Świadectwo chorej na schizofrenię paranoidalną. "Pierwszą pomocą jest rozmowa"

Świadectwo chorej na schizofrenię paranoidalną. "Pierwszą pomocą jest rozmowa"

Dodano: 
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne Źródło: Pixabay / Domena Publiczna
– Wielu z nas już straciło źródło dochodu, albo dowiedziało się, że znacznie zostanie ucięta ich pensja, nie wiedzą czy po pandemii będą mieli dokąd wrócić. Cierpi mnóstwo ludzi, którzy byli na śmieciówkach. Kryzys psychiczny często ma źródło w rzeczywistości, a odpala go jakiś poważny problem. Utrata pracy jest tu na czele listy, obok straty bliskiej osoby w wyniku rozstania, rozwodu czy śmierci. W przypadku kryzysu psychicznego pierwszą pomocą jest rozmowa – mówi portalowi DoRzeczy.pl rzeczniczka Biura ds. pilotażu Narodowego Programu Ochrony Zdrowia Psychicznego, rzeczniczka Kongresu Zdrowia Psychicznego, doświadczona kryzysem psychicznym, z diagnozą schizofrenii paranoidalnej, Katarzyna Szczerbowska-Kisielińska.

W Polsce panuje obecnie epidemia koronawirusa, a ludzie tracą pracę. Szacuje się, że depresja będzie jednym z głównych problemów zdrowotnych, z którymi w najbliższym czasie przyjdzie nam się borykać. Co robić, gdy w domach Polaków rozgrywają się dramaty? Jak pomagać osobom, które popadają w stany depresyjne?

Katarzyna Szczerbowska-Kisielińska: Właściwie obecna sytuacja związana z koronowirusem – konieczność izolacji, ludzie chodzący w maseczkach, stan niepewności o jutro – bardziej przypomina psychotyczną wizję, niż nasze zwykłe dotychczasowe życie. Nic dziwnego, że wielu z nas trudno sobie z tym radzi. Czujemy niepokój, ciężko nam wybitym z rytmu codziennych zdarzeń, wielu z nas przeżywa dramat wizji upadku swoich firm, straty pracy. Wielu z nas już straciło źródło dochodu albo dowiedziało się, że znacznie zostanie ucięta ich pensja, nie wiedzą czy po pandemii będą mieli dokąd wrócić. Cierpi mnóstwo ludzi, którzy byli na śmieciówkach. Kryzys psychiczny często ma źródło w rzeczywistości, odpala go jakiś poważny problem i utrata pracy jest tu na czele listy, obok straty bliskiej osoby w wyniku rozstania, rozwodu czy śmierci. W przypadku kryzysu psychicznego pierwszą pomocą jest rozmowa.

To pomaga?

Tak. Starajmy się teraz jak najwięcej ze sobą rozmawiać, wysłuchiwać siebie nawzajem. Jeśli wiemy, że ktoś z naszych znajomych mieszka sam, zadzwońmy do niego. Dzwońmy do swoich rodziców, dzieci, współpracowników, żeby sprawdzić, jak sobie dają radę. Dla osób, które potrzebują rozmowy ze specjalistą, w tych dniach uruchomiono dodatkowe telefony wsparcia, pod którymi dyżurują psychologowie i psychiatrzy. Ich listę można znaleźć na stronie czp.org.pl, wybrać ten, który najbardziej pasuje do naszego problemu. Jeśli jednak nie wystarczy kontakt z liniami wsparcia, ich operatorzy powinni wskazać miejsce, gdzie można szukać specjalistycznej pomocy. Specjalistyczna pomoc psychiatryczna jest w Polsce bezpłatna również dla osób, które nie są ubezpieczone, mają one też prawo do refundowanych leków. Pamiętajmy, że leki wyciszające i nasenne może nam przepisać lekarz pierwszego kontaktu, że szukanie pomocy, gdy czujemy że z naszą psychiką coś jest nie tak, możemy zacząć od niego, od kontaktu z najbliższą przychodnią.

Jeśli dojdzie do odmrożenia gospodarki, większość Polaków wróci do pracy. Jak przestawić psychikę ze stagnacji w działaniu do działania? W końcu wiele osób w wyniku kwarantanny nie wykonuje obowiązków, które wykonywali czynnie pracując.

Myślę, że ten czas walki z wirusem nas zmieni. Siedzimy w domach w myśl solidarności społecznej. Każde wyjście do sklepu jest przy okazji zadbaniem o innych, bo stajemy w kolejce w dużej odległości. Sytuacja, w której się znaleźliśmy, zatrzymała wyścig szczurów, pęd za kupowaniem sobie wciąż nowych rzeczy. Nasza cywilizacja stawała się coraz bardziej cywilizacją ludzi samotnych, gromadzących wszystko pod siebie. Teraz przypomnieliśmy sobie o tym, jak jesteśmy dla siebie cenni nawzajem. Tak wiele jest teraz przykładów na bezinteresowną pomoc. Moim bliskim, starszym ludziom, którzy mieszkają daleko, zakupy robi wolontariusz, pan, który pracuje na dwóch etatach. Mam nadzieję, że powrót na dawne tory nie sprawi, że o tym zapomnimy, że będziemy nadal troszczyć się o siebie nawzajem.

Jak rozpoznać pierwsze oznaki tego, że coś się dzieje niedobrego z naszą psychiką?

Kłopoty ze snem, odżywianiem, panowaniem nad lękiem, skoki nastroju, problemy z koncentracją lub z pamięcią, utrzymujące się przez dłuższy czas poczucie smutku i beznadziei – to tylko część objawów, jakimi może organizm sygnalizować problemy ze zdrowiem psychicznym. Oznakami kryzysu mogą być też lęki, fobie, ataki paniki, rozdrażnienie, silniejsze odbieranie dźwięków, myśli samobójcze, nagłe skoki wagi – utrata lub przybieranie na niej. Kryzysowi może towarzyszyć odczuwanie chęci izolacji, psujące się poprawne dotąd relacje z ludźmi, kompulsywne wykonywanie jakichś czynności. Sygnałem załamania psychicznego bywają kłopoty gastryczne, których przyczynę trudno znaleźć, przewlekłe bóle głowy, a także bóle stawów, biegunki, zaburzenia równowagi, skłonność do nałogów, częste infekcje lub problemy ze skórą. Obserwujmy się czule nawzajem, bądźmy uważni na to czy u swoich bliskich nie zauważamy oznak kryzysu. Często to z boku on jest bardziej widoczny.

W jaki sposób poradzić sobie z bardzo negatywnymi informacjami, które na co dzień do nas trafiają? Czy osoby z problemami natury psychicznej mają gorzej w obliczu koronawirusa?

Pewnie są teraz ludzie, którzy od rana do wieczora mają włączony kanał informacyjny w telewizorze i bez przerwy narażają się na bombardowanie wiadomościami, które mogą budzić niepokój. Albo co chwila sprawdzają, co się dzieje na portalach internetowych. Przede wszystkim warto pamiętać, że to od nas zależy, ile i jakie informacje do nas trafiają. Możemy odciąć się od tego strumienia. Zająć się sprzątaniem, gotowaniem, czytaniem książki. Dać sobie od tego odpocząć. Zrobić sobie jakąś małą przyjemność. Jeśli już czujemy, że chcemy na bieżąco wiedzieć, co się dzieje, korzystajmy z rzetelnych sprawdzonych mediów.

Osoby z problemami natury psychicznej na pewno mogą mieć trudniej niż ludzie odporni psychicznie. Ich poziom lęku może być większy ale ci z nich, którzy się już leczą, są nadal pod opieką swoich poradni. Lekarze i psychoterapeuci udzielają im teleporad. Podczas rozmowy można dostać ereceptę. Na Skype odbywają się spotkania grup terapeutycznych. Pacjenci psychiatryczni są zaopiekowani. I pomagają sobie nawzajem. Działam w Fundacji eFkropka, która skupia ludzi po kryzysie. Zorganizowaliśmy telefon wsparcia dla osób, które potrzebują po prostu z kimś porozmawiać, kto ma za sobą doświadczenie choroby. Jeśli czujesz lęk, niepokój lub obawiasz się nawrotu choroby i chcesz o tym porozmawiać, zadzwoń: 534 860 320, telefon działa w poniedziałki, wtorki i w czwartki w godz. 14-16.

Przejdźmy teraz to pani osobistej historii i zmagań z problemem natury psychicznej.

Każdy z nas śni. Zdarza się, że ktoś nas wtedy goni, prześladuje, śledzi, że świat składa się głównie z wąskich mostów nad przepaściami albo ciasnych miejsc niczym stara winda. Psychoza, której doświadczają osoby w kryzysie, przypomina taki koszmarny sen. Tyle, że śni się na jawie. Osoby, które chorują na schizofrenię w stanach psychotycznych mają wrażenie, że inni słyszą ich myśli albo działają w spisku, że ktoś ich kontroluje przez czip wstrzyknięty w ciało. W zderzeniu z pacjentem doświadczającym psychozy, cały wysiłek lekarzy i bliskich pacjenta koncentruje się na tym, żeby go wybudzić z tego snu. Sprawić, żeby z krainy iluzji, wrócił do rzeczywistości. Ja mam diagnozę schizofrenii paranoidalnej. Kiedy zachorowałam wyglądało to groźnie - nie chciałam jeść, pić, nie mówiłam, bałam się wszystkich nawet swojej mamy, nie pamiętałam, kim jestem. Trzy razy doświadczyłam psychozy. Za pierwszym i drugim razem długo trwało budzenie mnie - spędziłam po pół roku w szpitalu psychiatrycznym.

Wielu ludziom schizofrenia kojarzy się z czymś niebezpiecznym, zagrażającym otoczeniu, nieprzewidywalnym. Jak jest naprawdę?

A tymczasem chorując na schizofrenię jest się głównie zagrożeniem dla siebie. Osoba w psychozie mogłaby nie iść do szpitala, gdyby miała zapewnioną opiekę przez całą dobę w domu. To wsparcie non stop jest potrzebne, żeby nie wyszła na ulicę, gdzie mogłaby się zgubić albo wpaść pod samochód, żeby nie wyskoczyła przez okno w przekonaniu, że umie latać. Osoby w psychozie często podejmują próby samobójcze więc trzeba uważać, żeby na przykład same nie zostały w łazience. Mam znajomą parę, w której dziewczyna choruje. Przy ostatnim epizodzie psychotycznym, jej partner zdecydował się zostawić ją w domu. Opowiadał, że pewnego razu zaczęła manipulować przy żyrandolu. Okazało się, że próbuje zamaskować oko wyimaginowanej kamery. Skomentował to: - Jeśli to ma sprawić, że poczujesz się bezpieczniej to zasłaniaj to, co tam widzisz. Schizofrenia ma falowy przebieg. Między jej zaostrzeniami człowiek może zupełnie normalnie żyć - pracować, zajmować się dzieckiem, gotować obiady, spotykać się ze znajomymi.

Nikt patrząc z boku, nie powiedziałby, że ten ktoś ma za sobą doświadczenie kryzysu, diagnozę schizofrenii. Kryzysy zwykle są niewidzialne, nikt nie ma wypisane na czole, że jest chory. Często możemy nie wiedzieć, że nasz sąsiad czy współpracownik ma taką diagnozę. Na tę chorobę choruje 1 procent społeczeństwa. Czasem kończy się po jednej psychozie. Po każdym kryzysowym epizodzie, człowiek uczy się lepiej o siebie dbać, tak, żeby nie dopuścić do następnego. To są proste rzeczy, o których powinien pamiętać każdy z nas - dbanie o sen i odpoczynek, regularne jedzenie, pielęgnowanie więzi z ludźmi, wyznaczanie sobie zadań i celów i skupianie się na ich realizacji. Muszę pamiętać o tym, żeby nie dać się ponieść emocjom i nie oddawać się czarnym myślom. Starać się skupić się na tym, co jest tu i teraz a nie martwić tym, jakie zrobiłam błędy i co złego może mnie czekać. Martwienie się to pierwszy stopień do piekła choroby.

Jak się stało, że teraz pomaga pani ludziom w kryzysie?

Mnie niesamowicie zaskoczyło to, że można po psychozie wrócić do życia. Pamiętam swój lęk, że już zawsze będę w szpitalu. Wiem jak bardzo bali się o mnie bliscy. Pani psychiatra, która się mną opiekowała pocieszała ich, że im głębszy kryzys, tym większa szansa, że poukładam się na nowo lepiej niż byłam ułożona przed chorobą. Udało mi się lepiej poukładać na nowo, nauczyć się już nie przeżywać wszystkiego tak silnie. I chciałabym swoim przykładem wlać nadzieję na wyzdrowienie w tych, którzy teraz chorują i w serca ich bliskich. Poza tym jestem dziennikarką i w pewnym momencie pomyślałam, że skoro zobaczyłam leczenie od środka, powinnam to wykorzystać na rzecz walki o ludzi, którzy doświadczają kryzysu psychicznego. Tak, żeby było im łatwiej, żeby byli lepiej rozumiani, bardziej szanowani, żeby mieli lepsze warunki powrotu do zdrowia. Zaczęłam pisać o tym, jak wygląda szpital - jedna łazienka na 35 pacjentów, nieszczelne okna, stare łóżka, wilgoć, spanie w czapkach zimą, brzydki zapach wymieszanych z sobą woni jedzenia, potu i detergentów. Wielu szpitali psychiatrycznych nie remontowano od kilkudziesięciu lat, są w starych wielkich budynkach na obrzeżach miast, co jeszcze bardziej potęguje poczucie izolacji.

Akurat Instytut Psychiatrii i Neurologii w Warszawie, w którym byłam, przechodzi przez remont. Większość oddziałów już nie przypomina tego, z czym się tam zetknęłam. Zaczęłam też robić wywiady z psychiatrami, żeby pokazać na czym naprawdę polega chorowanie, obalić krzywdzące stereotypy, które z chorobą psychiczną skleiły się wieki temu. Diagnoza schizofrenii nie powinna skreślać człowieka, wyrzucać go na margines, sprawiać, że traci wszystkie role, jak matki, pracownika, żony. Próbuję o niej jak najczęściej rozmawiać, po to, by przekonywać ludzi, że nie ma się czego bać. Wyjaśniać, na czym polega ta choroba. Kryzys psychiczny z zasady dotyka wrażliwców, którzy na życie reagują tak, jakby mieli poparzoną skórę. Dotykają ich rzeczy, których inni by nie zauważyli. Silnie czują emocje ludzi z otoczenia i biorą je do siebie. Dramatem dla nich może być coś, co dla innych jest tylko problemem do załatwienia. Ale naszym bogactwem jest przecież różnorodność. Także dla tych wrażliwców powinno być miejsce wśród nas.

Ma pani na myśli to, że wspólnie możemy działać na rzecz dobra dla nas wszystkich?

Tak, możemy wspólnie pracować. Zamiast wysyłać ludzi z diagnozą na rentę i tracić ich potencjał. Chciałabym, żeby pracodawcy nie bali się zapraszać do swoich firm osób, które przeszły przez kryzys. Wrażliwość może być atutem, na przykład, gdy praca polega na pisaniu albo redagowaniu tekstów, na malowaniu fresków na ścianach restauracji czy układaniu kwiatów. Ludzie wrażliwi empatyczni mogą być wsparciem dla tych w zespole, którzy akurat mają gorsze dni. Wrażliwcy zauważą, że coś jest nie tak, mogą zareagować proponując choćby rozmowę. Wielu ludzi ukrywa chorobę w lęku o utratę pracy, zdarza się, że ukrywa ją nawet przed bliskimi ludźmi, na przykład partnerem, z którym próbuje stworzyć związek. W obawie, że na hasło schizofrenia on od razu ucieknie. Dlatego tak ważne jest uświadamianie ludzi, czym jest ta choroba, z czym się wiąże.

Co najbardziej pomaga zdrowieć?

Więzi z ludźmi. Zwykle we wspomnieniach osób, które ze schizofrenią sobie poradziły, pojawia się jakiś konkretny człowiek, który w nich uwierzył, stał się motywacją do zdrowienia, poświęcił swoją energię i czas, żeby służyć wsparciem. Lekarstwa mogą pomóc opanować objawy ale nic nie zastąpi kontaktu z drugim człowiekiem. Jestem przekonana, że miłość, energia, empatia, współodczuwanie drugiego człowieka mają ogromną terapeutyczną moc. Kiedy byłam w szpitalu, spotkałam wielu ludzi cierpiących w samotności, coraz bardziej zamykających się w świecie zbudowanym ze swoich lęków. Widziałam, że szybciej i łatwiej wraca się do zdrowia tym, przy których ktoś jest. Staram się dzielić tym doświadczeniem tak, żeby bliscy chorego nie byli zagubieni, żeby wiedzieli jak ważna jest ich obecność, żeby nie wpadali tylko po to, żeby podrzucić owoce czy czystą piżamę.

Dużo ważniejsza niż rzeczy jest ich obecność?

Wystarczy być - tak najkrócej można powiedzieć o tym, jakie potrzebne tu wsparcie. Wystarczy być przy swoim chorującym mężu, przyjacielu, bracie. Chciałabym, żeby system opieki psychiatrycznej tak się zmienił, żeby nikt sam nie zostawał ze swoją chorobą. Motywacją do zdrowienia może być przecież pielęgniarka, pielęgniarz czy terapeuta na oddziale. Ale żeby była możliwość indywidualnego podejścia do pacjenta, poświęcenia mu czasu, w szpitalu musiałoby być więcej personelu, jak jest to na przykład w Wielkiej Brytanii, gdzie opiekunów jest niemal tyle samo, co chorych. Poza tym szpital to powinna być ostateczność, jak już inne formy pomocy zawiodą. W tej chwili w Polsce trwa transformacja systemu opieki psychiatrycznej, żeby nie opierał się on na izolowaniu osób doświadczających kryzysu w szpitalu. Tak, żeby pomoc była bardziej dostępna, zróżnicowana, dostosowana do danego przypadku, włączająca w pomoc bliskich, szybka, blisko domu. Po to, by kryzys wyłapać na tyle wcześnie, że wystarczy pomoc lekarza czy terapeuty, żeby nie doprowadzić do zaostrzenia, zdławić go w zarodku. Nazywa się to leczenie środowiskowe - czyli oparte na otoczeniu pacjenta, takie które o ile to tylko możliwe, nie wyrywa go z dotychczasowego życia.

Na czym polega ta transformacja?

W tym celu powstają Centra Zdrowia Psychicznego. Proponują pomoc natychmiast, bez zapisywania się do wielomiesięcznych kolejek. Jest ich w Polsce już 28. Gdzie działają i jakim obszarem się opiekują można sprawdzić na stronie czp.org.pl. W każdym z nich działa punkt zgłoszeniowo-koordynacyjny od poniedziałku do piątku w godz. 8-18. Zanim nasze życie utrudnił koronawirus można tam było przyjść po poradę i dostać wstępny plan leczenia. Teraz można zadzwonić i opisać swój problem lub kłopoty bliskiej osoby a specjalista podpowie, jak można zająć się ich rozwiązaniem. Jeśli uzna, że sytuacja wymaga osobistego kontaktu, zaprosi na spotkanie. Jeśli opisywany problem będzie wymagał pomocy całodobowej, to taka pomoc w centrach też jest dostępna. W Centrach Zdrowia Psychicznego pracują asystenci zdrowienia. To osoby, które doświadczyły kryzysu, opanowały go, przeszły przez odpowiednie szkolenie, żeby pomagać tym, którzy w kryzysie trwają i ich bliskim. Wnoszą perspektywę osoby chorującej do zespołu terapeutycznego. Dzięki zbieżności doświadczeń są dla pacjentów ogromnym wsparciem. Często jest im łatwiej do pacjentów dotrzeć niż innym osobom z otoczenia. Są przy tych ludziach, którzy nie mają bliskich. Służą swoim czasem, empatią, energią. Są przykładem, że można żyć zdrowo, są inspiracją. Asystent zdrowienia też może być tą osobą, która zmotywuje pacjenta o walkę o siebie. Bo w procesie zdrowienia podstawą jest chęć podjęcia walki o siebie, walki o powrót do życia. Dlaczego warto być zdrowym? Bo wtedy można się realizować w relacjach z ludźmi, tworzyć przynoszące radość i szczęście związki. Bo można się realizować w tym, co się robi, w swojej pracy - mieć poczucie spełnienia, czuć się potrzebnym i być niezależnym finansowo.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także