Masakra na Kulikowym Polu. W tej jednej bitwie zginęło 12 książąt
  • Maciej RosalakAutor:Maciej Rosalak

Masakra na Kulikowym Polu. W tej jednej bitwie zginęło 12 książąt

Dodano: 
Bitwa na Kulikowym Polu. Autor obrazu: Adolphe Yvon
Bitwa na Kulikowym Polu. Autor obrazu: Adolphe Yvon 
Moskwa okupiła to zwycięstwo straszliwą daniną krwi, ale zaczęła dzięki niemu wstawać z kolan. To wtedy zaczęła się rodzić jej potęga.

Książęta ruscy ponieśli straszliwą klęskę w stepie nadczarnomorskim 31 maja 1223 r. w bitwie nad rzeką Kałką. Spośród 18 zginęło 10 książąt, a przeszło połowa z ich 40-tysięcznej armii poległa. Mongołowie nie podbili jeszcze wtedy Rusi, ale pokazali, jak wielka siła drzemie w wojsku stepowych nomadów i jak bezlitośni potrafią być wobec pokonanych. Cała Ruś doznała ich okrucieństw kilkanaście lat później, kiedy wnuk nieżyjącego już Czyngis-chana – Batu-chan – ruszył ze stepów kazachskich i syberyjskich na zachód, aby objąć tę część świata, jaka przypadła mu w spadku.

Ruś w jarzmie

Podbój Rusi trwał od 1237 do 1240 r. Mongołom było tym łatwiej, im bardziej zantagonizowane stawały się księstwa rodu Rurykowiczów, potomków Włodzimierza Wielkiego. Bezlitośnie wyrzynali ich wojska oraz ludność tych miast i ziem, które nie poddały się na pierwsze wezwanie. Tak było np. z Kijowem i Czernichowem, spalonymi po straszliwej rzezi. Z kolei władca Wielkiego Nowogrodu – Aleksander Newski – kiedy usłyszał o tragedii podległego mu również Torżka, z pokorą przyjął poddaństwo wobec najeźdźców. Uczynili tak również inni książęta z północno-wschodniej Rusi.

Czy to, że właśnie na tych ogromnych obszarach – jak wynika z badań genetycznych – dominował i nadal dominuje genotyp bynajmniej nie słowiański, ale ugrofiński, mordwiński i turecki, miało tu znaczenie? Tutejsi książęta i bojarowie wywodzili się, tak jak na całej Rusi, z nordyckich Waregów, ale uległość wobec silniejszego, poddaństwo bez szemrania, przejmowanie azjatyckich metod sprawowania władzy okazały się tu silniejsze niż na dzisiejszych ziemiach białoruskich i ukrainnych...

Mongołowie nie objęli Rusi w bezpośrednie władanie. Nie zniszczyli też Cerkwi prawosławnej. Zostawili upokorzonych i w pełni uległych im książąt, którzy sami musieli zbierać daniny wśród bojarów i ludu, a następnie dostarczać je do stolicy Złotej Ordy w nadwołżańskim Saraju. Był to warunek otrzymania jarłyku, czyli upoważnienia do zarządzania własnym księstwem. Z bogatymi darami, ale i z duszą na ramieniu wybierali się Rurykowicze do chana, bo nie każdy wracał od niego żywy. Taki los spotkał np. Michaiła Czernichowskiego, a jego śmierć okazała się wyrokiem dla udzielnego księstwa w Czernichowie.

Czytaj też:
Ruś na kolanach

Szczególnie ulegli – i dzięki temu rosnący w siłę – okazali się książęta Tweru oraz Moskwy, konkurujący zawzięcie o włodzimierski jarłyk wielkoksiążęcy, dający zwierzchnictwo nad innymi książętami ruskimi. Zręczniejsi i bardziej skuteczni okazali się ci z Moskwy – kolejno: Daniel, Jurij i Iwan Kalita. Właśnie za panowania Iwana (1325–1340), który nie tylko uzyskał tytuł wielkoksiążęcy, lecz także przeniósł do Moskwy siedzibę metropolity prawosławnego, to księstwo uzyskało prymat na całej Rusi podległej chanowi. I takie odziedziczył po swym ojcu Iwanie (1353–1359), synu Iwana Kality, młodziutki Dymitr, po 1380 r. nazwany Dońskim.

Czas mu sprzyjał. Oto w drugiej połowie XIV w. obserwujemy upadek znaczenia Złotej Ordy, która dzieli się na wojujące ze sobą chanaty. Ułatwia to z kolei objęcie władania nad znaczną częścią Rusi książętom litewskim: Giedyminowi (1316–1341) i Olgierdowi (1345–1377). Nie narzucali oni Rusinom dotkliwego jarzma, lecz przeciwnie – często przyjmowali ich wiarę i język. Rusini z kolei chętnie korzystali z ich ochrony przed Tatarami, bo Litwini udowodnili, że potrafią ich zwyciężać, tak jak w bitwie nad Sinymi Wodami, gdzie w 1362 r. armia Olgierda rozgromiła wojsko Chadżybeja i Kutłubaja.

Groźni sąsiedzi postępowali ze sobą tak jak i gdzie indziej w średniowieczu: często zmieniali sojusze, krótsze bądź dłuższe okresy rozejmów przerywali starciami zbrojnymi, a małżeństwa z siostrami i córkami chwilowych sprzymierzeńców nie zawsze oznaczały trwały pokój i współdziałanie. Zmiana sytuacji za Dymitra polegała na fakcie bezprecedensowym w ciągu ponad stu minionych lat: korzystając z upadku znaczenia Złotej Ordy, odmówił płacenia jej haraczu! Stosunek sił odmienił się na korzyść Moskwicinów i wspierającego ich księcia suzdalsko-niżnonowogrodzkiego Dymitra Konstantynowicza. To z kolei spowodowało, że Jagiełło, syn Olgierda, zawarł sojusz z chanem Mamajem, który postanowił ukarać niepokorną Moskwę.

Batalia w stepie

Wojna nie rozpoczęła się dla Rusinów pomyślnie. W 1377 r. ponieśli upokarzającą klęskę nad rzeką Pjaną, bo żołnierze pod wodzą Iwana – syna księcia Dymitra Konstantynowicza – byli pijani („Nad Pjaną pijani” – mówiono) i bez zbroi, które zdjęli z powodu upału. Arapsza – emir Mamaja – wyrżnął ich bez większego kłopotu, a Iwan Dmitrewicz utopił się w rzece.

Odwet wziął sam książę moskiewski Dymitr Iwanowicz 13 sierpnia następnego roku nad rzeką Wożą, niedaleko Kołomny, na południowych rubieżach swych włości. Tu z kolei emir Biegicz popełnił identyczny błąd jak książęta ruscy w 1223 r. nad Kałką, przeprawiając się przez rzekę pod okiem wroga. Dymitr sprytnie rozmieścił siły odwodowe i rozbił w pył wychodzących z wody, jeszcze mokrych Tatarów. To pierwsze w polu zwycięstwo umocniło wiarę Rusinów we własne siły, a w Mamaju rozpaliło żądzę zemsty.

Latem 1380 r. sam Mamaj wyprawił się na Moskwę, wiodąc 70 tys. wojowników. Poza Tatarami byli wśród nich koczownicy nadwołżańscy i kaukascy oraz oddziały piesze i oblężnicze zaciągnięte w koloniach genueńskich na Krymie. Dymitr miał siły równie liczne, bo na jego apel stawiły się wojska wszystkich niemal książąt z północno-wschodniej Rusi. Do wyjątków należały: Wielki Nowogród, Smoleńsk i Twer, a także oficjalnie sprzymierzony z Mamajem Riazań, ale Dymitr uzyskał stamtąd zapewnienie, że nie wesprą wroga. Moskwa stanęła na czele tak licznej koalicji Rurykowiczów, jakiej nie pamiętano od czasów Kałki.

Artykuł został opublikowany w 9/2017 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.