Skazani na spór

Dodano:   /  Zmieniono: 
fot.GETTY IMAGES
fot.GETTY IMAGES
„Vita mea, mors tua” (Moje życie, twoja śmierć) – tak Józef Feldman zatytułował rozdział swojej książki o Bismarcku, oddając tym naturę relacji między Prusami a Polską. O Polsce i imperium rosyjskim można by napisać to samo.

Wciąż nie ma lepszej szkoły myślenia o polityce polskiej względem Rosji niż pisma Romana Dmowskiego” – napisał Rafał A. Ziemkiewicz, otwierając debatę „Do Rzeczy” Polska – Rosja. Najlepszym komentarzem do tej tezy jest prześmiewczy wierszyk, który ulica warszawska dedykowała Stanisławowi Augustowi, gdy ten ufundował w Łazienkach pomnik Sobieskiego, by odwołując się do myśliwielkiego sarmaty, ożywić ideę antytureckiego sojuszu z Rosją: „Sto tysięcy na pomnik, ja bym dwakroć łożył, gdyby Staś był skamieniał, a Jan III ożył”. 

Dmowski 108 lat temu, tworząc dzieło „Niemcy, Rosja i kwestia polska”, pisał je ze świadomością, że po francusko-brytyjskiej entente cordiale z 1904 r. i porozumieniu rosyjsko-brytyjskim z 1907 r. nie można zdobyć sympatii Zachodu, ukazując Polskę jako czynnik antyrosyjski, a jedyną metodą przyciągnięcia uwagi Paryża i Londynu jest demonstrowanie antyniemieckości i zdolności do ugody z Rosją. Tą ostatnią „Pan Roman” pogardzał i jako cywilizacyjnie niższą od Polski uważał za niezdolną do skutecznej asymilacji Polaków. Nie wyobrażał sobie, że alternatywą dla asymilacji może być eksterminacja – był to wszak okres przedtotalitarny.

ZIEMKIEWICZ SIĘ MYLI

Coś, co Dmowski uważał za instrument politycznej gry w rękach Polaków zabiegających o poparcie Paryża i Londynu, jego o wiek późniejsi epigoni uznają za trwałą istotę położenia geopolitycznego Polski. Uznanie dziś aktualności ocen położenia Polski względem Rosji i Niemiec, tworzonych przez Dmowskiego ponad wiek temu, ma tyle sensu co antyturecka inicjatywa króla Stasia powołującego się na wielkość Jana III, przy czym ta ostatnia pozwoliła chociaż Sejmowi Wielkiemu „bez drażnienia Rosji” zwiększyć liczebność wojska „potrzebnego na wojnę z Turcją”. 

Cały artykuł dostępny jest w 42/2016 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Autor: Przemysław Żurawski vel Grajewski
Czytaj także