Dr Grzesiowski: Koronawirus wybiera słabszych i starszych
  • Katarzyna PinkoszAutor:Katarzyna Pinkosz

Dr Grzesiowski: Koronawirus wybiera słabszych i starszych

Dodano: 
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne Źródło: PAP/EPA
Szacunki o 60-70 proc. zakażonych są nawet dość ostrożne. Sądzę, że zarazi się nawet więcej osób, ważne, by stało się to w możliwie jak najbardziej długim czasie - mówi dr Paweł Grzesiowski, immunolog.

Niemiecki wirusolog prof. Christian Drosten stwierdził niedawno, że 60-70 proc. społeczeństwa zarazi się koronawirusem SARS-CoV-2. To realny scenariusz?

Oczywiście, to są nawet ostrożne szacunki. Sądzę, że zarazi się nawet więcej osób, ponieważ ludzkość nie ma odporności przeciw koronarowirusowi SARS-CoV-2. Większość z nas musi zachorować, bo wirus łatwo się przenosi między ludźmi, natomiast będzie to proces w dłuższym czasie, nawet 2-3 lat. Tak dzieje się w przypadku każdej nowej infekcji. Gdy pojawia się nowy wirus, nikt nie ma przeciw niemu odporności, atakuje więc bez ograniczeń kolejne osoby. Ale im więcej jest zarażonych osób w danym środowisku, tym wolniej rozwija się epidemia. Po zakażeniu ok. 30-40 proc. osób, wirus szerzy się wolniej, co nie znaczy, że edpidemia wygasa.

SARS-CoV-2 jest bardziej zakaźny niż grypa?

10 proc. społeczeństwa choruje rocznie na grypę sezonową, w ostatnich latach głównie A/H1N1, wirus grypy ma wskaźnik zakaźności 1,5, co oznacza, że 1 chory zaraża średnio 1,5 osób zdrowych. SARS-CoV-2, według wstępnych szacunków, ma wskaźnik zakaźności 2,5, co oznacza że jeden chory zaraża średnio 2,5 osób zdrowych.

Jeśli nikt w społeczeństwie nie ma odporności, wirus szybko zaraża, łatwo się przenosi, a jeśli większość osób choruje łagodnie, to co go powstrzyma? Będziemy zarażali się nim masowo, dlatego szacunki o 60 proc. zarażonych osobach w całej populacji nie są przesadzone. Najważniejsze jest dziś to, żeby spowolnić rozwój zakażeń. Gdyby faktycznie zaraziło się 60 proc. osób w ciągu jednego sezonu, byłby to ogromny problem. Jeśli w ciągu miesiąca zachorowałoby 100 mln ludzi w Europie, to byłby to armagedon, całkowity paraliż służby zdrowia, zabrakłoby wszystkiego w sklepach, byłaby zbiorowa histeria. Zmarłoby ok. 1 mln osób, bo chociaż wirus jest stosunkowo łagodny, to śmiertelność w grupie powyżej 60. roku życia jest 3-15 proc.

Wszystkie działania, które są obecnie podejmowane, są właśnie po to, by koronawirus jak najwolniej się rozprzestrzeniał?

Musimy zrobić wszystko, by w krótkim czasie nie zachowało tyle osób. Wygląda na to, że ponad 80 proc. choruje łagodnie i nabywa odporność. Osoby młode i zdrowe, jeśli zachorują i wyzdrowieją, to nabędą odporność, nie będą chorować i nie będą zarażać. Nie możemy jednak dopuścić, żeby liczba zakażeń rosła w sposób niekontrolowany. Ważne jest, żeby chorych było jak najmniej, bo jeśli zachoruje dużo osób, to zablokuje się cały system ochrony zdrowia. Część osób wymagać będzie pomocy w szpitalu, wsparcia oddziałów intensywnej terapii, respiratorów, a te zasoby są ograniczone.

Ten wirus jest zagrożeniem nie przez swoją zjadliwość, tylko przez masowość zachorowań. Wszystko, co musimy zrobić, to spowolnić jego lawinowy postęp. Temu służą izolacje, kwarantanny, zakazy zgromadzeń, zamykanie szkół i uczelni. W Polsce dopóki nie ma wielu zachorowań, należy prowadzić akcję informacyjną, w której wiodącymi hasłami oprócz „Nie bójcie się wirusa”, są konkretne zalecenia: „Róbmy wszystko, by się nie przenosił”. Mówimy: „higiena rąk” - bardzo dobrze; „ochrona dróg oddechowych” – to także ważne, „odpowiedzialność i rozwaga” – to najważniejsze. Chodzi o to, by nie dawać okazji wirusowi do szybkiego rozprzestrzeniania się. Osoby, które mają objawy infekcji - katar, kaszel, gorączkę, niech zostaną w domu. A jeśli mają duszność, powinny znaleźć się w szpitalu zakaźnym.

Niektóre informacje z Chin mówią, że zdarzają się powtórne zachorowania. To znaczy, że nie nabywa się odporności?

Są takie doniesienia, ale nie znamy jeszcze ich szczegółów, w szczególności, czy osoby te miały zaburzenia odporności. Jeśli te doniesienia się potwierdzą, będzie to kolejną ważną cechą tego wirusa, mogącą mieć wpływ na rozwój epidemii.
Najważniejsze jest jednak to, czy osoby, które powtórnie zachorowały, mogą zarażać. Zwykle obecność przeciwciał powoduje, że takie osoby, chociaż mają w swoim organizmie wirusa, to jednak nie są zakaźne.

Na co powinniśmy liczyć: na szczepionkę, lek? Czy na to, że sami się uodpornimy?

W pierwszym rzędzie liczę na naturalne uodpornienie czyli odporność po przechorowaniu. Nie ma szans na dużą ilość szczepionek wcześniej niż za rok. Obecnie w najtrudniejszej sytuacji są osoby starsze, chore na serce, płuca - jeśli tych osób nie uchronimy przed zachorowaniem, mogą zapłacić najwyższą cenę. Śmiertelność wśród osób młodych jest poniżej 0,2 proc., a wśród osób starszych – 5-15 proc. To wirus „niehumanitarny”, wybiera słabszych i starszych. Musimy zrobić wszystko, by osoby starsze jak najdłużej chronić przed zachorowaniem. Jeśli pojawiłaby się szczepionka, to w pierwszej kolejności powinny ją dostać osoby starsze i przewlekle chore.

Koronawirus niemal nie atakuje dzieci. Dlaczego?

Dzieci chorują inaczej – dotychczas myśleliśmy, że wirus je oszczędza, ale niedawno opublikowany raport wskazuje, że co prawda w Chinach tylko 2 proc. wśród 80 tys. przypadków stanowiły dzieci, jednak w tym badaniu wirusa wykryto u wielu dzieci bez żadnych objawów choroby.
Wydaje się, że dzieci chorują bezobjawowo albo lekko, bez powikłań - nie stwierdzono ani jednego zgonu. Nie wiemy, dlaczego tak jest, może to wynikać z niedojrzałości układu odporności, ale także z mniejszej ilości receptorów na powierzchni komórek, przez które do organizmu wnika koronawirus. Ilość tych receptorów rośnie z wiekiem, dorośli i osoby starsze mają ich więcej, przez co atak wirusa jest silniejszy. Wygląda na to, że dzieci są mniej zagrożone powikłaniami, ale mają udział w roznoszeniu wirusa w populacji.

SARS CoV-2 może zmutować do groźniejszej postaci?

Wirus cały czas mutuje - nikt nie jest w stanie przewidzieć, w którym kierunku będzie się zmieniać. Wirusy jednoniciowe RNA mają błąd wpisany w polimerazę: każda następna kopia jest nieznacznie inna od pierwowzoru, przy czym te różnice niekiedy dotyczą jednego nukleotydu, czyli są nieistotne dla struktury i cech wirusa. Może się jednak zdarzyć, że po jakimś czasie wirus mocno zmutuje i na tego kolejnego mutanta już nie będziemy mieć odporności. Jednoniciowe RNA-wirusy mają w sobie biologiczny błąd kopiowania, zawsze jest ryzyko powstania mutacji zwiększającej zjadliwość. Jednak jest też możliwość w drugą stronę - wirus może zmutować do wersji bardziej łagodnej i np. utracić zdolność bezpośredniego ataku płuc. Będziemy mieć wtedy kolejnego koronawirusa przeziębieniowego.

Dr n. med. Paweł Grzesiowski jest immunologiem i ekspertem ds. zakażeń, Szkoła Zdrowia Publicznego Centrum Medycznego Kształcenia Podyplomowego, Centrum Medycyny Zapobiegawczej w Warszawie

Czytaj także