Pożar w hospicjum. "Krzyczeli błagając o pomoc". Wstrząsająca relacja policjantów

Pożar w hospicjum. "Krzyczeli błagając o pomoc". Wstrząsająca relacja policjantów

Dodano: 
Służby na miejscu pożaru hospicjum w Chojnicach
Służby na miejscu pożaru hospicjum w ChojnicachŹródło:PAP / Jan Dzban
Pożar w chojnickim hospicjum wybuchł w nocy z niedzieli na poniedziałek. Życie straciły 4 osoby. 24 trafiły do szpitala.

Fakt24.pl dotarł do policjantów z Czerska, którzy jako pierwsi ruszyli na pomoc uwięzionym w płonącym hospicjum w Chojnicach ludziom. To sierż. sztab. Marek Rydzkowski i sierż. Dawid Czapiewski.

– Zostaliśmy wezwani do Chojnic w związku z zupełnie inną interwencją. Kiedy z niej wracaliśmy, otrzymaliśmy niepokojącą informację, że coś dzieje się w hospicjum. Przypadkiem przejeżdżaliśmy nieopodal i jako pierwsze służby dotarliśmy na miejsce. Informacje, jakie otrzymaliśmy od dyżurnego, nie przygotowały nas na koszmar, jaki zastaliśmy. Zobaczyliśmy kłęby czarnego dymu i słup ognia wzbijający się z okna na parterze na wysokość 3 metrów. Natychmiast przekazaliśmy informację o skali pożaru i o tym, że potrzebne będą większe siły. Zaparkowany obok budynku samochód ratownictwa medycznego też już stał w płomieniach. Z jednego otwartego okna na parterze usłyszeliśmy dramatyczne wołanie o pomoc. Okazało się, ze wewnątrz są ludzie, których życie jest w opałach. Krzyczeli błagając o pomoc – mówi w rozmowie z serwisem Marek Rydzkowski.

– Marek od razu postanowił działać, wszedł przez otwarte okno w kłębowisko dymu i po chwili zobaczyłem parę wątłych rąk skierowanych w moją stronę... To Marek podawał mi drobną kobietę, podopieczną hospicjum. Ewakuowaliśmy w ten sposób 4 osoby z tego pomieszczenia, troje z nich było pacjentami, jedna była opiekunką – relacjonuje drugi z funkcjonariuszy.

– Kiedy wynieśliśmy tych ludzi z pożaru i przenieśliśmy ich na bezpieczną odległość, wróciliśmy prędko do budynku, bo krzyki i błagania o pomoc nie milkły. Działaliśmy pod wpływem chwili. Jesteśmy przygotowani na różne dramatyczne okoliczności, ale na takie coś nigdy nie jesteś do końca gotów. Czuliśmy jednak, że to nasz obowiązek i musimy ratować życie i zdrowie ludzkie. Adrenalina sprawiła, że nie czuło się bólu ani zmęczenia. Tego nie da się zapomnieć. Słyszeliśmy wołania o ratunek i wiedzieliśmy, że tam w środku są ludzie, którzy potrzebują naszej pomocy. Podjęliśmy dwie, może trzy próby wejścia do środka, ale dym był tak gęsty, że uniemożliwiał oddychanie. Wewnątrz było zupełnie czarno, zero widoczności. Nie oddalaliśmy się od siebie na wyciągnięcie ręki, by móc się asekurować. To jednak było ponad nasze możliwości, nie mieliśmy specjalistycznego sprzętu i nie mogliśmy wejść dalej niż kilka metrów. Ale za każdym razem gdy wracaliśmy i nabraliśmy oddechu, jakaś siła wewnętrzna kazała nam spróbować jeszcze raz... – dodaje Dawid Czapiewski.

Prokuratura wszczęła śledztwo mające wyjaśnić przyczyny pożaru. – Najprawdopodobniej przyczyną pożaru hospicjum przy ulicy Strzeleckiej w Chojnicach było zaprószenie ognia przez jednego z pensjonariuszy – powiedział TVN24 Michał Sienkiewicz z Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku.

Informacje te potwierdza Mirosław Orłowski, Prokurator Rejonowy w Chojnicach. Jak dodaje, wszczęte zostało śledztwo "w sprawie sprowadzenia pożaru, w następstwie którego zginęły cztery osoby, a co najmniej 24 osoby odniosły różnego rodzaju obrażenia ciała". To przestępstwo z artykułu 163 paragraf 3 kodeksu karnego.

Czytaj też:
Chojnice: Nowe informacje ws. pożaru w hospicjum

Źródło: Fakt24.pl
Czytaj także