Rezolucja Parlamentu Europejskiego potępiająca Polskę i Węgry za reakcję na epidemię. O co chodzi?
Jacek Saryusz-Wolski: Jeżeli chodzi o rezolucję, to trzeba przyznać, że tekst jest bogaty, jeśli chodzi o temat koronawirusa. Możemy komentować ten dokument różnie. Znajdziemy w nim wiele dobrego, ale także złego.
Zatem co złego konkretnie znajdziemy w rezolucji?
Paragraf 36. i 37. to jawny atak na Polskę. W 36. paragrafie jest mowa o zastrzeżeniach w kodeksie wyborczym, niekonstytucyjności oraz narażeniu życia i zdrowia Polaków w kontekście nadchodzących wyborów. Z kolei paragraf 37. traktuje o tym, że UE powinna zastosować wobec Polski sankcje budżetowe. Oskarżanie Polski o zamach na demokrację motywowane tym, że chcemy przeprowadzić wybory jest absurdalne. Zresztą te zapisy nie są na temat.
Dlaczego?
Dlatego, bo rezolucja miała dotyczyć korona-kryzysu. A wyszło, że mierzymy się z nieprawdą i kłamstwami, które nie mają żadnego związku z obecnym kryzysem. Totalna opozycja pisała tę rezolucję własnymi rękoma. Nie pierwszy raz totalni używają forum brukselskiego, aby atakować i oczerniać Polskę. Jednak musimy poczekać na wyniki głosowania.
Jakiego wyniku pan się spodziewa?
Za rezolucją stoją cztery frakcje, które przyjaźnią się z polską opozycją. Stanowią one w PE większość. Nikt nie sprawdza, czy opozycja nie kłamie na temat Polski. Nie ma odpowiedniej weryfikacji naszych przeciwników politycznych.
Wróćmy jeszcze na moment do sankcji. Czy wydaje się panu prawdopodobne, że UE w obliczu załamującej się sytuacji gospodarczej nałoży na Polskę karę finansową?
Nie wiem. Jednak wezwanie do sankcji wybrzmiało nie pierwszy raz. Donald Tusk mówił przecież, że jeśli nie będziemy słuchali władz UE, to będą nam zabierane środki unijne. Taka retoryka nie pomaga.
Czytaj też:
Kuźmiuk: Unią Europejską steruje polska opozycja pod Tuska przewodem
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.