Rambo na ratunek jeńcom. Scenariusz filmu nie został wyssany z palca

Rambo na ratunek jeńcom. Scenariusz filmu nie został wyssany z palca

Dodano: 
Plakat filmu Rambo II
Plakat filmu Rambo II Źródło: Materiały promocyjne
Historia pokazana w „Rambo II” wcale nie jest oderwana od rzeczywistości. Amerykanie faktycznie zamierzali odbić swoich żołnierzy.

Jakub Ostromęcki

Nikt przy zdrowych zmysłach nie traktuje serio filmu „Rambo II”. Historia odbicia amerykańskich jeńców przetrzymywanych w Demokratycznej Republice Wietnamu wiele lat po zakończeniu wojny wietnamskiej, nakręcona w stylu „zabili go i uciekł”, jest w stu procentach fikcyjna. Nie znaczy to jednak, że w czasie toczącego się konfliktu lub długo po nim nie organizowano prawdziwych misji ratowniczych. Film trafił w koniunkturę. Według ankiety „The Wall Street Journal” przeprowadzonej w 1991 r. 70 proc. Amerykanów wierzyło, że w DRW wciąż przetrzymywani są amerykańscy jeńcy, którzy nie zostali wypuszczeni w 1973 r.

Wielu czytelników i zarazem miłośników kina akcji pamiętających złote czasy kasetowego piractwa schyłkowego PRL zna film na pamięć. Jest początek lat 80. John Rambo, weteran wojny wietnamskiej, odsiaduje wyrok za jatki z pierwszej części cyklu, kiedy to zdziesiątkował zawziętą na niego gwardię narodową i lokalną policję. Jego dawny dowódca z Zielonych Beretów, płk Samuel Trautman, wyciąga go z więzienia w zamian za udział w straceńczej misji polegającej na przeniknięciu na obszar DRW i uwolnieniu przetrzymywanych tam jeńców. Rambo podejmuje się zadania. Przez resztę filmu, strzelając z biodra z kaemu M60, kosi komunistów całymi plutonami. Misja nie idzie gładko – w pewnym momencie Rambo trafia w ręce żołnierzy DRW. Jest torturowany, a na domiar złego u boku wietnamskich komunistów pojawiają się Sowieci. Gdzieś w tle przemyka wątek miłosny. W końcu jeńcy, całymi latami torturowani, psychicznie wyniszczeni, zostają uwolnieni. Film mocno uderza w „obłudnych i zdradzieckich krawaciarzy z CIA” – do czego jeszcze powrócimy.

Tortury

Jak wyglądały realia życia w północnowietnamskim obozie jenieckim? „Nie jesteś jeńcem! Jesteś zbrodniarzem wojennym! I już wietnamski lud cię za to osądzi”. „Nie chroni się żadne prawo międzynarodowe”. „Masz problem medyczny i polityczny. W naszym kraju leczymy dopiero po rozwiązaniu kwestii politycznych”. Takie zdania słyszał każdy amerykański jeniec znajdujący się w DRW w czasie toczonej w latach 1965–1973 wojny. Jeńcy ci w przygniatającej większości byli lotnikami (USAF lub US Navy) zestrzelonymi w trakcie bombardowań, które miały zmusić Hanoi do zaprzestania infiltracji czy, tak jak w czasie kampanii Ia Drang, jawnych napaści na Wietnam Południowy. Jednym z pilotów, którzy przeszli przez komunistyczną niewolę, był niedawno zmarły senator i kandydat na prezydenta USA John McCain. Losy jego i innych lotników opisano w pracy „Defiant” Alvina Townleya.

John McCain (po prawej na dole) z kolegami ze szwadronu

DRW nie zamierzała przestrzegać konwencji genewskiej. Jeńcom nie wolno było się porozumiewać i tak długo, jak to możliwe, byli od siebie izolowani. W czasie brutalnych przesłuchań pytano o plany operacyjne, szkolenie czy technologię. Nie to było jednak najważniejsze. Północnowietnamskim komunistom chodziło o cel polityczny: „przyznanie się przed kamerami do popełnionych zbrodni i potępienie imperialistycznej agresji”. Większość jeńców odmawiała, poddawano ich więc torturom. Jeńcy, wśród nich John McCain, zapamiętali zwłaszcza jednego oprawcę, którego przezwali „Pigeye” („Knurze Ślepia”). Funkcjonariusz ów zakładał nieszczęśnikom kajdanki na nogi, połączone żelaznym prętem między goleniami. Żelastwo było jednak za ciasne jak na budowę przeciętnego Amerykanina, wrzynało się więc w ciało, powodując rany i zakażenia. Po tym siepacz przystępował do tortury zwanej strappado. Polegała ona na wykręceniu rąk do tyłu i jednoczesnym uniesieniu ich nad głowę, co powodowało potworny ból w mostku, klatce piersiowej i barkach. Przy przedłużającej się torturze kości ramion były wyrywane ze stawów. Czasem wieszano nieszczęśnika na linie u sufitu, co jeszcze bardziej potęgowało ból. Inną torturą stosowaną przez „Knurze Ślepia” było ściskanie i podwiązywanie kolan oraz łokci i trzymanie w pozycji w kucki, co powodowało odpływ krwi i straszne bóle pleców. Tortury te w założeniu miały nie pozostawiać widocznych uszkodzeń ciała.

Gnicie ran było nagminne. Wielu lotników w czasie katapultowania się i lądowania doznawało złamań czy innych kontuzji kończyn. Nie leczono ich tak długo, aż jeniec zgodził się na warunki oprawców. Mało kto po takim traktowaniu nie podpisałby wszystkiego, co mu się podetknie. Jeden z lotników Charles Tanner zakpił jednak z prześladowców. W oświadczeniu stwierdził, że dwóch pilotów US Navy – Ben Casey i Clark Kent – odmówiło bombardowania DRW, za co zostali ukarani przez imperialistyczny rząd. Przekaz poszedł w świat. Wielu czytelników gazet parsknęło wówczas śmiechem. Wymienieni „piloci” byli znanymi w całych Stanach komikami. Komunistyczna Partia USA poinformowała jednak wietnamskich towarzyszy o niecnym kłamstwie, co dla lotnika skończyło się izolatką i kolejnymi torturami. Film „Rambo II” nie przesadza więc zanadto, gdy pokazuje tortury stosowane przez DRW. Dodajmy jeszcze, że śmiertelność w obozach wynosiła blisko 10 proc. Dla porównania w II wojnie światowej w obozach japońskich ginęło 25 proc. Brytyjczyków, w czechosłowackich (komunistycznych) zaś 5 proc. Niemców.

Partyzanci Wietkongu podczas przeprawy przez rzekę, 1968 r.

„Ivory Coast”

Wydarzeniem, do którego ewentualnie mógłby nawiązywać „Rambo II”, była operacja „Ivory Coast” przeprowadzona w listopadzie 1970 r. Jej celem był obóz w Sơn Tȃy, gdzie według danych wywiadowczych miało znajdować się kilkudziesięciu jeńców. W operacji wzięli udział żołnierze Sił Specjalnych USA (Zielone Berety), którzy przedostali się na teren obozu helikopterami. Komandosi wdarli się do budynków, ale cele, w których mieli być Amerykanie, były puste. Z powodu wyschnięcia obozowej studni władze DRW przeniosły ich wcześniej w inne miejsce. Doszło do trwającej 27 minut intensywnej strzelaniny, w której zdecydowanymi wygranymi byli Amerykanie – zabili kilkudziesięciu północnowietnamskich strażników, przy stratach własnych wynoszących jedynie dwóch rannych. Żołnierze lecący w jednym z helikopterów omyłkowo desantowali się naprzeciwko budynków, które według części z nich okazały się… koszarami dla doradców z Chin i z Sowietów. Tutaj też udało się zlikwidować wielu komunistów przy zerowych stratach własnych, nie licząc helikoptera, który nie przetrwał nagłego lądowania w zbyt ciasnym podwórku. Nawiązując zatem do sensacyjnej fabuły: Rambo musiałby dysponować siłą równą wzmocnionemu plutonowi, wsparciem helikopterów oraz samolotów szturmowych, które odwracały uwagę północnych Wietnamczyków od tego, co się dzieje w Sơn Tȃy. Rajd na Sơn Tȃy nie uwolnił jeńców, o dziwo jednak poprawił ich los – wystraszeni komuniści skoncentrowali ich teraz we wspólnych pomieszczeniach, było też mniej tortur.

Artykuł został opublikowany w 11/2018 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.