Polityczne trzęsienie ziemi w Niemczech. Ekspertka: Teraz to skrajnie prawicowa AFD nadaje ton

Polityczne trzęsienie ziemi w Niemczech. Ekspertka: Teraz to skrajnie prawicowa AFD nadaje ton

Dodano: 
Björn Höcke, lider partii AfD, podczas kampanii przed wyborami w Turyngii, październik 2019 r.
Björn Höcke, lider partii AfD, podczas kampanii przed wyborami w Turyngii, październik 2019 r. Źródło:fot. Jens Schlueter/getty images
To, co wczoraj zaszło w Turyngii naprawdę wstrząsnęło niemiecką sceną polityczną. Mówi się o niesubordynacji turyngijskiej CDU względem centrali w Berlinie i złamaniu tabu. Tym tabu jest oczywiście zawiązanie cichego sojuszu lokalnych chadeków z AfD określaną jako partia skrajnie prawicowa, co w Niemczech jest równoznaczne z neonazistowską – mówi portalowi DoRzeczy.pl Olga Doleśniak-Harczuk, ekspert Instytutu Staszica, publicystka miesięcznika ‘’Nowe Państwo”.

Niemieckie media od wczoraj mówią o historycznej cezurze i trzęsieniu ziemi w związku z wyborem polityka liberałów (FDP), Thomasa Kemmericha na premiera Turyngii. W czym Kemmerich jest gorszy od swojego poprzednika, Bodo Ramelowa z postkomunistycznej partii Linke?

Olga Doleśniak-Harczuk: Tu nie chodzi o samego Kemmericha, ale o to kto wyniósł go do władzy. A arytmetyka jest jasna: 45 głosów oddanych na niego wczoraj w trzeciej turze głosowanie pochodzi z CDU, FDP i AFD. Po raz pierwszy od czasu, gdy AFD zasiadła w landtagu a aktualnie ma swoich posłów we wszystkich landtagach Niemiec, głosy tej partii zadecydowały o wyborze premiera landowego. I dla wielu Niemców, a już z pewnością dla elit politycznych w Berlinie, ta sytuacja jest szokiem. Rozmawiałam wczoraj z przedstawicielami prawie wszystkich stron sporu, AfD tłumaczy, że obiecała swoim wyborcom obalenie postkomunistów z Linke i że stawiając na Kemmericha ten cel udało im się osiągnąć. Zieloni i Linke są wściekli, zresztą szefowa turyngijskiej Linke wczoraj dała upust swojemu niezadowoleniu demonstracyjnie rzucając pod nogi nowowybranego premiera bukiet kwiatów, który przyniosła na salę sądząc, że wręczy go Bodo Ramelowi. Sam Ramelow, jak ogłoszono wynik był ewidentnie zszokowany. Kemmerich wygrał jednym głosem, na Ramelowa zagłosowało w trzecim podejściu 44 posłów, na Kemmericha 45, ani jeden głos nie padł natomiast na wystawionego przez AfD kandydata bezpartyjnego, Christopha Kindervatera, który jeszcze w drugim głosowaniu otrzymał 22 głosy. A potem jeszcze Björn Höcke, lider turyngijskiej AFD uznawany za najbardziej radykalnego z radykalnych członków tej partii uścisnął dłoń Kemmerichowi. Ten obrazek błyskawicznie obiegł wszystkie media a Bodo Ramelow opublikował na swoim koncie na twitterze zdjęcie uścisku dłoni lidera AFD i nowego premiera Turyngii a obok zdjęcie Adolfa Hitlera i Paula von Hinderburga powołującego Hitlera na stanowisko kanclerza Rzeszy. Ramelow opatrzył zdjęcia cytatem z Adolfa Hitlera o zwycięstwie w Turyngii. To co wczoraj zaszło w landtagu Turyngii naprawdę wstrząsnęło niemiecką sceną polityczną. Mówi się o niesubordynacji turyngijskiej CDU względem centrali w Berlinie i złamaniu tabu. Tym tabu jest oczywiście zawiązanie cichego sojuszu z AfD określaną jako partia skrajnie prawicowa, co w Niemczech jest równoznaczne z neonazistowską.

Czy Annegret Kramp -Karrenbauer, szefowa CDU, wiedziała co planują chadecy w Turyngii?

Wygląda na to, że nie. Moi rozmówcy podkreślają, że chadecy dopuścili się aktu samowoli. Tuż po wyborach pod koniec października 2019 r, Mike Mohring, przewodniczący CDU w Turyngii między wierszami dawał do zrozumienia, że byłby skłonny poprzeć Bodo Ramelowa. Podniosło się larum, że wchodzenie w jakiekolwiek układy ze spadkobiercami Socjalistycznej Partii Jedności Niemiec nie wchodzi w grę. I Mohring dostał w sumie rugę z centrali za sam pomysł. Z drugiej strony CDU od razu zaczęła zapewniać, że nie wyobraża sobie żadnej współpracy z AfD a liderzy partii w Berlinie pisali ostre artykuły w głównych mediach niemieckich, w których tłumaczyli, że AFD jest w gruncie rzeczy partią antyniemiecką i znajduje się na krawędzi niemieckiego porządku konstytucyjnego. CDU w Turyngii znalazła się miedzy młotem a kowadłem. Die Linke wygrało wybory, ale nie na tyle by spokojnie kontynuować koalicję z Zielonymi i SPD, AFD zdeklasowało CDU i SPD i umieściło w landtagu 22 swoich posłów podwajając tym samym wynik uzyskany w 2014 roku. W Landtagu zasiada 90 deputowanych, Linke ma 29, Afd, jak wspomniałam – 22, CDU – 21, SPD – 8 a Zieloni i FDP po 5 posłów. Przy tym podziale mandatów nie da się pomijać AfD i oni na tym wygrali. Teraz CDU ma poważny problem, podobno rozważa się sankcję względem struktur w Turyngii. Pozycja Annegret Kramp-Karrenbauer po raz kolejny uległa zachwianiu, zarzuca się AKK, że nie ma kontroli nad partią. Przynajmniej poza Berlinem, ta kontrola wymyka jej się z rąk. Koalicjant na szczeblu federalnym czyli SPD żąda wyjaśnień, siostrzana, bawarska CSU też nie akceptuje tego, co się stało w Turyngii. Pojawił się nawet pomysł powtórzenia wyborów w Turyngii, ale sprawa nie jest taka łatwa, za takim rozwiązaniem musiałoby się opowiedzieć 2/3 deputowanych do landtagu. Z drugiej strony rodzi się pytanie, która strona jest silniejsza. Czy ci, którzy dziś protestują przeciwko wyborowi Kemmericha, pala świeczki pod siedzibami FDP twierdząc, że poparcie Alternatywy dyskwalifikuje go jako premiera, czy ci, którzy argumentują, że przecież wygrała demokracja i trzeba ten wybór uszanować. Na razie na ulicach niemieckich miast protestują ludzie, którym cichy sojusz AFD i CDU absolutnie się nie podoba, w sobotę w Berlinie ma się odbyć kryzysowe posiedzenie w związku z sytuacją w Turyngii, CDU jest coraz bardziej podzielone na zwolenników i przeciwników współpracy z AFD, a sama Alternatywa dla Niemiec a zwłaszcza jej radykalne, nacjonalistyczne skrzydło dowodzone przez Björna Höckego pokazała, że potrafi zaszachować wszystkich.

Jak to się zakończy?

To, co wydarzyło się w Turyngii jest znaczącym pokazem siły AfD i nie pozostanie bez echa w kolejnych wyborach do Bundestagu. A Annegret Kramp-Karrenbauer musi ostrożnie stąpać. Zwłaszcza, że wczoraj jej największy konkurent do stołka kanclerskiego, Friedrich Merz ogłosił swoją rezygnację z pracy w biznesie i teraz zamierza poświęcić się „odnowie CDU”. To brzmi jak zapowiedź pojedynku. AKK znalazła się w fatalnej sytuacji, niezależnie od tego czy zdyscyplinuje czy nie swoich kolegów w Turyngii. AfD rośnie w siłę, akcje SPD spadają a CDU jawi się jako partia niezdolna do podejmowania szybkich i kluczowych decyzji, partia, która się miota. Wcale nie jestem pewna, czy w wypadku kolejnych wyborów w Turyngii, Alternatywa nie zdobyłaby jeszcze więcej głosów. W ostatnich latach, gdy w Niemczech pod pretekstem ratowania polityki przed brunatnymi wpływami usiłuje się wpływać na jak by nie było – demokratyczne wybory, część najbardziej skrajnego elektoratu jeszcze bardziej się mobilizowała. AFD będzie zyskiwać na każdym tego typu wydarzeniu i podbierać wyborców chadecji, ale i Linke. Z drugiej strony w siłę będzie rósł elektorat Zielonych. I może faktycznie dojdzie w końcu do sytuacji prognozowanej zarówno w kręgach konserwatywnych, jak i lewicowych, że ostateczna bitwa o dusze Niemców rozegra się między „Niebieskimi” (AFD) a Zielonymi.

Jak w całej sytuacji zachowuje się FDP? W końcu to ich poseł niespodziewanie chyba jednak dla wszystkich znalazł się w samym centrum zamieszania?

Przewodniczący FDP, Christian Lindner zapewnił, że Kemmerich nie będzie współpracował z AFD i zaapelował do CDU, SPD i Zielonych w Turyngii o wsparcie Kemmericha w utworzeniu rządu. Trudne zadanie, ponieważ SPD i Zieloni od razu, w wielkich emocjach, po ogłoszeniu wyników głosowania, zapowiedziały, że nie będą współpracować z premierem, który otrzymał wsparcie AFD. CDU w Berlinie de facto zakazało strukturom w Turyngii wchodzenia do rządu, sam Kemmerich jest jednym z pięciu zaledwie posłów FDP zasiadających w landtagu. Z pustego nawet Salomon nie naleje, powołanie ministrów w takich okolicznościach jest z każdej strony torpedowane. Linke miało już cały skład rządu, wszystko było zaplanowane, porażka Ramelowa wywróciła ich świat do góry nogami. FDP próbuje ratować sytuację, która i na nich spadła w sumie niespodziewanie. Sam Christian Lindner podczas wczorajszej konferencji prasowej wyglądał na zdenerwowanego, robi dobrą minę do złej gry. W internecie krąży petycja żądająca rezygnacji Kemmericha, w kilka godzin zebrano 15 tys podpisów, Annegret Kramp-Karrenbauer natomiast w publicznym wystąpieniu powiedziała, że teraz od Kemmericha zależy wyłącznie czy będzie premierem z łaski AfD. Christian Lindner jedzie do Turyngii na spotkanie z nowym premierem, już teraz nazywanym pogardliwie w mediach „Premierem Pięciu procent”.

Czytaj też:
Światowy Kongres Żydów żąda zakazania skrajnego "skrzydła" w AfD

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także