Dobra zmiana, to nie OTUA

Dobra zmiana, to nie OTUA

Dodano: 
Prezydent Andrzej Duda (P) oraz premier Mateusz Morawiecki
Prezydent Andrzej Duda (P) oraz premier Mateusz Morawiecki Źródło: PAP / Radek Pietruszka
Wbrew publicystycznemu wzmożeniu, w obozie władzy nic złego się nie stało. Wokół ustawy medialnej zadziałały normalne procedury – dosłownie – konstytucyjne. A prezydent, dzięki współpracy z Mateuszem Morawieckim w sprawie onkologii przebił opozycję nie tylko właśnie ogłoszoną kwotą w Nysie (miliard więcej), ale przede wszystkim tym, że Polacy weń wierzą. Bo "jak kaczyści coś obiecają to będzie, a jak opozycja obiecuje to obiecuje”. Andrzej Duda może wygrać w pierwszej turze.

"Konstytucja!"

To „konstytucja” była pierwszym hasłem opozycji ostatnich lat. Na całym świecie konstytucje opisują system władzy. Nasza, której autorami de facto są Aleksander Kwaśniewski i Adam Michnik, władzę wykonawczą, czyli realnie sprawczą, rozpisuje na trzy prawdziwe podmioty. Krótko mówiąc – by coś zrobić, trzeba mieć cały trójkąt: sejmową większość, rząd i prezydenta.

I wówczas to działa. Jak jednego brakuje – nic się nie da zrobić, a wówczas serwisy pełne są informacji, że rząd Donalda Tuska odmawia prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu, a to krzesła na szczycie w Brukseli, a to samolotu, a to pielgrzymki do Katynia… Rządy AWS też były takim rozczarowaniem, bo wetował Aleksander Kwaśniewski. Polacy to pamiętają. Dlatego w kolejnych wyborczych kumulacjach wybierają pakietami – 2005 Kaczyńscy, 2007/2010 Tusk i jego Komorowski, 2015/2020 – Kaczyński i Duda.

Dlatego najważniejszą funkcją jest lider większości. Tu sprawa jest jasna: Jarosław Kaczyński. I w tych dniach nic się nie zmieniło. Warto zwracać uwagę na to, co mówi sam prezes PiS, a nie to, co jak twierdzą, że mówi "dobrze poinformowani”, którymi jakże często są „sami zainteresowani”. Bo dziennikarstwo, zdaje się, to docieranie do źródła, a nie rozsiewanie plotek.

A prezes PiS mówił wyraźnie: zawsze są różnice w tak wielkim obozie, prezydent wetował, ale miał rację i wreszcie, że „Andrzej Duda jest kandydatem marzeń”. Zdaje się, że jaśniej się nie da. Roma locuta, causa finita.

"Wolne sądy"

Zgodnie z konstytucją sądem nad prawem jest Trybunał Konstytucyjny. I tenże w 2009 roku – za prezesury Andrzeja Rzeplińskiego (sic!) – rozstrzygnął, że w prawdzie władza ma prawo wprowadzać zwolnienia w systemie opłat abonamentowych, ale wówczas musi (tak, tak: musi) również wprowadzić rekompensaty utraconych wpływów dla mediów publicznych. Dokładnie tak samo, jak państwo nakazuje kolejom sprzedawać uczniom bilety za 50 proc., ale musi spółkom kolejowym oddać brakującą połowę. Proste.

A jako, że zgodnie z konstytucją jego wyroki są ostateczne, zarówno obie izby parlamentu, jak i prezydent nie powinni go lekceważyć. Tak, tak, także Senat powinien respektować wyroki Trybunału, a nie bawić się w taniusieńki populizm fałszywych alternatyw (pomijając procedury, to jednak obligacjami skarbowymi raka się nie leczy). Dlatego odpowiedzialna i postępująca zgodnie z prawem władza, musiała podpisać te ustawy.

Jest też aspekt szerszy: weto oznaczałoby faktyczny upadek Telewizji Polskiej, Polskiego Radia i 16-tu rozgłośni regionalnych oraz ośrodków telewizyjnych, czyli oddanie rynku reklam, ale przede wszystkim opinii i poglądów – konkurencji.

Taki upadek, śmierć głodowa mediów publicznych już był za czasów Donalda Tuska. Teraz za „outsoursing” dziennikarzy czasów prezesury nominata PO-PSL zapadają wyroki sądów pracy, za które płaci dzisiejsza TVP. Za tamtych czasów oligopol homogenicznego przekazu przełamywały internet, oryginalne „Uważam Rze” czy Telewizja Republika.

Teraz panuje wolność – każdy z nas ma władzę: nie tylko wybiera to, co czyta w internecie (dziękujemy za rekordowe wzrosty dorzeczy.pl), ale używa także pilota. Ma wybór między dwoma światami, a nie jest skazany na jedynie słuszną opcje (przypomnę: „polonizacji” prywatnych mediów, mimo pomruków niektórych, nie ma od pięciu lat)

I właśnie zachowania tej możliwości wyboru dotyczyły de facto apele do prezydenta z ostatnich dni. I prezydent, tak jak posłowie Jarosława Kaczyńskiego, wspólnie pokazali, że to rozumieją. Trzeba oddać Jackowi Kurskiemu, że potrafił powiedzieć, że dla niego ważniejszy jest klasztor niż przeor. Nie każdego na to stać

Onkologia”

Nie każdego stać też, by nie tylko ignorować własne hasła (patrz wyżej) i biografie. I tu wchodzi krzyczeć „onkologia” trio: Małgorzata Kidawa-Błońska, Bartosz Arłukowicz, Ewa Kopacz. Pierwsza, gdy rządziła głosowała pięć razy przeciw. Drugi kazał marszałkowi Sowie zamykać szpitale w Krakowie („partia wielkich ośrodków” w praktyce). Trzecia stała się symbolem niesłychanie swoistej dbałości o służbę zdrowia – na złość „Kaczorowi” rozdawała herbatę pielęgniarkom, gdy ten rządził. Gdy ona – jakoś nie odnotowaliśmy sukcesów na tym polu. Choć „doktor Ewa” przez osiem lat była wszystkim: ministrem zdrowia, marszałkiem, premierem, przewodniczącym Platformy…

Niemniej, choć sporej części Polaków nadawca nie wydaje się wiarygodny, to jednak jego przekaz jest realny. Problem nowotworowy jest najbardziej wyraźny.

I Andrzej Duda właśnie potraktował go jak koronawirusa – sięgnął po nadzwyczajne środki (trzy miliardy, czyli więcej niż chciała opozycja), obok tej systemowej zmiany (Narodowa Strategia Onkologiczna), nad którą pracowano zanim onkologia stała się politycznie modnym hasłem. Ale to nie byłoby możliwe bez udanych rządów Mateusza Morawieckiego, czy nawet pracy tych dwóch po nocach. Ale po to ich zatrudniamy. Bo oni nie są nadzwyczajną kastą, a jedynie rządzą w naszym imieniu. Decydujemy o tym w każdych wyborach.

Pierwsza tura

Ten tydzień pokazał polityczną podmiotowość każdego – Andrzeja Dudy, Mateusza Morawieckiego oraz jak zawsze Jarosława Kaczyńskiego (miał ją nawet jako opozycyjny poseł niezależny). Pokazał różnice w sposobie myślenia, działania, ale przede wszystkim pokazał wolę współdziałania. Coś, co nie jest w polityce łatwe, ale nade wszystko – potrzebne.

Bo Polacy oczekują działań na przyszłość, a nie jałowych haseł. Dlatego prezydent może nie mieć hasła, a Szymon Hołownia ma ich cztery. Dlatego hasłem obozu Jarosława Kaczyńskiego, które czyni go zwycięskim jest wiarygodność, a nie takie, czy inne obrazki w takiej czy innej tv (wedle badań 1/3 elektoratu wybiera 19.00 a nie 19.30).

Cóż, opozycja pozbawiona kolejnych argumentów merytorycznych jest niczym Lech Wałęsa. Chciał mieć konstytucję na piersi (niegdyś wolał Matkę Boską i Solidarność), a widać jedynie OTUA.

I dlatego w tych dniach prezydent Andrzej Duda pokazał, że nie tylko nie jest politycznym hamulcowym dobrej zmiany, ale dzięki twórczym współdziałaniu z Jarosławem Kaczyńskim i Mateuszem Morawieckim potrafi rozwiązywać problemy. I dlatego może wygrać w pierwszej turze. (To jest bardziej realne niż tydzień temu).

Antoni Trzmiel choć jest dziennikarzem Telewizji Polskiej, Polskiego Radio i dorzeczy.pl, jego poglądów nie należy utożsamiać ze stanowiskiem żadnej z redakcji.

Czytaj też:
Paweł Lisicki: Dymisja Kurskiego to bardzo ryzykowny ruch

Czytaj też:
Semka: Takie show w środku kampanii jest niemądre

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także