Nieporozumienie Gowina

Nieporozumienie Gowina

Dodano: 
Sejm. Prezes PiS Jarosław Kaczyński (L) wicepremier, minister nauki i szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin (P) na sali obrad.
Sejm. Prezes PiS Jarosław Kaczyński (L) wicepremier, minister nauki i szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin (P) na sali obrad. Źródło: PAP / Leszek Szymański
TAKI MAMY KLIMAT || Jarosław Gowin, któremu przez lata nie przeszkadzała rewolucyjna polityka PiS, nagle uniósł się wartościami, destabilizując rządzącą koalicję. Decyduje się na taki krok teraz – w środku epidemii, gdy nie wiadomo co z wyborami prezydenckimi, a nad państwem wisi krach gospodarczy. Lider Porozumienia, ideowy kameleon, okazuje się być największym błędem jaki popełnił Jarosław Kaczyński projektując swoją układankę polityczną.

Ruch Jarosława Gowina należy chyba odczytywać, jako próbę ulżenia własnemu sumieniu. Były wicepremier stara się upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu. Z jednej strony wyraża swoją niezgodę na przeprowadzanie wyborów 10 maja, z drugiej jednak nie chce wyłamywać się z koalicji. Stoi w rozkroku. Trochę wychodzi ze Zjednoczonej Prawicy, trochę nie. Classic Gowin.

Gowin w rozkroku

Gowin występuje z rządu, bo propozycja Porozumienia nie zyskała poparcia, ale jednocześnie posłowie tegoż Porozumienia dostali przykaz od swojego lidera, by mimo wszystko poprzeć te nieakceptowalne rozwiązania. To całe tłumaczenie jest po prostu nielogiczne, a już zapewnienia, że Gowin i Bortniczuk złożyli dymisje, by „być wiarygodnymi” w rozmowach z opozycją są szczytem naiwności.

Do tej pory jako wicepremier Gowin miał ułatwiony kontakt z najwyższymi osobami w państwie – choćby z premierem Morawieckim. Mógł na niego wpływać i wprowadzać pewne pomysły do rządu (inna sprawa czy z tych możliwości korzystał). Teraz to się kończy. Logicznym byłoby zatem po prostu wyjście ze Zjednoczonej Prawicy, wymuszając tym samym przyspieszone wybory.

Czemu się na to nie zdecydował? Zgaduję, że gdyby do takiego wychodzenia z koalicji faktycznie doszło, to mogłoby się okazać, że Gowin byłby jedyną osobą, która by go dokonała. Próba rozbicia ZP, mogłaby się sprowadzić do tego, że z wicepremiera Gowin przeistoczyłby się w szeregowego posła bez partii. A nawet gdyby całe Porozumienie wyszło, to… co? Następują przyspieszone wybory i z czyich list wystartują posłowie, którzy pomagali maglować sądownictwo w ostatnich latach? Z KO?

Ideowy kameleon

Jeżeli spojrzymy wstecz, to wolta Jarosława Gowina przestanie być czymś szczególnie zaskakującym. To polityk, który nie jest w stanie zbudować liczącego się ugrupowania i może błyszczeć tylko na tle wielkiego lidera, z którym ostatecznie musi wejść w konflikt. Tak było z Tuskiem (który był za bardzo liberalny), tak jest z Kaczyńskim (który jest za bardzo rewolucyjny).

Przecież w 2013 roku będąc ministrem sprawiedliwości w rządzie Donalda Tuska, to on nakręcił konflikt ze swoim szefem, następnie (już po odwołaniu) rzucił mu wyzwanie w wyborach o przywództwo w partii, a po przegranej w końcu wyszedł z PO i zacząć budować konkurencyjne ugrupowanie. Konkurencyjne nie wobec bogoojczyźnianego PiS, tylko wobec liberalnej PO i… ultraliberalnego Korwin-Mikkego, o czym mało już kto dzisiaj pamięta (vide spot z rozwiązywaniem muszki).

Gowin to człowiek kameleon. Liberał i konserwatysta i republikanin i obrońca lewicy – zależy od okoliczności. Dlatego też w ostatnich latach zyskał przydomek „wolnorynkowca bezobjawowego”. Wolnościowe postulaty, którymi szermował przed dojściem do władzy, w latach 2015-2019 stały się praktycznie niedostrzegalne. Każdy kolejny socjalny projekt Zjednoczonej Prawicy przechodził bez cienia jego protestu.

Maski Gowina

„Kameleonowatość” Gowina dała swój najpełniejszy wyraz przy jego rzekomym konserwatyzmie. W ostatnich latach nie można odnotować żadnej aktywności (byłego) wicepremiera w tym aspekcie. Przy sprawie aborcji Gowin jednoznacznie bronił kompromisu, w obliczu postępującego dyktatu radykalnej lewicy na polskich uczelniach Gowin deklarował, że „położy się Rejtanem” w obronie zwolenników ideologii gender.

Jego cała działalność w związku z reformą uniwersytetów jest od dawna krytykowana przez przedstawicieli polskiej nauki i to takich, których żadną miarą nie da się nazwać zwolennikami PO czy SLD. Doszło do tego, że prof. Andrzej Nowak, czyli osoba bezpośrednio powiązana z obozem „Dobrej Zmiany”, napisał słynny list do Jarosława Kaczyńskiego, w którym krytykował działania Gowina. Pod jego apelem podpisało się kilkudziesięciu doktorów habilitowanych z całej Polski. Swoją nierozsądną polityką lider Porozumienia skonfliktował partię Kaczyńskiego ze środowiskiem, które powinno być naturalnym intelektualnym zapleczem polskiej prawicy.

Rzekomego konserwatyzmu Gowina też nie dało się zaobserwować przy kolejnych bataliach, jakie PiS toczył z sądownictwem. Bo czym innym jest sam PiS, który od lat szedł na starcie z obecnym wymiarem sprawiedliwości. Wiadomym było, że to partia w tym aspekcie rewolucyjna. Czym innym jest jednak niby konserwatywny Gowin. Słynna sprawa reformy Sądu Najwyższego, gdy lider Porozumienia „głosował, ale się nie cieszył” przeszła już do historii. Wtedy wicepremier, nie stawał w obronie wartości (co teraz przypisują mu jego obrońcy).

Gowin to liberał, który budował najbardziej socjalny i interwencjonistyczny rząd w dziejach III RP, Gowin to konserwatysta, który poparł najbardziej rewolucyjne przemiany w polskim ustroju, Gowin to prawicowiec, któremu nie przeszkadza lewicowość polskich uniwersytetów. Gowin to po prostu polityczny kameleon.

Na uboczu

Po tym wszystkim czego się dopuścił w ostatnich latach, co ignorował, czego udawał, że nie widzi, naprawdę ciężko uwierzyć, że były wicepremier poczuł nagle potrzebę obrony „stabilności państwa” i „powagi wyborów”. Trudno uwierzyć, że nagle rewolucyjne podejście PiS zaczęło mu przeszkadzać. Przecież od 2015 roku obserwujemy nieustanną rewolucję państwa. Można to pochwalać, można krytykować, ale nie da się udawać, że jest to zjawisko nowe. Wprost przeciwnie – zamieszanie wokół wyborów korespondencyjnych wpisuje się w szerszy ideowy obraz PiS.

Być może tak jak w 2013 roku Gowin szykował się do nowego rozdania, tak samo i teraz powtarza ten manewr, przeczuwając, że wieje wiatr zmian. W końcu to już druga kadencja PiS i bardzo trudno będzie Kaczyńskiemu trzeci raz z rzędu wygrać wybory i sformować rząd. Gowin dokonując teraz wolty, być może jest już myślami w innym miejscu. Bo o ile jego radykalny sprzeciw był dla wielu zrozumiały jeszcze kilka tygodni temu, gdy wybory miały być przeprowadzone w formie tradycyjnej, o tyle po tym, jak PiS poparł jego nierealistyczne postulaty zmiany konstytucji, a następnie postawiono na wybory korespondencyjne, to w oczach opinii publicznej działania lidera Porozumienia są niezrozumiałe. Wygląda to tak, jakby chciał wejść w konflikt, a nie go uniknąć.

Droga bez powrotu

Jeżeli jest jakaś cecha w polityce, jaką Jarosław Kaczyński wyjątkowo sobie ceni, to jest to lojalność. „Nikogo nie zostawiamy w tyle” – realizację tej zasady widzieliśmy wielokrotnie w ostatnich latach, czy to wtedy, gdy Piotr Gliński dostał (na logikę zupełnie zbędną) funkcję wicepremiera, czy choćby gdy Krystyna Pawłowicz została „przeniesiona” do Trybunału Konstytucyjnego. Kaczyński ma bardzo dobrą pamięć i nie zapomina, kto był mu wierny. I tym bardziej nie zapomina, kto wierny mu nie był.

Dlatego też prezes PiS już nigdy Gowinowi nie zapomni tego małego buntu, nigdy mu nie zaufa. Powrotu do układu Gowin-Kaczyński-Ziobro już nie będzie. Nie uświadczymy już biało-czerwonej drużyny „Dobrej Zmiany”. Nawet jeżeli Zjednoczona Prawica się utrzyma, to Porozumienie będzie odgrywało coraz bardziej marginalną rolę. PiS zacznie szukać oparcia w posłach Kukiza, PSL i Konfederacji, zacznie się powolne wyławianie posłów samego Porozumienia, aż w końcu partia przepadnie.

Artykuł wyraża poglądy autora i nie musi być tożsamy ze stanowiskiem redakcji.


Zobacz poprzednie teksty z cyklu "TAKI MAMY KLIMAT":

Czytaj też:
Platforma ma nóż na gardle
Czytaj też:
Kampania na pandemii

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także