Długi powrót bohatera. Jak w III RP anulowano wyrok PRL
  • Sławomir CenckiewiczAutor:Sławomir Cenckiewicz

Długi powrót bohatera. Jak w III RP anulowano wyrok PRL

Dodano: 
Ryszard Kukliński
Ryszard Kukliński Źródło: Wikimedia Commons /
Kiedy wreszcie umorzono sprawę płk. Kuklińskiego, Polskę niemal natychmiast przyjęto do NATO.

Nieudane próby podważenia w III RP sądowej klątwy z okresu PRL w dziwny sposób zbiegły się z wielką tragedią Janiny i Ryszarda Kuklińskich, którzy właśnie wtedy, w niejasnych okolicznościach, stracili obu synów. Jako pierwszy zaginął Bogdan. Prowadził dość hulaszczy tryb życia i imał się zawodów narażających go na spore ryzyko. Analityk CIA Aris Pappas, dobrze znający sprawę Kuklińskiego, powiedział niedawno o śmierci Bogdana Kuklińskiego, iż nie ma powodów, by wierzyć, że zrobili to Rosjanie:

„Bogdan zachowywał się tak, jakby wyciął z gazety listę najbardziej niebezpiecznych zawodów na świecie i próbował przetestować każdy po kolei. Ciągle ryzykował. Pracował między innymi jako nurek ratownik na Alasce. W dniu, w którym zginął – wbrew zaleceniom lokalnych władz – wypłynął na wody Zatoki Meksykańskiej podczas sztormu. Znaleziono potem pustą łódź. Było dość oczywiste, że syn Kuklińskiego i jego kolega zostali zmieceni z pokładu przez falę. Gdyby rzeczywiście miała to być zemsta Rosjan, to musieliby oni wysłać łódź podwodną na wody Zatoki Meksykańskiej, między Teksasem a Florydą wynurzyć się w środku sztormu, odnaleźć łódź syna Kuklińskiego i zabić dwie osoby, które znajdowały się na pokładzie. To byłby pewnie dobry scenariusz na film, ale w rzeczywistości to kompletny absurd”.

Siedem miesięcy później nadeszła wiadomość o gwałtownej śmierci drugiego z synów, Waldemara. Jakby symbolicznie, 6 lipca 1994 r., na campusie uniwersyteckim w Aleksandrii Waldemara staranował dodge – trochę podobny do tego, którym z 7 na 8 listopada 1981 r. Kuklińscy uciekli z Polski. Kukliński nabrał przekonania, że stał się obiektem potencjalnego odwetu, choć bodaj nigdy nie powiedział tego wprost.

Wstrząśnięty dramatem pułkownika protestował Zbigniew Herbert. W kilku tekstach publikowanych na łamach „Tygodnika Solidarność” poeta domagał się natychmiastowego anulowania wyroku i przywrócenia Kuklińskiemu polskiego obywatelstwa. Wreszcie, ze względu na brak jakiejkolwiek reakcji władz, w tym prezydenta Wałęsy, 5 grudnia 1994 r. Herbert skierował do niego list. Pisał w nim między innymi:

„Proszę, domagam się, aby jak najszybciej uznać jako nieważny haniebny wyrok, który nadal ciąży na pułkowniku Ryszardzie Kuklińskim, przywrócić mu wszystkie prawa honorowe i obywatelskie oraz przyznać wysokie odznaczenia wojskowe za jego przykładną odwagę i poświęcenie. [...]

To, czego ośmielam się domagać, nie jest prośbą o łaskę, o którą pułkownik Kukliński nie zabiega, ani także o uniewinnienie, ponieważ nigdy nie był on winny – ale dokonanie wreszcie elementarnego aktu sprawiedliwości”.

Płk Ryszard Kukliński na wystawie PWPW

List Herberta zyskał spory oddźwięk i sprawa Kuklińskiego stała się sprawą publiczną. Wałęsa był jednak konsekwentny i odmawiał jakiejkolwiek inicjatywy. Protestowali komuniści i byli żołnierze zawodowi LWP, którzy słali do różnych instytucji protesty. Z czasem przybrały one formę zorganizowanego nacisku na władze państwowe, prokuraturę i sądy. Zapominając o półwieczu służby dla Sowietów, piętnowali teraz zdradę Kuklińskiego: „Zdrajca jest i pozostanie zdrajcą ojczyzny, nie może liczyć na przebaczenie i łagodne potraktowanie jego szpiegowskiej działalności na korzyść obcego państwa”.

Wreszcie 30 marca 1995 r. prezes Sądu Najwyższego Stanisław Rudnicki wystąpił do Izby Wojskowej Sądu Najwyższego z rewizją nadzwyczajną – zaskarżył w całości na korzyść Ryszarda Kuklińskiego wyrok z 23 maja 1984 r. Nie kwestionował legalności rozstrzygnięć sądowych z okresu PRL, podważał natomiast orzeczenie komunistycznego sądu, powołując się na dwie przesłanki: pierwsza dotyczyła „oparcia wyroku na okolicznościach niemających dostatecznej podstawy w ujawnionym na rozprawie materiale dowodowym”, druga polegała na zbyt „ogólnym określeniu czynu […] bez wskazania rodzaju przekazanych wiadomości”. Jego sposób argumentacji obnażył wszystkie manipulacje śledczych z WSW i farsę procesu z 1984 r.:

„Poważne zastrzeżenia budzi przyjęta przez Sąd podstawa wyrokowania. Część ustaleń Sądu, dotyczących zresztą kwestii ubocznych, została oparta na wyjątkowo ograniczonym materiale dowodowym. Natomiast w kwestiach najistotniejszych, a więc czy i w jaki sposób R.J. Kukliński dopuścił się zarzucanych, a następnie przypisanych mu przestępstw, Sąd oparł się na niedopuszczalnym w prawie polskim domniemaniu winy i notatkach urzędowych, a także na materiałach prasowych. […]

Nie ulega wątpliwości, iż ustalenie, że R. Kukliński działał na rzecz suwerenności i niepodległości kraju wyłącznie z pobudek ideowych, powinno skutkować jego uniewinnieniem. Nie wymaga dowodzenia, że suwerenność własnego kraju jest większym dobrem niż obowiązek zachowania wierności przysiędze wojskowej”.

Prezes Sądu Najwyższego wnioskował o przekazanie sprawy Kuklińskiego do ponownego rozpatrzenia przez prokuratora, który z kolei winien dokonać „wielu czynności w zakresie poszukiwania dowodów”. Prokuratorzy wojskowi zaczęli obwiniać prezesa Sądu Najwyższego Stanisława Rudnickiego, iż de facto działa na niekorzyść Ryszarda Kuklińskiego, gdyż „kontynuowanie śledztwa” może postawić byłego pułkownika LWP „w jeszcze gorszej sytuacji procesowej”, choćby ze względu na nowe dowody. Dlatego też prokurator mjr Jarosław Ciepłowski, biorąc za podstawę legalność wyroków zasądzonych w PRL, wnioskował z całą powagą do Izby Wojskowej Sądu Najwyższego, aby ta oddaliła rewizję nadzwyczajną dla dobra podsądnego.

Tropiąc „Renegata”

25 maja 1995 r. Izba Wojskowa Sądu Najwyższego uznała rewizję za w pełni zasadną, uchyliła wyrok z 1984 r. i przekazała sprawę Ryszarda Kuklińskiego Naczelnej Prokuraturze Wojskowej do uzupełnienia postępowania przygotowawczego. Przekazując sprawę wojskowej prokuraturze, która w systemie III RP zawsze odgrywała rolę reduty postkomunizmu oraz LWP i sprzeciwiała się przyjęciu rewizji nadzwyczajnej w sprawie Kuklińskiego, sąd potencjalnie ściągał na pułkownika falę nowych kłopotów. Było bowiem oczywiste, że w Naczelnej Prokuraturze Wojskowej zwycięży fałszywy legalizm, nakazujący ściganie Kuklińskiego za zdradę nieistniejącej już PRL i jej ludowej armii. Zresztą i Izba Wojskowa Sądu Najwyższego, w której pracowało wielu sędziów wydających wyroki w stanie wojennym, była wyznawcą tak pojmowanego legalizmu.

30 sierpnia 1995 r. zastępca prokuratora warszawskiego okręgu wojskowego płk Sławomir Gorzkiewicz, ten sam, który kilka miesięcy później zasłynął z zatuszowania sprawy szpiegowskiej premiera Józefa Oleksego, podpisał decyzję o wszczęciu śledztwa przeciwko „podejrzanemu o popełnienie przestępstwa z art. 122 kodeksu karnego [zdrady PRL]” Kuklińskiemu. Co ciekawe, prowadzenie postępowania w całości Gorzkiewicz powierzył Zarządowi Śledczemu Urzędu Ochrony Państwa. Na czele UOP w tym czasie stał gen. Gromosław Czempiński, który w okresie PRL, jako funkcjonariusz Departamentu II MSW (kontrwywiadu), rozpracowywał placówki CIA w Polsce, zwłaszcza Thomasa Ryana, który nadzorował i osobiście realizował plan ewakuacji Kuklińskiego z Polski. Poza tym Czempiński był w 1995 r. bliskim współpracownikiem niechętnego Kuklińskiemu Wałęsy i brał udział w operacjach UOP. Ich celem było pozyskanie wszelkich dokumentów kompromitujących prezydenta współpracą agenturalną z SB. Z kolei dyrektorem Zarządu Śledczego UOP był w tym czasie płk Wiktor Fonfara, również były funkcjonariusz SB i uczestnik akcji kolekcjonowania dokumentów „Bolka”. Również por. Leszek Elas z Zarządu Śledczego UOP brał wcześniej udział w kolekcjonowaniu akt „Bolka” przez UOP.

Artykuł został opublikowany w 10/2014 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.