Co dziś wiemy o koronawirusie SARS-CoV-2
  • Katarzyna PinkoszAutor:Katarzyna Pinkosz

Co dziś wiemy o koronawirusie SARS-CoV-2

Dodano: 
fot. zdjęcie ilustracyjne
fot. zdjęcie ilustracyjne Źródło: PAP / Darek Delmanowicz
Szybki wzrost zachorowań, lęk, niespotykane na taką skalę środki ostrożności i prognozy, że koronawirusem może się zarazić nawet 60-70 proc. osób. Przez wirusologów jest oceniany za stosunkowo łagodny, ale bardzo zaraźliwy – i przez to groźny.

Wiemy o nim dość dużo – jeśli wziąć pod uwagę fakt, że na świecie jest obecny prawdopodobnie niewiele od ponad trzech miesięcy. A jednocześnie wiemy niewiele. Do pierwszych zakażeń prawdopodobnie – to słowo pojawiać się musi często, bo faktycznie nasza wiedza na temat wirusa jest wciąż ograniczona - doszło w listopadzie ubiegłego roku. Nowego koronowirusa udało się szybko wyizolować, firmy biotechnologiczne szybko opracowały pierwsze wykrywające go testy (nie są one jednak w 100 proc. czułe), jest już przekazana do testów pierwsza szczepionka. Wciąż nie wiadomo jednak, jak potoczy się epidemia i w jaką stronę wirus będzie mutował. Bo to, że będzie mutował, jest pewne.

Łatwo zakaźny

SARS-CoV-2 (czyli koronawirus SARS typu 2) - taką nazwę nadał mu Międzynarodowy Komitet Taksonomii Wirusów: SARS w nazwie wskazuje na podobieństwo do pierwszego odzwierzęcego koronawirusa SARS, który spowodował w latach 2002-2003 zachorowanie 8096 osób i zgony 774, w wyniku niewydolności oddechowej i innych powikłań.

SARS-CoV-2 ma otoczkę z białkowymi kolcami w kształcie korony, stąd nazwa: koronawirus. Z koronawirusami stykamy się od urodzenia: są przyczyną ok. 30 proc. infekcji przeziębieniowych, które zwykle przebiegają łagodnie, z katarem, kaszlem, czasem gorączką. – To koronawirusy alfa, czyli ludzkie. Koronawirusy beta to wirusy odzwierzęce, dużo bardziej dla nas groźne. SARS najprawdopodobniej „przeskoczył” na człowieka od nietoperzy, za pośrednictwem cywet. Takie „przejścia” wirusów od zwierząt na ludzi zdarzają się, podobnie było w przypadku wirusa MERS. Ponieważ są to nowe dla nas wirusy, nigdy z ich powodu nie chorowaliśmy, to nie mamy przeciw nim wytworzonej odporności
– mówi doc. Ernest Kuchar, specjalista chorób zakaźnych, kierujący Kliniką Pediatrii z Oddziałem Obserwacyjnym Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

Nowy koronawirus ma 79,9 proc. takich samych genów jak SARS. Wnika do komórek dzięki tym samym receptorom (białko ACE-2, występujące m.in. w płucach i sercu) i wywołuje podobne objawy, z których najbardziej niebezpieczne jest zapalenie płuc i niewydolność oddechowa. Śmiertelność spowodowana SARS wynosiła blisko 10 proc., SARS-CoV-2 aż tak zabójczy nie jest, za to bardzo szybko się rozprzestrzenia. Dlatego liczba zgonów z powodu SARS-CoV-2 jest już kilka razy wyższa niż łącznie z powodu SARS i MERS. – Jeśli wirus jest bardzo zjadliwy, chorzy umierają, ale liczba zakażonych wolniej rośnie i epidemia dość szybko wygasa, bo wirus nie ma szans szybko się namnażać. Jeżeli natomiast wirus nie jest tak bardzo niebezpieczny, to chory przeżywa, za to wiele osób się zaraża, więc w sumie śmiertelność jest wysoka – tłumaczy prof. Andrzej Horban, krajowy konsultant w dziedzinie chorób zakaźnych.

Do zakażeń dochodzi głównie drogą kropelkową, najczęściej poprzez kaszel i kichanie (choć opisywane były też zakażenia drogą pokarmową). – Prawdopodobnie okres zakaźności rozpoczyna się jeszcze zanim wystąpią objawy. Dlatego tak trudno jest uchronić kolejne osoby przed zakażeniem. Nie wiemy też, jak długo chory zaraża – mówi doc. Kuchar. Początkowo uważano, że maksymalnie dwa tygodnie, jednak może to być dłużej, stąd przedłużanie w niektórych przypadkach kwarantanny do 3 tygodni.

Zwykle przechorowanie powoduje pojawienie się przeciwciał, które chronią przed kolejnym zachorowaniem. W przypadku SARS-CoV-2 doniesienia z Chin świadczą, że niektóre osoby zarażają się ponownie. – Prawdopodobnie jest możliwa ponowna aktywacja wirusa, jednak te osoby nie zarażają innych. Zapewne obecność przeciwciał powoduje, że osoba, mimo że w organizmie wirusa, to nie jest zakaźna – mówi dr Paweł Grzesiowski, ekspert w dziedzinie immunologii i terapii zakażeń.

Dla kogo niebezpieczny
Do 13 marca na świecie potwierdzono ponad 139 tys. zakażeń (68 w Polsce, stan na godz. 17). Ponad 5,1 tys. osób zmarło (w Polsce - 1). Śmiertelność ocenia się na 3,4 proc., choć faktycznie może być niższa, bo statystyka dotyczy potwierdzonych przypadków, a większość osób przechodzi infekcję lekko, część prawdopodobnie bezobjawowo. Może jednak zarażać innych, co też sprawia, że powstrzymanie rozprzestrzeniania się epidemii jest tak trudne.

Zwykle infekcje są najbardziej niebezpieczne dla osób starszych i dzieci, które nie mają jeszcze rozwiniętych mechanizmów odporności. SARS-CoV-2 dzieci oszczędza. – W Chinach zaledwie 2% chorych stanowiły dzieci. To bardzo niewiele. Dzieci przechodziły zakażenie łagodnie, nie miały powikłań, żadne nie zmarło. Wydaje się, że jest to spowodowane tym, że obecność receptora ACE-2 na powierzchni komórek rośnie wraz wiekiem. U dzieci jest go mało, więc namnażanie wirusa może być słabsze – tłumaczy dr Paweł Grzesiowski. Ostatnie doniesienia wskazują, że dzieci z rodzin, w których byli zakażeni dorośli, miału wirusa w organizmie bez żadnych objawów. Wirus jest bardzo niebezpieczny dla osób starszych (umiera aż 14,8 proc. zakażonych powyżej 80. roku życia), a także obciążonych chorobami serca, cukrzycą, przewlekłą obturacyjną chorobą płuc, nadciśnieniem, nowotworami, przyjmujących leki immunosupresyjne. Zagrożony jest też personel medyczny – w Chinach doszło do wielu zakażeń i zgonów wśród lekarzy i pielęgniarek.
Patrząc na Chiny, wydaje się, że SARS-CoV-2 jest groźniejszy dla mężczyzn (zmarło ich procentowo więcej), może jednak być to spowodowane tym, że mężczyźni znacznie częściej palą tam papierosy, a palenie powoduje, że koronawirus atakuje już uszkodzone płuca.

Mydło tak, maseczki - nie zawsze

Zakażony koronawirusem zakaża średnio 2,5 osoby. Dlatego zakażenie szybko się szerzy. Stąd reżim sanitarny i dążenia wszystkich krajów, by nie dopuścić do rozprzestrzeniania się zakażenia. – Wirus jest zagrożeniem przez swoją powszechność. Musimy zatrzymać jego lawinowy postęp. Temu służą kwarantanna, szybka izolacja chorych, unikanie zgromadzeń – mówi dr Grzesiowski.

Koronawirusy są wrażliwe na powszechnie dostępne środki dezynfekcyjne: niszczą one otoczkę wirusa, a więc i jego samego. Stąd apele o częste i dokładne mycie rąk. – Mydło spłukuje koronawirusa; może być to zwykle mydło albo nawet płyn do mycia naczyń, tylko ręce trzeba myć dokładnie przez co najmniej 20 sekund - dodaje doc. Kuchar. Ponieważ można się również zarazić, dotykając klamki, poręczy w autobusie czy koszyka w supermarkecie, dlatego trzeba unikać odruchowego dotykania rękoma ust, nosa i oczu, często myć ręce lub dezynfekować je płynem do dezynfekcji z dodatkiem alkoholu. Wirus ginie potraktowany środkami dezynfekcyjnymi zawierającymi chlor czy 60-70 proc. alkoholu. Ważne, by często czyścić przedmioty, które mają kontakt z twarzą – np. okulary, a także ekran smartfonu. Są doniesienia o tym, że organizm wydala wirusa także ze stolcem – dlatego należy dokładnie czyścić i dezynfekować toaletę.

Ograniczoną efektywność ma za to noszenie maseczek. - Maseczki powinni nosić chorzy, bo to zapobiegnie rozprzestrzenianiu się wirusa. Noszenie maseczek przez osoby zdrowe nie chroni ich przed zakażeniem, ale może nieco zmniejszyć ryzyko (pod warunkiem ich prawidłowego noszenia, częstego wymieniania i wyrzucania do zamkniętego pojemnika po zużyciu. Potem należy umyć ręce). Maseczki chirurgiczne nie zatrzymują cząstek wirusa, musiałyby chronić też oczy, i posiadać filtry antywirusowe - mówi prof. Kuchar. – Najważniejsze jest to, żeby wirus jak najwolniej się rozpowszechniał. Osoby, które mają objawy infekcji, katar, kasze, gorączkę, niech zostaną w domu. W szpitalu powinny znaleźć się osoby, które mają poważne objawy, takie jak wysoka gorączka i duszność – dodaje dr Grzesiowski.

Szczepionki i leki
W kwietniu w Narodowym Instytucie Alergii i Chorób Zakaźnych w Bethesda (USA) mają rozpocząć się badania kliniczne pierwszej fazy szczepionki przeciw SARS-CoV-2. Pierwsze wyniki będą znane za kilka miesięcy, jednak cały proces wraz z rejestracją może zająć od roku do półtora. Nie ma leków przeciw SARS-CoV-2, jest możliwe tylko leczenie objawowe; w przypadku niewydolności oddechowej konieczne jest wspomaganie oddychania. Poszukuje się leków, które mogłyby pomóc najciężej chorym. Obecnie są prowadzone próby stosowania leków przeciw wirusowi HIV oraz leków przeciwgrypowych, próbuje się też szukać substancji hamujących SARS-CoV-2.
Rozwój epidemii

Prof. Christian Drosten, wirusolog z berlińskiej klinki Charite, stwierdził niedawno, że przypuszczalnie koronawisusem zarazi się 60-70 proc. osób. – Być może nawet więcej, jednak najważniejsze jest to, w jakim to stanie się czasie. Ważne, żeby ten proces opóźnić, bo jeśli w Polsce zachorowałoby milion osób, to 30 tys. z nich mogłoby umrzeć. Spowodowałoby to paraliż systemu ochrony zdrowia i całej gospodarki. Jeśli zachorowania rozłożą się w czasie, to osoby, które przechorowały, nabędą odporność i nie będą zarażać – mówi dr Grzesiowski. Dzięki temu epidemia będzie powoli wygasać.

Cechą wirusów jednoniciowych RNA (a do takich należy SARS-CoV-2), jest to, że cały czas mutują. – Zwykle różnice są niewielkie, natomiast może się zdarzyć większa mutacja, na którą nie będziemy mieć odporności, i wtedy może pojawić się kolejna epidemia, podobnie jak to się dzieje co kilka lat w przypadku grypy. Jest ryzyko, że SARS-CoV-2 zmutuje do wersji bardziej zjadliwej, jednak może też zmutować w wersję łagodniejszą, utraci zdolność ataku bezpośrednio płuc i stanie się kolejnym wirusem przeziębieniowym – mówi dr Grzesiowski.
Kolejne miesiące musimy po prostu przetrwać – bez paniki. Dbając o odporność, myjąc ręce, chroniąc drogi oddechowe, unikając kontaktu z chorymi i uważając, by nie zachowali najsłabsi. Nie lekceważąc wirusa: u osób, które przeszły zapalenie płuc spowodowane koronawirusem, może dojść do włókienia płuc, które postępuje - mimo wyleczenia. Czy u wszystkich - tego nie wiadomo. Pocieszające jest, to że pozostała część płuc może przejąć rolę zniszczonych pęcherzyków: jednak pod warunkiem, że człowiek nie ma innych chorób płuc. Dlatego osoby z chorobami płuc są w grupie szczególnego ryzyka powikłań. Nie lekceważmy zagrożenia.

Artykuł został opublikowany w 11/2020 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także