Etatowy elektorat Tuska
  • Piotr GabryelAutor:Piotr Gabryel

Etatowy elektorat Tuska

Dodano:   /  Zmieniono: 

Zastanawiam się, skąd się bierze cały 1 proc. Polaków (a w niektórych badaniach nawet 2–3 proc.) – to w końcu od trzystu kilkudziesięciu tysięcy do miliona ludzi – którzy nadal oceniają rząd Donalda Tuska jako „bardzo dobry” lub „zdecydowanie dobry”. Nie „raczej dobry” czy po prostu „dobry” (bo takich jest dużo więcej, zazwyczaj nieco ponad 20 proc.), ale właśnie „bardzo dobry” lub „zdecydowanie dobry”.

Kim są ci ludzie, skoro na pierwszym rządzie Tuska na pewno poznali się już wszyscy zwolennicy niezrealizowanych przezeń obietnic PO z 2007 r. – m.in. wprowadzenia podatku liniowego, określenia koszyka medycznych świadczeń gwarantowanych, podzielenia molocha NFZ?

Kim są ci ludzie, skoro na drugim rządzie Tuska bez cienia wątpliwości poznali się zwolennicy niezrealizowanychprzezeń obietnic wyborczych PO z 2011 r. – na przykład włączenia rolników do powszechnych systemów podatkowego i emerytalno-rentowego oraz jednoczesnego zlikwidowania KRUS?

Kim są ci ludzie, skoro na obu rządach Tuska dobrze poznali się też przeciwnicy zmian, których liderzy PO zarzekali się nie wprowadzać – a jednak je wprowadzili – podniesienia podatku VAT i składki rentowej, wydłużenia wieku emerytalnego, uchylenia progów ostrożnościowych (hamulca bezpieczeństwa w finansach publicznych) oraz najpierw częściowej, a teraz być może ostatecznej likwidacji OFE?

Kim są ci ludzie, skoro na rządach Tuska poznali się już nawet urzędnicy Komisji Europejskiej, którzy po latach pozwalania na wodzenie się za nos zorientowali się wreszcie, że czarujący ich ustawicznie polski premier i jego ministrowie regularnie wyprowadzają ich w pole: co roku obiecują sprowadzenie deficytu poniżej pułapu 3 proc. i zreformowanie finansów publicznych, z czego oczywiście co roku nic nie wynika? Przecenioną Polskę strącili więc do ligi europejskich maruderów poddawanych procedurze nadmiernego deficytu, a Tuska pozbawili przydomku prymusa UE.

Stąd moja ciekawość. Skąd w tej sytuacji wciąż bierze się tych kilkaset tysięcy – do miliona – Polaków, którzy na przekór wszystkiemu, w niezgodzie z rozumem, zachowują się tak, jakby się nie poznali na rządzie Tuska.

Banalnie oczywisty wniosek nasuwa się sam. Otóż nie wykluczone, że wyłączając przypadki tak skomplikowane jak Waldemar Kuczyński et consortes – cała reszta to po prostu Tuskowi urzędnicy z rodzinami.Dalekowzroczna ekipa Tuska zatrudniła przecież ponad 100 tys. nowych urzędników, nie licząc tych wymienionych na „swoich” urzędników na wcześniej istniejących etatach.

100 tys. urzędników z rodzinami daje kilkaset tysięcy pewnych wyborców. To ostatni, żelazny – bo zawodowy, na etatach opłacanych przez nas, podatników – elektorat PO.

Czytaj także