„Pogrom lwowski” – historia prawdziwa. Zagraniczna prasa zrobiła wtedy z Polski antysemickie piekło

„Pogrom lwowski” – historia prawdziwa. Zagraniczna prasa zrobiła wtedy z Polski antysemickie piekło

Dodano: 
Spalona synagoga Beit Chasidim.
Spalona synagoga Beit Chasidim. Źródło: Wikipedia / Derzhavnyj arkhiv Lvivskoji oblasti
Czy krwawe zajścia z listopada 1918 r. były klasycznym antysemickim pogromem, zaplanowanym odwetem czy zwykłymi bandyckimi rozruchami?

Mirosław Szumiło

W świadomości historycznej Polaków walki o Lwów w listopadzie 1918 r. zapisały się przede wszystkim jako niezwykły heroizm dzieci i młodzieży (Orląt Lwowskich), nieszczędzących własnego życia w obronie polskości miasta. Jednakże bezpośrednio po wyparciu oddziałów ukraińskich ze Lwowa doszło do krwawych wypadków w dzielnicy żydowskiej, które przeszły do historii pod nazwą „pogromu lwowskiego”. W prasie zachodnioeuropejskiej i amerykańskiej publikowano mocno przesadzone doniesienia o masowym mordzie dokonanym na ludności żydowskiej przez polskich żołnierzy i oficerów. Pisano o ponad tysiącu ofiar śmiertelnych. Taki obraz wydarzeń we Lwowie poważnie zaszkodził wizerunkowi odrodzonej Rzeczypospolitej w świecie i był wykorzystywany w antypolskiej propagandzie.

Z ustaleń polskich historyków wyłania się bardziej złożony przebieg i charakter wypadków lwowskich, spowodowanych kilkoma różnymi czynnikami. Wiedzę o tym czerpiemy głównie z relacji świadków zdarzeń i akt śledztwa przeprowadzonego przez Nadzwyczajną Rządową Komisję Śledczą, kierowaną przez cieszącego się wielkim autorytetem i nieposzlakowaną opinią sędziego dr. Zygmunta Rymowicza. Komisja pracowała na przełomie lat 1918 i 1919, starając się zachować jak największą bezstronność w ferowaniu ocen.

Lwów był wówczas miastem wielonarodowym z większością ludności polskiej. Żydzi stanowili jednak ponad 30 proc. jego mieszkańców. Ludność żydowska w przeważającej mierze skupiała się w tzw. Trzeciej Dzielnicy, obejmującej centralne rejony Lwowa. Z chwilą wybuchu walk polsko-ukraińskich 1 listopada 1918 r. Żydowski Wydział Bezpieczeństwa ogłosił neutralność dzielnicy żydowskiej i powołał do życia liczącą ponad 200 osób Milicję Żydowską pod dowództwem kpt. Juliusza Eislera, która miała zapewnić porządek i bezpieczeństwo w tym rejonie miasta. Teren działania milicji został ściśle określony w zawartej kilka dni później umowie z Wojskiem Polskim. Niewątpliwie powstanie milicji odbyło się za wiedzą i zgodą wojskowych władz ukraińskich, które dostarczyły koniecznego uzbrojenia milicjantom. Byli uzbrojeni nie tylko w karabiny, lecz także broń maszynową.

Doniesienia prasy światowej wyolbrzymiły ogromnie liczbę ofiar.

Z relacji świadków zdarzeń i raportu Komisji Rymowicza wynika, że Milicja Żydowska nie zachowała pełnej neutralności. Wyraźnie sympatyzowała z Ukraińcami, wykazując arogancję wobec Polaków, wyłapując ochotników usiłujących przedostać się na stronę polską i przekazując ich Ukraińcom. Odnotowano przypadek czynnego współdziałania milicji z oddziałami ukraińskimi w walkach na ul. Źródlanej. Stwierdzono także współudział milicjantów w zamordowaniu przez Ukraińców 14–15 listopada kilkunastu polskich jeńców na Zamarstynowie.

Także część ludności żydowskiej, reprezentująca kierunek syjonistyczny, zajmowała stanowisko zdecydowanie niechętne Polakom. Gazeta syjonistów „Neue Lemberger Zeitung” redagowana była w duchu skrajnie nieprzychylnym Polsce, popierając państwowość ukraińską. Na relacje polsko-żydowskie w okresie walk listopadowych fatalnie wpłynął telegram wysłany przez Żydowski Wydział Bezpieczeństwa we Lwowie do prezydenta USA Wilsona, ogłoszony w „Neue Lemberger Zeitung” 15 listopada 1918 r. Był to apel o podjęcie skutecznych kroków przeciw rzekomemu przymusowemu wcielaniu Żydów do szeregów Wojska Polskiego. Telegram wywarł fatalne wrażenie na obrońcach i polskim społeczeństwie Lwowa. Walczący byli bowiem ochotnikami, a poboru w zasadzie nie przeprowadzono. Wśród ponad 6 tys. żołnierzy i ochotników walczących o Lwów znalazło się całkowicie dobrowolnie 49 polskich Żydów, m.in. por. Bernard Mond, późniejszy generał i dowódca 6. Dywizji Piechoty w kampanii wrześniowej 1939 r.

W polskiej społeczności Lwowa panowało powszechne przekonanie, że Żydzi stanęli po stronie ukraińskiej. Wyraził to w swoich wspomnieniach Maciej Rataj, polityk ludowy, obecny w tamtych dniach w mieście: „Prawda, że w czasie walk na ulicach Lwowa przez 22 dni uzbierało się w sercach polskich dużo słusznego i uzasadnionego oburzenia do Żydów, którzy głosząc neutralność, na ogół biorąc, stanęli po stronie Ukraińców nie tylko z sympatiami, ale także z czynną pomocą”.

Czytaj też:
Premier ze Lwowa

Ponadto w szerokich masach ludności rozpowszechnione było przekonanie, że Żydzi w czasie całej wojny światowej dorabiali się na lichwie i paskarstwie, a od służby frontowej za pomocą łapówek umieli się uwolnić. W Austrii cała prawie intendentura i wszystkie dostawy dla armii były w ich rękach. Podczas gdy ludność polska w czasie walk o Lwów cierpiała głód i niedostatek, u żydowskich handlarzy miały być nagromadzone duże zapasy żywności i innych towarów. Takie przeświadczenie musiało stanowić zachętę do działania dla wszelkiej maści rabusiów i elementów przestępczych.

Niestety, w szeregach polskich obrońców Lwowa znaleźli się również kryminaliści. Należy pamiętać o tym, że brakowało ludzi do walki. Mężczyźni zdolni do noszenia broni zostali w większości zmobilizowani do armii austriackiej, dlatego musieli ich zastąpić w dużej części gimnazjaliści i harcerze. Oddziały ochotnicze tworzyły się oddolnie. Broń wydawano wszystkim, którzy się po nią zgłaszali. W ciągu pierwszych kilku dni rozdano 2,5 tys. karabinów. Brak obycia ochotników ze służbą wojskową powodował także duże problemy z utrzymaniem dyscypliny w oddziałach. Wyjątkowo niezdyscyplinowany był np. złożony z batiarów lwowskich waleczny oddział legendarnego por. Wilhelma Starcka.

Artykuł został opublikowany w 12/2018 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.