakładu.

Gazeta dziś ma sporo problemów, ale kiedyś jej pozycja była troszeczkę inna niż dzisiaj?

Była diametralnie inna. Kiedyś ta gazeta była prawdziwą potęgą. Teraz jest tylko jej cieniem. Myślę, że dziś "Gazeta Wyborcza” pełni rolę taką, jak przed laty pełnił tygodnik "Nie” Jerzego Urbana. Z tą różnicą, że ma mniejszy nakład. Nie ma już nawet ambicji wpływania na całość opinii publicznej, reprezentowania szerokiego centrum. Udawać, że prezentuje opinie rozsądne, wyważone. Dziś to biuletyn nawet nie całej opozycji, co lewego skrzydła tej opozycji. Gazeta zamieszczająca odezwy KOD-u świadomie abdykowała z roli, którą kiedyś pełniła, nawet nie marzy o tym, by pozycję tę odzyskać.

O tym za chwilę. Skąd wzięła się tak silna pozycja "GW" w latach 90.?

Pamiętajmy, że pozycja "Gazety Wyborczej” wynikła z układu politycznego. To była ostatnia gazeta PRL, która zdobyła pozycję przez nieuczciwe rozdanie kart. Przypomnę to, o czym pisał niedawno Krzysztof Wyszkowski. W sytuacji 60 procentowej inflacji. "Gazeta Wyborcza” oddawała cały nakład do Ruchu, wtedy jeszcze państwowego. A gdy po trzech miesiącach gdy trzeba było rozliczać zwroty oddawała pieniądze, które były wtedy już warte o wiele mniej. Z kolei Tygodnik "Solidarność”, w którym Wałęsa redaktorem naczelnym mianował Jarosława Kaczyńskiego miał odwrotnie. Oddawał nakład do Ruchu i po trzech miesiącach otrzymywał pieniądze, warte już o 60 proc. mniej niż w chwili oddania nakładu. Takimi metodami zbudowano tę potęgę.

Dziś "Gazeta Wyborcza” ostro protestuje, że nie ma reklam ze spółek Skarbu Państwa, choć wcześniej jej dziennikarze nieraz śmiali się z mediów prawicowych, że nie potrafią uszanować reguł rynku i dlatego przegrywają z "GW"?

Powtórzę raz jeszcze – pozycja "Gazety Wyborczej” nie wynikała z tego, że była jedyną profesjonalną gazetą, ale z nierównej konkurencji. W tym samym czasie co GW wystartował krakowski dziennik "Czas” i miał największe czytelnictwo w regionie. Mimo to zbankrutował, bo nie było w nim reklam. Bo była zmowa, której korzenie miały charakter polityczny. Janczarzy "Wyborczej” byli wychowywani w takim poczuciu, że mają przewagę, byli najlepsi, a nieudacznicy z prawicowych mediów nie byli w stanie stworzyć dobrej gazety. W rzeczywistości tak po prostu rozdano karty przy Okrągłym Stole – Michnik dostał cztery asy, a konkurencja same blotki. I potrzeba było trzydziestu lat, by ten monopol został przełamany.

Co wpłynęło na uskrajnienie poglądów "GW" w ostatnich latach?

Myślę, że podstawowym błędnym założeniem Adama Michnika było założenie, że elity wychowują masy. On chciał być "wielkim kadrowym” polskiej inteligencji. Jak ktoś mu nie pasował do układanki, to nawet jak był wielkim pisarzem, jak Marek Nowakowski, to w środowisku nie istniał. I było przeświadczenie, że jak jest w środowisku noblista, oskarowy reżyser, pisarze, profesorowie i wszyscy powiedzą, na kogo głosować, to społeczeństwo nie będzie miało innego wyjścia, tylko będzie myśleć mózgami tych autorytetów. Tymczasem okazało się, że gdy się za bardzo chce społeczeństwo zmusić do zachowań niezgodnych z jego tożsamością to społeczeństwo się buntuje i autorytety odrzuca. Tak się stało z "Gazetą Wyborczą”, która nawet nie zauważyła, gdy z pisma wychowującego masy stała się biuletynem spychanej do coraz bardziej opozycyjności grupy wysadzonej z siodła byłej elity. Najbardziej wysadzono ją w wyborach 2015 roku.

Czy ktoś przejął rolę, którą kiedyś pełniła "Gazeta Wyborcza”?

Nikt tej roli nie przejął, i to z jednej strony jest trochę dobrze, a trochę źle. Dobrze, bo nie powinno być takiego monopolu opiniotwórczego. W tym sensie to, że "Wyborczej" nikt nie zastąpił, mnie osobiście cieszy. Natomiast martwi mnie trochę fakt, że społeczeństwo jednak potrzebuje elit, a o ile rewolucja PiS-owska dobrze wyszła, jeśli chodzi o rozwalanie starej elity III RP, o tyle zbudowanie nowej idzie słabo. Być może dlatego, że nie ma gazety, która pełniłaby rolę głosu elity. Niestety, wiele mediów sympatyzujących z obecną władzą dopuszcza się takich samych polemicznych nadużyć i podobnej propagandowej chamówy wobec przeciwników jak "Gazeta Wyborcza” robiła to w swoich najlepszych latach. Przez ostatnich 30 lat nastąpiło zarażenie Michnikiem po stronie jego przeciwników.

Czytaj też:
Michnik: PiS można odsunąć od władzy. Szczera odpowiedź Tomasza Lisa
Czytaj też:
Donald Tusk Człowiekiem Roku "Gazety Wyborczej"

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także