Mit kulturalnych elitek

Mit kulturalnych elitek

Dodano: 
Grupa manifestujących z transparentami podczas głównych obchodów 100. Rocznicy Zaślubin Polski z morzem i powrotu Pomorza do Macierzy na terenie Portu Rybackiego w Pucku.
Grupa manifestujących z transparentami podczas głównych obchodów 100. Rocznicy Zaślubin Polski z morzem i powrotu Pomorza do Macierzy na terenie Portu Rybackiego w Pucku. Źródło: PAP / Adam Warżawa
Taki Mamy Klimat || Od 2015 roku obraz elit III RP jako ludzi kulturalnych, wrażliwych i „na pewnym poziomie” coraz mniej przystaje do rzeczywistości. Elitki mają więcej wspólnego z wrzeszczącym kodziarstwem z Pucka niż z kulturalną śmietanką towarzyską, za którą chcą uchodzić. Uzależniły się od radykałów. Po prostu zostały przez nich skolonizowane.

Donald Tusk za swoich złotych czasów w celu utrzymania poparcia stosował metodę „walenia kijem po klatce z małpami”. Sprowadzało się to do uśmiechów w telewizji, wyciągania ręki na zgodę, przy jednoczesnym kopaniu przeciwnika po kostkach pod stołem. „Małpy”, czyli bracia Kaczyńscy, dawali się prowokować i broniąc jeden drugiego, dawali pretekst Tuskowi, aby ten mógł wyjść przed kamery, bezradnie rozłożyć ręce i powiedzieć rodakom „no sami widzicie, chciałem zgody, ale z nimi się po prostu nie da”.

Z różną skutecznością ta metoda bywała stosowana również i po „emigracji” Tuska. Najsłynniejszy przykład to, gdy posłowie opozycji krzyczeli w Sejmie do Kaczyńskiego, aby „zadzwonił do brata”, na co prezes PiS odpowiedział „bez trybu” w pełnym emocji (taki był cel właśnie!) wystąpieniu, krzycząc o „zdradzieckich mordach”.

Nie wnikając, kto kogo w tej POPiSowej wojnie bardziej obrażał (bo przecież i druga opcja ma sporo za uszami), warto podkreślić jedną rzecz – Tuskowi zawsze zależało na utrzymywaniu atmosfery wojny obu partii, przy jednoczesnym prezentowaniu samego siebie jako tego kulturalnego i koncyliacyjnego uczestnika debaty. Jako tego kogoś „na poziomie”, który się musi męczyć w jednym państwie z „małpami”. To był właśnie kluczowy aspekt całej taktyki.

Tymczasem dzisiejsza opozycja zupełnie nie zdaje sobie z tego sprawy, radośnie sięgając po środki coraz cięższego kalibru. Platforma Tuska sytuowała się jako partia rozsądnego centrum. „Mamy wady, ale musicie, drodzy wyborcy, zewrzeć szeregi i nas poprzeć, bo przyjdzie PiS”. Była to partia unikająca skrajności i radykalizmów. Platforma A.D. 2020 jest jej przeciwieństwem.

Urok zadymiarzy

Piję tutaj rzecz jasna do wydarzeń w Pucku, gdzie kodziarze zakłócili przemowę prezydenta dotyczącą obozów koncentracyjnych, dramatu wojny i przywiązaniu Kaszubów do polskości. W stronę głowy państwa padają niecenzuralne słowa. Później zadymiarze wsiadają do samochodów i udają się do Wejherowa, gdzie Andrzej Duda miał odbyć kolejną wizytę.

Warto zwrócić tutaj uwagę na materiał „Faktów” TVN z tego dnia. Oglądając go można odnieść wrażenie, że przeciwko prezydentowi protestowali zaniepokojeni mieszkańcy odwiedzanych regionów. Ani słowa o tym, że była to zorganizowana akcja. Ani słowa o zachowaniu Kidawy-Błońskiej, która podeszła do wulgarnych manifestantów i ściskając się z nimi, chwali ich za protesty.

Jak stwierdziła kandydatka PO, „mieszkańcy Pucka wyrazili dezaprobatę wobec działań prezydenta”. Wobec takiej postawy przestaje dziwić Klaudia Jachira w sejmowych ławach, albo fakt że sztabowiec Kidawy-Błońskiej administruje hejterską stronę „Sok z buraka”, która słusznie jest uznawana za jedną z najbardziej nienawistnych szczekaczek w Internecie.

Dla porównania warto cofnąć się do 2015 roku. Wtedy za Bronisławem Komorowskim również jeździły grupki manifestantów, które zakłócały jego wystąpienia (aczkolwiek, w przeciwieństwie do kodziarzy, nie wyzywali go od „ch*jów”). Należy jednak pamiętać, że po pierwsze to nie były uroczystości państwowe tylko cykl spotkań z wyborcami (w Pucku odbyły się oficjalne obchody związane z 100 rocznicą zaślubin Polski z morzem), po drugie Andrzej Duda krytycznie odnosił się do tych zdarzeń, po trzecie i najważniejsze – ówczesnych protestów nie organizowali pisowcy.

Manifestacje uderzające w Komorowskiego urządzali przede wszystkim korwiniści oraz narodowcy, dzięki czemu kandydat PiS zyskiwał, ale nie spadało na niego odium radykalizmu antysystemowców. Duda mógł wtedy stosować właśnie tę metodę, którą posługiwał się Tusk – przed kamerami mówić o pojednaniu, jednocześnie licząc rosnące poparcie po każdej kuriozalnej wypowiedzi Komorowskiego, który wyprowadzony z równowagi rzucał gromy na „przeciwników zgody”.

To znacząca różnica. Czym innym jest korzystanie z radykalizmu pewnych grupek, a czym innym stanie na ich czele. A Kidawa-Błońska bardziej wyglądała tam jak dyrygentka, której kodziarze składali raport z dobrze wykonanego zadania, niż neutralny obserwator.

Elitarne prostaki

Ale jest to też i szersza tendencja, która dotyczy zarówno polityków jak i kręgów artystyczno-celebryckich, które w ostatnich latach – nie da się tego inaczej powiedzieć – po prostu schamiały nieprawdopodobnie.

Już pomińmy nieszczęsną Jachirę czy Scheuring-Wielgus, od których chyba nikt wiele nie wymaga, i weźmy choćby taką Krystynę Jandę, która przez lata uchodziła za wielką damę III RP. Przecież to jakim językiem ona się posługuje, woła o pomstę do nieba. Wystarczy wejść na jej stronę na Facebooku i zobaczyć, jakie rzeczy udostępnia. I pomijam całe zacietrzewienie bijące z zamieszczanych tam treści, najbardziej uderza autentyczna głupota i poziom chamstwa. Symbolem aktywności społeczno-politycznej (?) aktorki stanie się słynny obrazek zamieszczony przez nią na FB, na którym rubaszny polityk machający banknotem przed nosem klęczącej babci (zaciskającej ręce na różańcu), rozkazuje „daj głos”. – Czuję się, jakby ktoś na mnie srał cały czas – to inna jej słynna wypowiedź odnosząca do tego jak się czuje w Polsce rządzonej przez PiS. Stąd też zapewne jej doniosła deklaracja, że nie ma potrzeby na wymianę myśli z polskim narodem.

Janda jest pewnym symbolem tego środowiska, bo jej upadek chyba najbardziej kłuje w oczy, ale oczywiście można przytaczać inne wypowiedzi różnej maści Nurowskich czy Stuhrów, od których momentami infantylizm, prostactwo i pogarda do reszty społeczeństwa aż bije po oczach.

Ten fakt nie jest niczym nowym, sam na portalu DoRzeczy.pl wielokrotnie opisywałem to zjawisko. Ciekawe jest jednak to, że w związku ze zjawiskiem totalnego szoku spowodowanego zwycięstwem PiS (swego czasu opisałem to w tekście „Świat Lemingów po prostu się rozpadł”) te „elitarne elity” dały się mentalnie skolonizować kodziarzom. Czym innym jest wyniosła wzgarda „osoby na pewnym poziomie”, a czym innym rzucona prosto w oczy staropolska „ku*wa”.

Ktoś powie, że i po stronie pisowskiej nie brakuje takich popisów (palec Lichockiej, żenujące wyzwiska Pietrzaka) – to prawda, ale czym innym jest, gdy popis chamstwa daje ktoś ze środowiska, które od lat twierdziło, że wyrasta z ludu, reprezentuje „prostych ludzi” i nigdy nie strugało arystokratów, a czym innym gdy równie prostacko zachowują się osoby z kręgów aspirujących do bycia elitą elity. Inne są oczekiwania społeczne w stosunku do „prostego Kowalskiego”, inne do wielkiej damy III RP.

Cegłą w pisowca

Chcąc uderzać w PiS, politycy i artysto-celebryci karmili te radykalne środowiska i nim się obejrzeli, stali się od nich zależni – ogon zaczął machać psem. Wielcy artyści, elokwentni eksperci, dystyngowane elity – oni wszyscy musieli skakać tak, jak im zagrał Mateusz Kijowski i Paweł Kasprzak. Kto nie skakał równie wysoko, temu zarzucano, że stał się pisowcem (przypominam sprawę Ryszarda Petru, na którego rzuciły się media III RP, gdy ten stwierdził, że widzi szanse na wypracowanie kompromisu z PiS-em ws. sądów).

W „Dniu Świra” jest kultowa scena, gdy po odebraniu wypłaty Adaś Miałczyński użala się nad swym losem w szkolnej toalecie. – Czemu nie jestem chamem ze sztachetą w ręku? Ktoś by się ze mną liczył, gdybym rzucił cegłą! – dramatyzuje bohater filmu. Dzisiejsze elitki to właśnie tenże Świr, który nie wytrzymał, że Polacy się od niego odwrócili i zamiast patrzyć się w niego jak w obrazek, w wyborach wskazali nie tę partię, którą należy. Z jednej strony Jandy i Lisy, a z drugiej Kidawa z kodziarzami; z jednej strony uściski polityków z Jażdżewskim, z drugiej „macie państwo tupolewy” Stuhra. Salon mentalnie uzależnił się od kodziarstwa. Został skolonizowany przez radykałów. Elitki zdecydowały się wziąć sztachetę i rzucić cegłą.

Artykuł wyraża poglądy autora i nie musi być tożsamy ze stanowiskiem redakcji.

Zobacz poprzednie teksty z cyklu "TAKI MAMY KLIMAT":

Czytaj też:
Anihilacja normalności

Czytaj też:
Ziobro gra już własną partię

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także