Ratownik z SOR-u apeluje do Polaków. "Jestem naprawdę wściekły. Nie mogę nic zrobić"

Ratownik z SOR-u apeluje do Polaków. "Jestem naprawdę wściekły. Nie mogę nic zrobić"

Dodano: 83
fot. zdjęcie ilustracyjne
fot. zdjęcie ilustracyjne Źródło: PAP / Jakub Kaczmarczyk
– Kiedy ktoś zataja przede mną fakt ekspozycji na zarażenie, to jestem naprawdę wściekły, ale nie mogę tak naprawdę nic zrobić, bo w końcu nie da się go odspotkać. Jednak była pewna sytuacja, w której pozwoliłem sobie na nazwijmy to „więcej” – mówi portalowi DoRzeczy.pl Krzysztof, ratownik z warszawskiego SOR.

Czy miał pan styczność z osobami chorymi na koronawirusa?

Miałem kontakt z trojgiem pacjentów, u których podczas dalszej hospitalizacji wykryto obecność koronawirusa.

A co w sytuacji, gdy jedzie pan na wezwanie jako ratownik medyczny i dowiaduje się pan, że ktoś zataił, iż jest nosicielem Sars-CoV-2?

Kiedy ktoś zataja przede mną fakt ekspozycji na zarażenie, jestem naprawdę wściekły, ale nie mogę tak naprawdę nic zrobić, bo w końcu nie da się go odspotkać. Jednak była pewna sytuacja, w której pozwoliłem sobie na nazwijmy to „więcej”.

Co się wydarzyło?

Pacjent potrafi rzucać hasłami: „Za co ja płacę?!”, „pozwę Was!”. Czasem nie da się tego zignorować. W takiej sytuacji rzuciłem swego czasu pewnym tekstem skierowanym do pacjenta. Zszokowało go to. Zaczął nawet przepraszać, ale odpowiedziałem: „Trzeba było myśleć”. Następnie grzecznie powiedziałem: „Do nie do widzenia”. I wyszedłem. Czy było to moje chamstwo ? Nie, po prostu karma wraca.

Wiele mówi się o deficycie kadry medycznej. Jak wyobraża pan sobie dalsze funkcjonowanie w systemie opieki zdrowotnej, jeśli mimo braków kadrowych personel będzie dziesiątkowany przez koronawirus i będzie trzeba wspomagać inne placówki?

Wszystko zależy od tego, jak długo trwać będzie epidemia oraz, w jakim tempie będzie się rozwijała. Wiem jedno – zdecydowana większość pracowników systemu ochrony zdrowia pracuje w więcej niż jednym miejscu. Ograniczenie się do jednego miejsca doprowadzi niektóre oddziały, SORy, a nawet całe instytucje do zmniejszenie przepustowości, co może stanowić realne zagrożenie dla zdrowia danej populacji.

W części szpitali dochodzi do nadużyć. Dyrektorzy podobno każą pracować zespołom medycznym z osobami, które mogą zarażać. Nie jest to chyba dobre rozwiązanie?

Nadużycia to coś, co pozwala jednym rządzić, gdy nie potrafią zarządzać. Innym zaś pozwala na przetrwanie. Łatwo jest narażać kogoś innego zwłaszcza za pomocą pism, a zatem bez podjęcia rozmowy w cztery oczy. Tematyka ta jest bardzo ciekawa, złożona i zbyt obszerna, aby móc ot tak, na nią odpowiedzieć. Znam szpitale, w których dyrekcja wysłała do kierownictwa oddziału pismo, pod którym się nie podpisała, w którym oświadcza „gawiedzi” swoją wolę. Jest to coś, z czym od początku pracy się spotykam. Słowa takie jak „pomoc” i „podburzanie”, wykorzystywane są jako bat na pracowników Systemu Ochrony Zdrowia. Proszę wyobrazić sobie taką rozmowę:

A: Dlaczego Pan nie poszedł do obszaru zakaźnego SOR?

B: Bo nie przeszedłem szkolenia, nie wiem jak się ubrać i bezpiecznie rozebrać z odzieży ochronnej, bo nie wiem czy ją mamy, co ja mam tam robić, jak pracuje się w takim miejscu,, bo nikt mi o tym wprost nie powiedział, bo gdzie jest decyzja właściwego organu, o skierowaniu mnie do walki z epidemią, kto w ogóle zadecydował, że w SOR ma coś takiego powstać, po to były szpitale zakaźne organizowane w Polsce czyż nie?

A: Czyli Pan nie chce pomagać?! (koniec rozmowy).

W takiej sytuacji w kieszeni otwiera się przysłowiowy nóż, a na język cisną same wulgaryzmy. Nie jestem tutaj do pomocy. Nie jestem służbą niczym na dworze Radziwiłła, czy innego Korybuta Wiśniowieckiego. Jestem tu, bo mam skończone studia wyższe. Posiadam wiedzę, umiejętności i kompetencje do ratowania ludzkiego życia i zdrowia.

Ja w pracy nie mam nawet czasu na zastanowienie się nad tym, że przed chwilą mój pacjent umarł. Muszę na każdym kroku walczyć o swoją podmiotowość i w rzeczywistości, to jest mój największy wydatek energetyczny. Walka o to, aby nie stać się niczym Koń z Folwarku Zwierzęcego.

Boi się Pan wychodzić do pracy, gdy każdy dzień jest niepewny?

Nie, nie boję się wyjścia do pracy, ani tego co mnie tam zastanie. Praca w Systemie Ratownictwa Medycznego, czy w ogóle świecie medycyny, jest tak nieprzewidywalna, że nie ma najmniejszego sensu myśleć o tym, co może się dziać na dyżurze. Wejdę tam i po pierwszym rzucie okiem, rozpoznam sytuację.

Jak Pan myśli, jak dla Polski skończy się ta epidemia?

Nie wiem, ale szukam odpowiedzi. Pozwolę sobie na podzielenie się swoimi przemyśleniami w tej kwestii. Od razu nasuwa się typowo polskie: jakoś to będzie. Jednak chcąc powiedzieć coś sensowniejszego, należy czekać na owoce podjętych przez władzę centralną decyzji. Będą one różne i wydaje się, iż należy je podzielić na gospodarczo-finansowe, medyczno-epidemiologiczne, społeczno-kulturowe. Nie jestem finansistą, jednak zarabiam i liczę swoje zarobione pieniądze. Gdy rząd daje, to znaczy, że skądś zabrał i to jest pytanie "ile i skąd”? Jak całą sytuację zniosą małe i średnie przedsiębiorstwa, firmy przewozowe, firmy cargo?

Następnie tematyka medyczna. Czy stworzymy plany działania, procedury na przyszłość? Czy dokonamy przeorania obecnego systemu zdrowia i zbudujemy wreszcie coś uczciwego i konkretnego? Czy System Ratownictwa Medycznego, będzie wreszcie w rękach ludzi w nim pracujących? Czy sanepid opracowuje procedury pozwalające na diagnostykę ewentualnych powikłań pracowitych, tak jak w przypadku niebezpiecznych powikłań pogrypowych? W sprawie społeczno- kulturowych zagadnień. Czy dostrzeżemy, że technologia to nie wszystko, że za tym wszystkim są zwykli ludzie? Czy jako społeczeństwo, nauczymy się stawiać i walczyć o swoje? Zbierzemy się na odwagę w budowaniu wspólnie pojętego dobra? Czy przestaniemy choć na chwilę być jak mawia klasyk Januszami? Ktoś powie, że to młodzieńczy idealizm? A może realizm i pragnienie normalności!

Ma pan pomysł, w jaki sposób przemawiać do rozsądku ludziom, którzy nadal są przekonani, że wirus dopada jedynie osoby starsze?

Polacy to wspaniali ludzie. Nie krytykuję „machania szabelką”, ale trzeba wiedzieć, gdzie i kiedy nią machać, a kiedy lepiej wykonać cios i jak go ukierunkować. Tego nam bardzo brakuje. Z całą pewnością akcje uświadamiające zawsze mają wartość dodaną. Moje własne doświadczenia z lat studenckich, gdy z SKN „eRka”, prowadziłem przeróżne warsztaty, wykłady i akcje uświadamiające konkretne społeczeństwo w tematyce zdrowia, naprawdę przynoszą wymierne rezultaty. Jest to jednak długi, i przy uczciwym do niego podejściu, bardzo trudny proces.Mówienie o tym, iż chorują tylko osoby starsze, jest kłamstwem. Może i większość chorych, to właśnie seniorzy, ale nie tylko oni. Tym bardziej, iż nie wiemy czy i jakie odległe powikłania może powodować covid-19. Odpowiedzialność na kraj w czasach epidemii, nakazuje czysto ludzką prawdomówność, czyli mówienie prawdy. Gdy nie wiem, mówię „nie wiem”.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także