Jak to było z hiszpanką?

Jak to było z hiszpanką?

Dodano: 
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne Źródło: PAP/EPA / DUMITRU DORU
Prof. W. Julian Korab-Karpowicz | | Do historii przeszła słynna grypa z 1918-1919 roku zwana „hiszpanką”. Ocenia się, że w wyniku pandemii umarło wówczas ponad 50 milionów ludzi, a więc więcej niż zginęło w I wojnie światowej. O ile dzisiaj koronawirus uderza głównie w ludzi starszych, z wcześniejszymi komplikacjami zdrowotnymi i słabym systemem odpornościowym, ofiarami „hiszpanki” byli głównie ludzie młodzi, żołnierze wracający z frontu. Jak wytłumaczyć, że dochodziło wówczas do częstych zgonów u takich osób?

Uczona amerykańska, dr Karen M. Starko, specjalista od chorób zakaźnych w Pensylwanii (3942 cytowań w Google Scholar) dowodzi, że powodem znacznej liczny zgonów były wadliwe sposoby leczenia. Użyto wtedy mało znanego wówczas leku jakim była aspiryna. Możemy sobie wyobrazić tą sytuację bowiem była podobna do tej w jakiej znajdujemy się dzisiaj. W obliczu pandemii wytworzyła się panika wśród ludności. Towarzyszyła temu jak dziś uczona niewiedza oraz naciski firm farmaceutycznych, aby natychmiast wprowadzić nowy środek zaradczy i podawać go w dużych ilościach. Doszło do tragedii.

W lutym 1917 minął czas trwania patentu na aspirynę, który posiadała dotąd firma Bayer. Otworzyło to rynek dla wielu nowych producentów. Bayer musiał więc walczyć z konkurencją stosując agresywną reklamę. Jak pisze Nicholas Bakalar w swoim artykule pt. „In 1918 Pandemic, Another Possible Killer: Aspirin”, opublikowanym w New York Times, „produkowano opakowania aspiryny nie zawierające ostrzeżeń o toksyczności oraz dokładnych instrukcji dotyczących jej stosowania”. Jesienią 1918 roku, poszukując na gwałt lekarstwa na grypę, najwyższy rangą lekarz marynarce wojennej Stanów Zjednoczonych zalecił aspirynę dla leczenia objawowego, a wojsko zakupiło duże ilości leku. Podobne zalecenie ukazało się też w piśmie medycznym Journal ofAmerican Medical Association.

Osobiście używam aspirynę i stosowana odpowiednio, w niedużych ilościach, aspiryna ma z pewnością wiele zalet jako środek przeciwgorączkowy, przeciwbólowy, przeciwzapalny czy przeciwzakrzepowy. W przebiegu przeziębienia i grypy zaleca się jego stosowanie w dawkach ok. 300-600mg w odstępach 4-8 godzin, do 3g kwasu acetylosalicylowego na dobę i nieprzekraczanie maksymalnej dziennej dawki dobowej, która wynosi 4g. W pandemii grypy w latach 1918-1919 podawano go chorym żołnierzom znacznie więcej. W publikacji naukowej „Salicylates and Pandemic Influenza Mortality, 1918-1919”, który został opublikowany w czasopiśmie medycznym Clinical Infectious Diseases przez Oxford University Press, dr Starko dowodzi, że lekarze nie wiedzieli wówczas, że duże dawki leku (8,0–31,2 g dziennie) zwiększają poziom płynu w płucach oraz prowadzą do hiperwentylacji i obrzęku płuc. Z powodów trudności z oddychaniem, pacjenci dostawali nagłych ataków paniki, drżenia mięśni, zawrotów głowy i nudności, i w końcu ginęli. Obrzęk płuc stwierdzono podczas sekcji zwłok u 46% osób.

Ponieważ pandemię grypy z 1918-1919 roku często (chociaż chyba niesłusznie) porównuje się z dzisiejszą pandemią koronawirusa, warto z tej lekcji wyciągnąć wnioski. Pochopne zastosowanie nowego lekarstwa albo szczepionki, albo nie do końca uzasadnionych i na gwałt, pod wpływem psychozy strachu, wprowadzanych metod leczenia, może przynieść więcej szkody niż korzyści. W przypadku wprowadzania nowych szczepionek mogą pojawić się nieznane jeszcze powikłania związane z wprowadzeniem szczepionki do organizmu. Powinno się więc tutaj przyjąć złotą zasadę. Ktokolwiek chciałby nam zaproponować nową szczepionkę musi udowodnić, że ryzyko powikłań ze strony szczepionki jest znacznie mniejsze niż ryzyko powikłań i śmiertelności w naturalnym przebiegu określonej choroby. Ta reguła powinna mieć w Polsce charakter aktu prawnego uchwalonego przez Sejm. Dzięki temu zabezpieczymy się przed nieuzasadnionymi naciskami firm farmaceutycznych i ochronimy nasze zdrowie.

Co do choroby COVID-19 spowodowanej przez koronawirusa SARS-CoV-2 jest ona z pewnością łagodniejsza niż dawna grypa „hiszpanka”. O ile w „hiszpance”, zapewne z powodów błędów w leczeniu, ginęli głównie młodzi dorośli w przedziale wiekowym 20–40 lat, obecny koronawirus prowadzi do śmierci przede wszystkim ludzi starszych, schorowanych i o niskiej odporności. Są to w 95% osoby cierpiące jednocześnie na inne schorzenia w wieku powyżej 65 lat. W takiej sytuacji nie wydaje się racjonalne, aby przetrzymywać dzieci i młodzież dalej w domach, zamiast je posłać do szkół. Prawdopodobieństwo powikłań i zgonu jest w tej grupie wiekowej bardzo niewielkie. Większość dzieci zarażonych koronawirusem może tego nawet w ogóle nie odczuć.

Chociaż tego poglądu nie podzielają wszyscy naukowcy, jak twierdzi w swoim nowym artykule „The first three months of the COVID-19 epidemic”,epidemiolog dr Knut M. Wittkowski (4761 cytowań w Research Gate), kontakt dzieci z wirusem będzie miał wręcz wpływ pozytywny. Przyczynią się one bowiem do powiększenia tzw. „odporności stada”. Przetrzymywanie ich w domach wydłuża jedynie czas, w którym wirus musi krążyć w danej populacji. Na obecnym etapie izolacja nie jest więc uzasadniona. Ochraniać powinno się zaś nadal jedynie osoby wysokiego ryzyka, takie jak schorowane i starsze, aż do czasu, kiedy po kilku tygodniach, na skutek zwiększenia odporności stadnej, wszystko wróci do normy.

Artykuł wyraża poglądy autora i nie musi być tożsamy ze stanowiskiem redakcji.

Autor jest filozofem i myślicielem politycznym, doktorem Uniwersytetu Oksfordzkiego, profesorem w Instytucie Politologii Uniwersytetu Opolskiego, autorem „Harmonii społecznej” i innych książek przetłumaczonych na kilka języków.

Czytaj też:
Uczona niewiedza koronawirusa. Wielka pandemia czy największa pomyłka?

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także