„Laboratorium diabła” - tajna japońska Jednostka 731
  • Piotr ZychowiczAutor:Piotr Zychowicz

„Laboratorium diabła” - tajna japońska Jednostka 731

Dodano: 
Pracownicy Jednostki 731 testują na swojej ofierze środki bakteriologiczne
Pracownicy Jednostki 731 testują na swojej ofierze środki bakteriologiczne Źródło: Wikimedia Commons / Fot: Jilin Provincial Archives
W japońskich laboratoriach wojskowych przeprowadzano eksperymenty na ludziach. Relacje katów mrożą krew w żyłach

Słynny niemiecki lekarz sadysta z Auschwitz Josef Mengele w szeregach „Jednostki 731” czułby się jak w domu. Kryptonimem tym określano Naczelne Biuro Zapobiegania Epidemiom i Departament Oczyszczania Wody Japońskiej Armii Kwantuńskiej. Nazwa wydaje się niewinna, ale to, czym zajmowała się ta formacja, przechodzi ludzkie pojęcie.

Pracujący w niej lekarze dokonywali makabrycznych eksperymentów medycznych na terenie tajnego ośrodka w Mandżurii. Ich ofiarą padły dziesiątki tysięcy jeńców wojennych i więźniów. Przede wszystkim Chińczyków, Koreańczyków, ale również sowieckich, amerykańskich i brytyjskich jeńców wojennych.

Na czele „Jednostki 731” stał demoniczny mikrobiolog dr Shirō Ishii. Pod jego kierownictwem japońscy naukowcy przeprowadzali skomplikowane, dziwaczne operacje bez znieczulenia. Wycinali więźniom organy, a ciężarnym kobietom (które często sami wcześniej zapładniali) embriony. Odcinali ręce i nogi, a następnie przyszywali je z drugiej strony ciała, sprawdzając, czy się zrosną.

Innym nieszczęśnikom zamrażali, a następnie rozmrażali członki, badając potem postępy gangreny i gnicia ciała. Dokonywali trepanacji czaszki i operacji wycięcia części mózgu. Usuwali żywym więźniom żołądki i przyszywali przełyk prosto do jelit. Wstrzykiwali końską urynę do nerek lub powietrze do żył. Zabijali ludzi w komorach próżniowych, topili lub wieszali do góry głową.

Czytaj też:
Karły z Auschwitz. „Anioł Śmierci” poddawał je makabrycznym eksperymentom

Jednym z zadań „badaczy” z „Jednostki 731” było testowanie na ludziach broni. Granatów, miotaczy ognia, bomb, ale przede wszystkim gazów bojowych. A także broni chemicznej, biologicznej i bakteriologicznej. Celem było między innymi skonstruowanie bomby pozwalającej wywoływać na zaatakowanych terenach epidemie groźnych chorób.

Przez wiele lat w powojennej Japonii działania „Jednostki 731” były tematem tabu. Wielu Japończyków uważało, że był to „zwykły oddział sanitarny”, a krążące na jego temat opowieści są propagandą, która ma na celu oczernienie Japonii. Sprawę komplikowało to, że wielu lekarzy z „Jednostki 731” było po wojnie szanowanymi obywatelami: znanymi naukowcami, biznesmenami i politykami.

Inni po wojnie poszli na układ z amerykańskimi władzami okupacyjnymi i zapewnili sobie nietykalność w zamian za przekazanie im wyników badań dokonywanych na jeńcach.

Wydana właśnie w Polsce „Jednostka 731” autorstwa Hala Golda to jedna z najlepszych książek dotyczących tej formacji. Zawiera bowiem unikalne relacje katów: lekarzy, pielęgniarek, strażników i badaczy. Ludzi, którzy brali udział w straszliwych mordach i po kilkudziesięciu latach zdecydowali się o tym opowiedzieć.

Okładka książki


Złamali w ten sposób trwającą od końca wojny zmowę milczenia. Doktor Ishii przed rozwiązaniem „Jednostki 731” na odchodnym rozkazał bowiem wszystkim współpracownikom, aby wiedzę o tym, co się działo w Mandżurii, „zabrali ze sobą do grobu”. Ten, kto wyjawiłby coś Amerykanom lub opinii publicznej w Japonii, miał zostać wytropiony i uśmiercony.

----

„Niełatwo mi o tym mówić, ale muszę to wyznać. Robiłem złe rzeczy. Pewnego dnia dyrektor szpitala powiedział nam: „Dziś odbędą się zajęcia praktyczne z chirurgii”. W sali znajdowali się dwaj Chińczycy. Jeden z nich wyglądał jak żołnierz, drugi jak rolnik. Byli tam: dwa stoły operacyjne, lekarze i pielęgniarki. Były piły do cięcia kości, nożyczki i inne narzędzia.Podszedłem do Chińczyka i pchnąłem go w stronę stołu operacyjnego. Nie czułem, że powinienem go przeprosić ani że robię coś złego. Rolnik był pogodzony z losem. Opuścił głowę i ruszył przodem. Nie chciałem, żeby ubrudził mi ubranie. Chciałem wyglądać jak spod igły.Podszedł do stołu operacyjnego, ale nie chciał się położyć. Jedna z pielęgniarek zwróciła się do niego łamaną chińszczyzną: „Stosujemy eter. Nie będzie bolała, połóż się”. Mówiąc to, uśmiechnęła się do mnie krzywo.Zaczęła się operacja. Mężczyźnie podano eter i go otwarto. Wyrostek miał tak mały, że szukanie go było jak wydłubywanie robaka z ziemi. Musiałem kilka razy robić nacięcia i szukać głębiej. Zatamowano krwawienie, przecięto nerwy, przepiłowano kości, wykonano tracheotomię.Krew i powietrze uszły z ciała, krew zaczęła się pienić. Ćwiczenia trwały dwie godziny. Mężczyzna zmarł, jego ciało wrzucono do dołu i zakopano. Cmentarzysko w pobliżu sali operacyjnej było pełne, więc musieliśmy nieco dalej wykopać kolejny dół”.

Lekarz wojskowy Yuasa Ken

„Pewnego razu widziałem, jak laborant pracujący w „Jednostce 731”, oficer polowy, przeprowadzał testy, których celem była walka z odmrożeniami. Do tego testu wykorzystano pięć białych Rosjanek.Laborant umieścił dłonie kobiet w zamrażarce i kontynuował obniżanie temperatury, aż osiągnął –70 st. C. Później badano stopień odmrożeń. Efekt tego testu był taki, że z dłoni kobiet oderwało się ciało, odsłaniając kości. Jedna z tych kobiet wcześniej urodziła w więzieniu dziecko, które również wykorzystano do badań nad odmrożeniami”.

Major japońskiej armii

Artykuł został opublikowany w 7/2015 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.