Śmiertelny wróg Putina. Rosja musiała się go pozbyć

Śmiertelny wróg Putina. Rosja musiała się go pozbyć

Dodano: 
Władimir Putin i Micheil Saakaszwili w lutym 2008 r.
Władimir Putin i Micheil Saakaszwili w lutym 2008 r. Źródło: Wikimedia Commons / www.kremlin.ru
Propaganda Kremla twierdziła i twierdzi uparcie, że najazd na Gruzję w 2008 r. był wojną obronną. Całkowicie się z tym zgadzam. Atakując Gruzję, Putin bronił bowiem swojego skorumpowanego reżimu.

Wiktor Suworow

Jeszcze za czasów Związku Sowieckiego, w roku 1973, wybrałem się do Gruzji. Ojciec mojej żony był oficerem lotnictwa i pojechaliśmy go odwiedzić. Zaskoczyło nas, jak niezwykle bogata była ta sowiecka republika. Okazało się, że powodem tego bogactwa jest fantastyczny klimat.

W Związku Sowieckim 8 marca obchodzony był Dzień Kobiet i każdy sowiecki mężczyzna musiał tego dnia dać swojej wybrance kwiaty. Był to pomysł wręcz idiotyczny. Skąd bowiem wziąć kwiaty w Rosji na początku marca?! Większa część kraju jest jeszcze wówczas skuta lodem. Oczywiście można je było sprowadzić z Zachodu, ale przecież Związek Sowiecki nie zniżał się do tego, żeby kupować kwiaty od krajów kapitalistycznych. To by było nie do pomyślenia!

Nie bardzo wypadało także handlować kwiatami ze swoimi satelitami, np. z Bułgarią czy Rumunią. Rakiety, pociski artyleryjskie, karabinki Kałasznikowa – to były produkty, które wymieniały między sobą „miłujące pokój” kraje demokracji ludowej. Skąd więc wziąć te cholerne kwiaty? Oczywiście z Gruzji. Na początku marca niemal każdy Gruzin kupował bilet lotniczy do Moskwy i przybywał do stolicy z sześcioma walizami pełnymi kwiatów. Wracał zaś z sześcioma walizami rubli.

Te kwiaty były po prostu fatalne. Wymięte, na wpół zwiędłe, bez zapachu. Jednak cóż było robić. Kupować je – i to za bajońskie sumy – trzeba było. W ten sposób do Gruzji płynęły miliony. Problem zaczął się, gdy padł Związek Sowiecki. Natychmiast otwarto granice i do Moskwy zaczęły napływać całymi tonami wspaniałe kwiaty z Holandii, cytryny z Hiszpanii i egzotyczne owoce z Bliskiego Wschodu.

Nikt już nie potrzebował gruzińskich produktów. Gospodarka byłej republiki – a teraz już niepodległego państwa – błyskawicznie się załamała. Gruzja pogrążyła się w biedzie i nieprawdopodobnej, nawet jak na niskie standardy tego regionu, korupcji. Korzystała na tym oczywiście dzieląca i rządząca w regionie Rosja. Kiedy jednak prezydentem został Micheil Saakaszwili, wszystko się zmieniło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

Natychmiast opanowano korupcję, a gospodarka rozkwitła. Nowy prezydent zrzucił rosyjski protektorat i otworzył się na Zachód. Nastąpił gospodarczy i polityczny cud. Gruzja stała się normalnym państwem, a jej obywatele zaczęli żyć godnie, na przyzwoitym poziomie.

Czytaj też:
To dlatego Putin zabił mi przyjaciela. Brutalna prawda o śmierci Litwinienki

Propaganda Kremla twierdziła i twierdzi uparcie, że najazd na Gruzję w 2008 r. był wojną obronną. Całkowicie się z tym zgadzam. Atakując Gruzję, Putin bronił bowiem swojego skorumpowanego reżimu. Przykład Saakaszwilego był bowiem dla niego niezwykle niebezpieczny. Rosjanie mogli zapytać: Jak to możliwe, że w Gruzji jeszcze niedawno panowało takie dziadostwo jak u nas, a teraz raptownie nastąpiła taka poprawa? Może i u nas należałoby wprowadzić takie reformy? Może i my powinniśmy sobie zmienić przywódcę?

Tak oto Micheil Saakaszwili, prezydent maleńkiej Gruzji, rzucił wyzwanie przywódcy wielkiego mocarstwa, Władimirowi Putinowi. I stał się dla niego śmiertelnym zagrożeniem.

W Azerbejdżanie rządzi skorumpowany reżim – Rosja nie widzi tam najmniejszego zagrożenia.

W Kazachstanie rządzi skorumpowany reżim – Rosja nie widzi tam najmniejszego zagrożenia.

W Uzbekistanie rządzi skorumpowany reżim – Rosja nie widzi tam najmniejszego zagrożenia.

W Gruzji do władzy doszedł demokratyczny prezydent reformator – Rosja wkracza tam ze swoimi czołgami.

Na Ukrainie do władzy doszedł demokratyczny prezydent reformator – Rosja wkracza tam ze swoimi czołgami.

Trudno mi nie myśleć ze wstydem o tym, jaką rolę odgrywa obecnie Rosja. Jest to rola uzbrojonego w pałę żandarma, który stoi na straży tego, aby mieszkańcy byłych sowieckich republik żyli w nędzy i byli rządzeni przez dyktatorów. Zarazem trudno mi nie myśleć z podziwem o Micheilu Saakaszwilim. Tym dzielnym gruzińskim wojowniku.

Artykuł został opublikowany w 2/2016 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.