Grabież stulecia, czyli jak „wyzwalała” Armia Czerwona

Grabież stulecia, czyli jak „wyzwalała” Armia Czerwona

Dodano: 
Zatknięcie sowieckiej flagi na Reichstagu
Zatknięcie sowieckiej flagi na Reichstagu Źródło: Wikimedia Commons / Fot: Jewgienij Chałdiej, Mil.ru
Złodziejstwo na masową skalę, gwałty, mordy. Oto jak wyglądał marsz wyzwoleńczy Armii Czerwonej przez Polskę i Niemcy.

Mimo że komunizm w Polsce upadł blisko 30 lat temu, na terenie naszego kraju nadal straszą sowieckie pomniki. Są to na ogół monumenty „wdzięczności Armii Czerwonej”. Jakieś rozklekotane, stojące na kamiennych postumentach czołgi T-34, toporne socrealistyczne rzeźby i tablice. Wszystko to okraszone totalitarną symboliką – sierpami, młotami i czerwonymi gwiazdami.

Za każdym razem gdy polskie władze usuwają któryś z tych pomników, władze Federacji Rosyjskiej składają ostre protesty. „To profanacja! – krzyczą Rosjanie. – Polacy to czarni niewdzięcznicy, którzy zapominają o tym, że Armia Czerwona wyzwoliła ich spod faszystowskiej okupacji! To plucie na pamięć o 600 tys. krasnoarmiejców, którzy polegli na polskiej ziemi w walce z Niemcami!”.

Są to oczywiście niedorzeczności. Wkroczenie Armii Czerwonej do Polski nie było żadnym „wyzwoleniem”. Było zamianą jednej okupacji na drugą. Okupacji brunatnej na okupację czerwoną. A jak naprawdę odbywało się owo „wyzwolenie”, ukazuje nowa książka Stanisława M. Jankowskiego „Dawaj czasy!”. Skąd taki tytuł? Oczywiście chodzi o pasję żołnierzy Armii Czerwonej do ręcznych zegarków. Cudzych zegarków.

Pasję, która przeszła do historii dzięki słynnemu zdjęciu przedstawiającemu sowieckiego żołnierza zatykającego czerwony sztandar na ruinach Berlina. Fotografię tę trzeba było retuszować, bo dzielny gieroj miał na nadgarstku kilka – zrabowanych polskim lub niemieckim cywilom – zegarków.

Oto charakterystyczna relacja z Gliwic:

„Około godziny 23 – wspominała Maria Bołkotowicz – do piwnicy weszli pierwsi żołnierze radzieccy. Rosjanie pozabierali wszystkim zegarki. Po około godzinie w schronie pojawiło się kolejnych trzech Rosjan. Byli to umundurowani żołnierze radzieccy uzbrojeni w tzw. pepesze. Gdy okazało się, że nikt z ukrywających się nie ma już zegarków, żołnierze ci zaczęli do nich strzelać. Gdy jedna z kobiet pokazała łańcuszek z krzyżykiem, Rosjanie wstrzymali ogień i wyszli. Maria Mocha została trafiona przez siedem pocisków w brzuch, w wyniku tych ran zmarła następnego dnia rano. Oprócz niej śmierć poniósł jeszcze Józef Hirschberger”.

Czytaj też:
Żukow – najgorszy dowódca II wojny

W tym przypadku widok krzyża podziałał na bolszewików uspokajająco. Być może nie byli jeszcze wystarczająco pijani, a może zachowali resztki przyzwoitości. W innych przypadkach widok krzyża powodował bowiem odwrotną reakcję.

„Rozwścieczeni zaczęli strzelać w drzwi i jeden z pocisków trafił tę kobietę – wspominała inna ocalała. – Tragiczny los spotkał również panią Szombierską. W nagrodę za urodzenie wielu dzieci odznaczoną tzw. Mutterkreuz, na którym widniała swastyka. Szukając zegarków, żołnierze zobaczyli krzyż i zapytali, do kogo należy.

– Do mnie – odpowiedziała Szombierkowa.

Wywlekli ją z domu, przed stodołę, i strzelili w brzuch, a stodołę podpalili. Konała jeszcze trzy dni w strasznych męczarniach”.

Piekło kobiet

Mordy i rabunki były nieodłącznym elementem sowieckiego „marszu wyzwoleńczego” przez Polskę, Niemcy i inne kraje Europy Środkowo-Wschodniej. Żołnierzom Armii Czerwonej – na ogół znajdującym się pod wpływem alkoholu – puszczały wszelkie hamulce. Sowiecka armia wyglądała wkrótce jak tabor cygański. Żołnierze maszerowali w skradzionych cylindrach i szlafrokach, z parasolami pod pachą. Na czołgach wieźli stosy mebli, zrolowane dywany i klatki z kurczakami.

Artykuł został opublikowany w 10/2017 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.