Wyśniona klątwa Komorowskiego

Wyśniona klątwa Komorowskiego

Dodano: 
Bronisław Komorowski, były prezydent RP
Bronisław Komorowski, były prezydent RPŹródło:PAP/Marcin Bielecki
TAKI MAMY KLIMAT || Sugestie, że Andrzej Duda podzieli los Bronisława Komorowskiego, przegrywając „wygrane” wybory, mówią więcej o osobach, które wypowiadają takie tezy, niż o samych wyborach. W 2015 roku za Komorowskim stały sztucznie nadmuchane sondaże i upadająca PO, w roku 2020 za Dudą stoi Prawo i Sprawiedliwość, którego popularność w ostatnich wyborach była rekordowa. Te dwie sytuacje są po prostu nieporównywalne.

Te sugestie rysujące paralelę pomiędzy obecnym a poprzednim prezydentem padają szczególnie często wśród polityków opozycji, którzy bagatelizują sondaże sprzyjające urzędującej głowie państwa, wskazując że Komorowski w sławetnym badaniu CBOS na trzy miesiące przed wyborami miał niemal 50 pkt. proc. przewagi nad kandydatem PiS. Ergo – obecny prezydent musi mieć się na baczności, bo w II turze kandydat opozycji go rozgromi.

Czy Andrzej Duda faktycznie podąża drogą Komorowskiego? Cóż, to porównanie wydaje się być zupełnie nietrafione. To po prostu myślenie życzeniowe zwolenników opozycji.

Duda to nie Komorowski

Rację mają wszak komentatorzy wskazujący, że Andrzej Duda, mimo iż pozostaje liderem sondaży, to może jedynie pomarzyć o takim poparciu jakie miał w badaniach Bronisław Komorowski. Stąd jest wysnuwana teza, że obecny prezydent jest jedynie pozornie liderem wyścigu. "Jeśli na pół roku przed wyborami jest tak niewielka różnica, to Andrzej Duda i obóz władzy nie mogą spać spokojnie" – ocenił choćby niedawno prof. Kik.

Tylko że oba przypadki są nieporównywalne. O ile poparcie jakie uzyskuje Andrzej Duda w ostatnich badaniach wydaje się być realne (świadczy o tym choćby wewnętrzny partyjny sondaż zlecony przez Lewicę, gdzie Duda uzyskał 45 proc.), o tyle sondaże sprzed 5 lat ewidentnie faworyzowały Bronisława Komorowskiego. Były sztucznie nadmuchane, a nagle w dniu wyborów okazało się, że jego realne poparcie było ewidentnie mniejsze. Nie starczyło go ani na 70, ani na 50 ani nawet na 35 procent.

Te sztucznie napompowane badania jedynie upewniały kandydata Platformy, że nie ma z kim przegrać, a jego konkurent z PiS-u jest jakimś żartem, a nie realnym zagrożeniem. W bańce medialnej stworzonej przez ćwierć wieku III RP Komorowski był jedynym poważnym kandydatem. Jego zetknięcie się z rzeczywistością było bardzo bolesne.

Rok 2015 vs 2020

Całkowicie odmienna jest również sytuacja polityczna. W 2015 roku Bronisław Komorowski był co prawda prezentowany jako murowany faworyt, ale jego własne środowisko polityczne borykało się z poważnymi kłopotami wizerunkowymi. Donald Tusk porzucił własną partię, udając się do Brukseli, a sama Platforma cały czas babrała się w aferze podsłuchowej i znajdowała się na równi pochyłej. O ile nikt nie wierzył w sukces Dudy, to porażka PO w wyborach parlamentarnych (które odbyły się kilka miesięcy po prezydenckich) była łatwa do przewidzenia.

Obecna sytuacja jest zupełnie odwrotna. Poparcie Dudy w sondażach jest, owszem, mniejsze niż to Komorowskiego sprzed pięciu lat i nie gwarantuje mu łatwego zwycięstwa, ale wydaje się być realne, a nie wzięte z sufitu. Po drugie, kilka miesięcy temu mieliśmy prawdziwy sprawdzian dla jego środowiska politycznego, które co prawda wyszło poobijane (Senat, wzmocnienie się frakcji Ziobry i Gowina), ale jednak ostatecznie uzyskało rekordowe poparcie.

Przypomnijmy, że ledwie 3 miesiące temu PiS uzyskał ponad 43 proc. głosów (i to przy rekordowej frekwencji). Takiego wyniku Platforma nie miała nawet w swoich złotych czasach. PiS de facto osiągnął szklany sufit i bardzo wątpliwe jest, by jakakolwiek partia w obecnym systemie politycznym mogła uzyskać wyższe poparcie.

Różnica kolosalna

Zatem w 2015 roku mieliśmy Komorowskiego, za którym stała upadająca Platforma, a w roku 2020 mamy Dudę, za którym stoi PiS u szczytu popularności. Obaj politycy wychodzili do wyścigu po drugą kadencję z zupełnie innych pozycji.

Bronisław Komorowski nie miał pojęcia jaka rzeczywistość polityczna go otacza, przekonany o nieuchronności swego sukcesu zamknął się w Pałacu Prezydenckim, czekając na zwycięstwo i narzekając, że ta cała kampania to taka długa i człowiek się musi męczyć przez kilka miesięcy. Do ludzi wyszedł dopiero po pierwszej turze wyborów, gdy świat lemingów się wręcz załamał. I… okazało się, że to był jego kolejny błąd.

Całą Polskę obiegały filmy a to ze słynnych przemarszów po Krakowskim Przedmieściu, gdzie radził ludziom, aby „wzięli kredyt”, a to z objazdów po Polsce, na których wrzeszczał na protestujących ludzi. Okazało się, że prezydent zupełnie nie potrafi rozmawiać z ludźmi, którym miał przewodzić.

Natomiast jak negatywnie by ktoś nie oceniał prezydentury Andrzeja Dudy, to musi przyznać, że jest on niezwykle pracowitym politykiem. 21 listopada prezydent ogłosił, że odwiedził wszystkie powiaty w Polsce. To spory atut przy zbliżającej się kampanii. Dla kogoś mieszkającego w Warszawie czy Krakowie taka informacja niewiele znaczy, ale dla osób mieszkających w mniejszych miasteczkach czy wsiach możliwość spotkania się niemal twarzą w twarz z urzędującym prezydentem jest znaczącym wydarzeniem.

To oczywiście nie gwarantuje sukcesu w wyborach, ale po pierwsze daje pewną przewagę (bo jego kontrkandydaci po prostu nie dadzą rady powtórzyć tego wyczynu w tak krótkim czasie), po drugie pokazuje nam, jak pracowity był prezydent jeszcze przed rozpoczęciem samej kampanii, a po trzecie potwierdza, że po prostu nie boi się swoich wyborców. Ponownie – między Bronisławem Komorowskim a Andrzejem Dudą jest kolosalna różnica.

Wszyscy kontra PiS?

Kolejnym argumentem, jaki jest podejmowany na rzecz tego, że Duda ma przegrać wybory, jest teza, że w II turze zadziała metoda „wszyscy przeciw PiS”. To stara sprawa – już w wyborach parlamentarnych i unijnych zwolennicy PO powtarzali, że Kaczyński może i wygrał wybory, ALE jeżeli dodać poparcie wszystkich pozostałych partii, to okaże się, że PiS nie ma większości.

Jasne, jak się tak pododaje, to tak będzie, tylko w tym myśleniu tkwi kilka poważnych błędów. Po pierwsze, 2+2 w polityce nie zawsze musi dawać 4. Po drugie, ten „zarzut” można zastosować do każdej siły politycznej, która rządziła w III RP, więc nie wiadomo za bardzo, czego takie dodawanie miałoby dowodzić.

Po trzecie, dla PiS-u to nic nowego, że musi się mierzyć ze sprzymierzonymi siłami antykaczystów. Tak było w ostatnich wyborach, tak było w wyborach unijnych (vide sojusz SLD, PO i PSL), tak było też podczas ostatnich wyborów prezydenckich, gdy Andrzej Duda miał przeciwko sobie cały antypis, a mimo tego wygrał.

Tylko zauważmy jedno – prezydent zawsze dostaje wyższe poparcie niż jego własna partia. W 2015 roku gdy Duda wygrał wybory, to poparcie dla Prawa i Sprawiedliwości sięgnęło w wyborach parlamentarnych ok. 37 proc. (odpowiednio dla Komorowskiego 33 proc. w I turze i dla PO 24 proc.), teraz (przy znacząco wyższej frekwencji) środowisko wspierające Andrzeja Dudę uzyskało w wyborach rekordowe 43 proc. Prezydent w naturalny sposób może oczekiwać, że co najmniej powtórzy wynik PiS-u w pierwszej turze.

Konfederaci i ludowcy

Po czwarte wreszcie – argument, że w drugiej turze wszystkie siły polityczne zjednoczą się przeciwko Andrzejowi Dudzie jest po prostu nieprawdziwy. Scena polityczna znacznie się zmieniła od 2015 roku (a co dopiero od 2010 i dalej) i należy te zmiany uwzględniać.

Bardzo wątpliwym wydaje się zatem, aby w II turze Małgorzata Kidawa-Błońska (zakładając, że to ona wejdzie do II tury) będzie mogła liczyć na wsparcie wyborców Konfederacji. Narodowcy i korwinowcy raczej nie poprą potencjalnego sprzymierzeńca radykalnej lewicy ideologicznej.

Podobnie sprawa wygląda w przypadku PSL-u, który w ostatnich miesiącach ponownie zaczął się prezentować jako rozsądne centrum o chadeckim odcieniu. Zresztą kilka tygodni temu Marek Sawicki w rozmowie z „Super Expressem” sam przyznał, że elektorat ludowców jest „specyficzny” i w drugiej turze poprze Andrzeja Dudę, jeżeli ten stanie do walki z kandydatem Koalicji Obywatelskiej albo Lewicy. Zresztą niewykluczone, że część wyborców sojuszu Kukiz-PSL zrobi to już w pierwszej turze. Wybory prezydenckie wszak znacznie się różnią od parlamentarnych i (zwłaszcza) samorządowych, w których PSL uzyskuje niezłe wyniki.

Wyśniona klątwa

Nie istnieje zatem żadna „klątwa Bronisława Komorowskiego”, Andrzej Duda – póki co – nie powtarza błędów swojego poprzednika. Wprost przeciwnie, zachowuje się w miarę rozsądnie i unika potknięć jakie były charakterystyczne dla jego poprzednika.

Ma również kontakt ze zwykłymi ludźmi. Z jednej strony prezentuje się jako obrońca „socjalnego” dorobku rządów PiS, z drugiej realizuje się w kompetencjach zarezerwowanych dla prezydenta przez konstytucję, czyli w polityce międzynarodowej.

Teorie, że obecny prezydent powtórzy błędy swojego poprzednika to bardziej myślenie życzeniowe zwolenników opozycji, a nie rzetelna ocena sytuacji.

Artykuł wyraża poglądy autora i nie musi być tożsamy ze stanowiskiem redakcji.


Zobacz poprzednie teksty z cyklu "TAKI MAMY KLIMAT":

Czytaj też:
Foch na Polskę
Czytaj też:
Wielka chryja o nic

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także