Ziemkiewicz ostro o Mosbacher: Mówi do Polaków "co wolno Trumpowi, to nie wam czarnuchy"

Ziemkiewicz ostro o Mosbacher: Mówi do Polaków "co wolno Trumpowi, to nie wam czarnuchy"

Dodano: 
Rafał A. Ziemkiewicz
Rafał A. Ziemkiewicz Źródło: PAP / Arek Markowicz
To już kolejny raz, gdy Georgette Mosbacher zachowuje się jak książę Repnin, a nie ambasador cywilizowanego kraju. Ambasador w kraju sojuszniczym, a nie w kolonii. Widać, że strasznie rozzuchwaliliśmy swoich zagranicznych partnerów. Przyzwyczajając ich do tego, że jesteśmy dzikusami, których można pouczać na różne sposoby – mówi portalowi DoRzeczy.pl Rafał A. Ziemkiewicz, pisarz i publicysta „Do Rzeczy”.

Reporterzy Bez Granic opublikowali raport, według którego Polska spadła na 62. Miejsce w rankingu wolności prasy. Jesteśmy gorsi niż Niger. A jednym z powodów spadku w rankingu są ataki na „Gazetę Wyborczą”. Jak oceniać tego typu zestawienie?

Rafał A. Ziemkiewicz: Jeśli chodzi o ocenę takich rankingów to ubiegł mnie jakiś czas temu kolega Łukasz Warzecha, który dokładnie opisał to, jak się te rankingi tworzy. One są całkowicie bezwartośiowe.

Dlaczego?

Rankingi te powstają w ten sposób, że organizacja – w tym wypadku Reporterzy Bez Granic – według niejasnych kryteriów wybiera sobie w różnych krajach ludzi, którzy czasem mają coś wspólnego z dziennikarstwem, a czasem nie. I ludzie ci odpowiadają na różne pytania, przyznając punkty, jak w danych sprawach sytuacja w ich kraju się zmieniła. A ponieważ z Polski są to zazwyczaj wrogowie PiS-u, ludzie z tzw. ‘’salonu”, to trudno się dziwić, że z roku na rok w ich opinii jest w Polsce pod względem wolności słowa gorzej. A miejsce naszego kraju w rankingu systematycznie spada. Nie ma żadnej obiektywizacji kryteriów tego rankingu. To śmieciowy ranking, służący jedynie propagandzie. Temu, by sfabrykować newsa o tym, jak to tam, gdzie się salonowi nie podoba, jest bardzo źle.

Jakie jest znaczenie takiego rankingu w odbiorze społecznym?

Dokładnie takie, jakbyśmy siedli sobie w knajpie i punktowali znajdujące się w zasięgu wzroku kobiety. Być może z rozbiciem na figurę, fryzurę, biust i tylne wyposażenie. I jeden powie, że ta jest na siedem, na cztery, a na trzy. Ale w żaden sposób nie świadczy to o wartości tych kobiet.

Miała też miejsce w ostatnich dniach wypowiedź pani Georgette Mosbacher na temat TVN. Amerykańska ambasador zdecydowanie stanęła w obronie tej stacji krytykowanej przez media publiczne. Jakie jest znaczenie tej wypowiedzi?

Zachowanie pani Mosbacher jest powiedziałbym niestereotypowe. To już kolejny raz, gdy zachowuje się jak książę Repnin, a nie ambasador cywilizowanego kraju. Ambasador w kraju sojuszniczym, a nie w kolonii. Widać, że strasznie rozzuchwaliliśmy swoich zagranicznych partnerów. Przyzwyczajając ich do tego, że jesteśmy dzikusami, których można pouczać na różne sposoby. A wspomniana wypowiedź pani Mosbacher jest z kilku powodów horrendalna.

Jakich?

Po pierwsze skomentowała sytuację, w której telewizja TVN została skrytykowana przez inną telewizję. Nie powinna się w ogóle w to wcinać. Bo jeszcze rozumiałbym, gdyby wobec TVN zostały podjęte jakieś działania na szczeblu państwowym. Ale tu amerykańska ambasador wtrąciła się w spór między mediami. Po drugie spór między mediami w tym wypadku ma charakter polityczny. Bo TVN odbierana jest jako tuba propagandowa opozycji, a Telewizja Publiczna jest medium państwowym, więc siłą rzeczy przedstawiająca punkt widzenia tych, którzy rządzą państwem. Wcinanie się przez ambasadora w spór partyjny jest bez sensu. Po trzecie, mocodawca pani Mosbacher, czyli prezydent USA Donald Trump zasłynął z tego, że w przeciwieństwie do innych prezydentów Stanów Zjednoczonych bardzo ostro krytykuje jedną z telewizji, myślę tutaj o CNN, która też jest telewizją prywatną, też telewizją amerykańską i też notowaną na nowojorskiej giełdzie. Jego krytyka idzie dużo dalej niż krytyka TVN przez TVP. I to, że pani Mosbacher się wcina w polskie sprawy w takiej sytuacji, to takie dodatkowe podkreślenie: „co wolno wojewodzie, czyli mojemu szefowi prezydentowi Stanów Zjednoczonych, to nie wam czarnuchy”. A jeszcze do tego dochodzi kolejna rzecz.

Czyli?

Jest powszechnie wiadomo, że jeden z szefów Discovery, które jest właścicielem TVN, jest prywatnie przyjacielem Georgette Mosbacher. A więc ona właściwie występuje w interesie swojego kumpla. To wszystko składa się na obraz takiego nie profesjonalizmu, że gdyby Amerykanie się tym kierowali, to powinni panią Mosbacher już teraz odwołać ze stanowiska. Inna sprawa, że gdyby się kierowali profesjonalizmem, to ona nigdy by ambasadorem nie została. Po prostu się do tego od początku nie nadawała. I te wcześniejsze jej ingerencje, czy wolno nam czy nie wolno wprowadzać podatku cyfrowego, czy występowanie w obronie firmy Uber, czy właśnie teraz wcinanie się w dyskusje o TVN, powinny sprawić, że Amerykanie naprawdę powinni przemyśleć, czy nie należałoby wrócić do zasady, w myśl której na ważne placówki dyplomatyczne wysyła się zawodowych dyplomatów.

Czytaj też:
Polska gorsza niż Niger? Wolność słowa to nie monopol "Wyborczej"

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także