Religia, w której nie ma miejsca dla Polaków
  • Damian CyganAutor:Damian Cygan

Religia, w której nie ma miejsca dla Polaków

Dodano:   /  Zmieniono: 
Hitler nie miał nic wspólnego z chrześcijaństwem, a Kościół i jego wiernych planował unicestwić tak samo, jak Żydów. Jeśli po 70 latach od zakończenia wojny ciągle musimy te oczywistości tłumaczyć, to znaczy, że przegrywamy walkę o pamięć.

Paweł Lisicki w książce "Krew na naszych rękach?" podjął temat arcytrudny, bo pisanie o stosunkach polsko-żydowskich z założenia jest niełatwe i wymaga wiele odwagi. Zwłaszcza, gdy autor – w imię prawdy historycznej – już we wstępie przypomina, że polityka III Rzeszy to nie tylko zagłada milionów Żydów, ale także Polaków, Serbów, Rosjan czy Białorusinów, którzy nie mogą być jedynie "przypisem do wielkiej tragedii Holokaustu". Niestety, taką wizję II wojny światowej przedstawiają różnej maści zachodnie autorytety, które historii zwyczajnie po prostu nie znają, ale posiadają – niestety – ogromną siłę przebicia.

Redaktor naczelny "Do Rzeczy" podkreśla, że sakralizacja Shoah doprowadziła do nowego podziału ról, stając się de facto quasi-religią – powszechnie wyznawaną przez elity uniwersyteckie, intelektualne i polityczne Zachodu. Lisicki bardzo dokładnie opisuje cztery dogmaty tej religii. Najważniejszym i jednocześnie najbardziej absurdalnym jest ostatni, mówiący, że współodpowiedzialne za zbrodnie na Żydach są narody żyjące pod niemiecką okupacją, w tym także Polacy. Mamy być napiętnowani podwójnie: za katolicyzm – który według ideologów holokaustiańskich miał pchnąć Führera do zagłady narodu żydowskiego – i za geografię, bo to na polskich ziemiach dochodziło do ludobójstwa. Co więcej, w tej absurdalnej opowieści pamięć o milionach pomordowanych przez Niemców Polaków albo nie istnieje, albo jest umiejętnie pomijana.

Autor "Krwi na naszych rękach?" ma słuszne pretensje do Kościoła katolickiego, który pod wpływem wyznawców religii Holokaustu, radykalnie zmienił swoje dotychczasowe stanowisko i uznał domniemaną winę za doprowadzenie do masowych zbrodni, przyznając, że dzieje chrześcijaństwa to właściwie niekończące się pasmo antysemityzmu. Lisicki powołuje się przy tym na szereg dokumentów, listów i wystąpień zarówno samych hierarchów, jak i watykańskich teologów, którzy byli w stanie zanegować wcześniej głoszone przez siebie poglądy tak, by teraz – w nowym rozdaniu – nie urazić Żydów.

Zanim przeczytałem "Krew na naszych rękach?" byłem pewien, że Hitlera i jego najbliższych współpracowników nie da się powiązać z chrześcijaństwem. Myślałem, że Ewangelia to po prostu opis życia i działalności Jezusa, który przyszedł na świat, "by dać świadectwo prawdzie". W końcu, twierdziłem też, że podstawowym przesłaniem Syna Bożego była bezgraniczna miłość do bliźniego, bez względu na rasę czy pochodzenie. Jednak, jak pokazuje Lisicki, liberalni teologowie otwarcie zakwestionowali ponad dwuwiekową tradycję, przekonując, że nauczanie Chrystusa od zawsze było przepełnione pogardą i nienawiścią wobec narodu wybranego.

W ponad 600-stronicowej, popartej niezwykle ciekawymi źródłami książce naczelnego "Do Rzeczy" pojawia się jeszcze wyjątkowo kontrowersyjna kwestia – mordy rytualne. W części czwartej autor opisuje historię prof. Ariela Toaffa, znanego żydowskiego historyka i syna byłego naczelnego rabina Rzymu. W 2007 r. opublikował on we Włoszech książkę "Krwawe paschy. Żydzi europejscy i morderstwa rytualne", w której napisał, że zabijanie dzieci chrześcijańskich i wykorzystywane ich krwi było praktykowane w średniowieczu przez sekty należące do wspólnoty Żydów aszkenazyjskich, przybyłych do Trydentu z terenów Niemiec. Co zrobił kilka dni po publikacji odsądzany od czci i wiary prof. Toaff? Aby się tego dowiedzieć, muszą Państwo sięgnąć po książkę Pawła Lisickiego.

Fot. materiały prasowe

Kolejna recenzja książki "Krew na naszych rękach?" autorstwa Rafała Ziemkiewicza ukaże się w poniedziałkowym numerze "Do Rzeczy".

O najnowszej książce Pawła Lisickiego można przeczytać więcej m.in. TUTAJ i TUTAJ.

Czytaj także