Ziemkiewicz ostro o wystąpieniu Tuska. "Idzie tą sama drogą, co Wałęsa"

Ziemkiewicz ostro o wystąpieniu Tuska. "Idzie tą sama drogą, co Wałęsa"

Dodano: 
Rafał Ziemkiewicz
Rafał Ziemkiewicz Źródło: PAP / Arek Markowicz
- Chodzi o to, że Tusk, podobnie jak wcześniej wymienieni przeze mnie prezydenci, próbował patronować różnym przedsięwzięciom. Kwaśniewski patronując pewnym wydarzeniom kończył je niefortunnie. Pomimo wygranej w I turze wyborów. Po paru latach jego głos nie był tak ważny - mówi portalowi DoRzeczy.pl publicysta tygodnika "Do Rzeczy" Rafał Ziemkiewicz.

Donald Tusk w porannym oświadczeniu obwieścił, że nie zagłosuje w planowanych na 10 maja wyborach prezydenckich i zachęcił do ich bojkotu. Jest pan zaskoczony?

Nie, nie jestem.

Jednak wypowiedź byłego premiera wywołała poruszenie.

Wydaje mi się jednak, że wystąpienie Donalda Tuska nie było wydarzeniem wielkiej rangi. Tusk idzie tą samą drogą, którą szedł Wałęsa, czy Kwaśniewski.

Co ma pan na myśli?

Chodzi o to, że Tusk, podobnie jak wcześniej wymienieni przeze mnie prezydenci, próbował patronować różnym przedsięwzięciom. Kwaśniewski patronując pewnym wydarzenim kończył je niefortunnie. Pomimo wygranej w I turze wyborów. Po paru latach jego głos nie był tak ważny.

Sądzi pan, że podobnie będzie z Tuskiem?

Owszem. Głos Tuska nie jest już tak istotny jak kiedyś. Były premier porywa tłumy, ale w grupie ludzi, którzy należą do elektoratu PO. A ściślej mówiąc do elektoratu, który jest anty-PiS. Ciekawa jest jednak jedna rzecz.

Jaka?

Swoim przemówieniem Tusk wprawił z zakłopotanie Kidawę-Błońską, która zaplątała się w obliczu w kampanii wyborczej. Musimy zwrócić uwagę, że deklaracja Tuska dotycząca wyborów prezydenckich jest jego deklaracją osobistą. Jeśli wybory odbędą się według założeń 10 maja, to Tusk i tak w nich nie będzie uczestniczył, bo nie przebywa w Polsce. Także takie pozorne bojkotowanie wyborów oznacza wezwanie do tego, aby wygrał Duda. Liczenie na to, że frekwencja będzie nieduża może pozwolić PO podważanie zwycięstwa Andrzeja Dudy.

To odwieczna choroba polskiej klasy politycznej, gdy podważa się czyjś sukces mówiąc, że nie ma moralnego prawa do niego. Tymczasem w polityce moralny mandat się nie liczy. Jeżeli Duda wygra wybory w maju, albo w czerwcu, to i tak je wygra. A to, że pewna grupa będzie gęgała to już inna sprawa. Efekt będzie taki, że Kidawa-Błońska będzie miała 4 proc. poparcia.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także