„Piękna bestia” z Birkenau. Najstraszniejsza zabójczyni III Rzeszy

„Piękna bestia” z Birkenau. Najstraszniejsza zabójczyni III Rzeszy

Dodano: 
Irma Grese i Josef Kramer, więzienie brytyjskie, 1945 r.
Irma Grese i Josef Kramer, więzienie brytyjskie, 1945 r. Źródło: Wikimedia Commons / Imperial War Museum
Dwudziestolatka była panią życia i śmierci więźniarek z Birkenau. Jej kochankiem był Josef Mengele

PIOTR WŁOCZYK: Ilu ludzi miała na sumieniu Irma Grese?

DANiel BROWN: Grese kontrolowała 31 baraków z ok. 30 tys. kobiet zamkniętymi w Lager C w Birkenau. Pod koniec wojny większość tych więźniarek stanowiły Węgierki. Już w wieku 20 lat Grese awansowała na drugi najwyższy stopień, jaki mogła osiągnąć kobieta w SS. Stała się SS-Oberaufseherin (starszą przełożoną SS). Tych stanowisk było bardzo niewiele – dostawały je tylko te kobiety, które udowodniły, że są zdolne zrobić wszystko dla Rzeszy. Grese stała się dla dziesiątek tysięcy więźniarek panią życia i śmierci. Odpowiada za śmierć tysięcy ludzi, ale oczywiście nie sposób powiedzieć, ile dokładnie osób zamordowała.

W wielu tekstach na jej temat można przeczytać, że żadna kobieta nie popełniła w XX w. tylu zbrodni. Czy to możliwe?

Myślę, że pierwszeństwo powinniśmy przyznać w tej kategorii Madame Mao. Grese jest tuż za żoną Mao Zedonga. Na pewno żadna Niemka nie odpowiadała w XX w. za śmierć większej liczby ludzi.

Abraham Glinowieski, więzień, który był świadkiem na jej procesie, zeznał, że jego zdaniem Grese wysłała „tysiące za tysiącami ludzi chorych i zupełnie zdrowych do komór gazowych”. Z kolei jedna z byłych więźniarek twierdziła, że Grese zabijała średnio 30 osób dziennie.

Nawet na tle innych bezwzględnych strażniczek obozowych Grese wyróżniała się wyjątkowym bestialstwem. Była dumna z tego, jak traktuje więźniów, ile osób uśmierca. Już po tym, gdy pojmali ją Brytyjczycy, mówiła, że zabijanie było jej obowiązkiem wobec Rzeszy.

Rozmawiał pan z wieloma byłymi więźniami podległymi tej strażniczce. Jaki obraz Grese wyłania się z tych opowieści?

Więźniowie wspominali, że chodząc po obozie, zostawiała za sobą woń perfum. Codziennie rano spędzała wiele czasu nad przygotowaniem swojego wyglądu. Wprowadzała nieregulaminowe zmiany w mundurze, żeby wyglądać jak najpiękniej. Dlatego tak pasuje do niej określenie „Piękna Bestia”.

Irma Grese po zatrzymaniu przez Brytyjczyków. VIII 1945 r.

Wszyscy opowiadali o jej pięknie, jej nieskazitelnej twarzy. Jedna z byłych więźniarek mówiła mi, że na tle całej potworności obozu to piękno było tak uderzające, iż ludzie nie mogli się powstrzymać i wgapiali się w jej twarz. Grese miała nawet nadzieję na karierę aktorki w Hollywood albo w świecie mody. Ta sama była więźniarka powiedziała jednak, że za jej piękną twarzą kryła się najgorsza „suka”.

Czyli?

Regina Hirsch opowiedziała mi, jak któregoś dnia pod koniec wojny zauważyła obierki ziemniaczane wysypane przy obozowej kuchni. Poszła tam ze swoją siostrą pod osłoną nocy, aby je pozbierać. Jednak, zdaniem Hirsch, była to pułapka – Grese czekała tam na swoje ofiary. Złapała siostry i uderzyła o siebie ich głowami tak mocno, że jeszcze po wyzwoleniu Regina Hirsch cierpiała na zawroty głowy. Hirsch mówiła mi, że aby przeżyć zbiórki, trzeba było wejść do środka. Stanie na zewnątrz narażało człowieka na niebezpieczeństwo ciężkiego pobicia, a nawet zastrzelenia. Grese losowo bowiem strzelała ludziom w głowę.

Ta strażniczka naprawdę uwielbiała chodzić po obozie. Był okres, gdy do dyspozycji miała psa – owczarka niemieckiego. Oczywiście wykorzystywała go do rozszarpywania ludzi na strzępy.

Grese była wyjątkowo bezlitosna, ale generalnie kobiety pracujące jako strażniczki obozowe były zachęcane do brutalności wobec więźniów. To był konieczny warunek awansu.

Niemcy dosyć dziwnie to zorganizowali: strażniczki pracowały dla SS, ale oczywiście nie były esesmankami.

Niemieccy naziści od początku byli skrajnie antyfeministyczni. Kobiety miały gotować, wychowywać dzieci i wspierać swoich mężczyzn, ale nie miały mieć nic wspólnego z mundurami.

To się jednak zaczęło zmieniać wraz z pogarszaniem się sytuacji na frontach.

Dokładnie – esesmani potrzebni byli na froncie. Początkowo kobiety nie były szkolone na bezlitosne strażniczki. Jednak gdy SS zabrało się do szkolenia, strażniczki przestały ustępować w bestialstwie przeciętnemu esesmanowi.

Czytaj też:
Byłam ofiarą doktora Mengelego

Jedna z węgierskich więźniarek powiedziała mi, że dla więźniów kwestie organizacyjne nie robiły większej różnicy. „Te kobiety wyglądały jak SS, zachowywały się jak SS, dlatego śmiertelnie się ich baliśmy – mówiła mi. – Każdy, kto mówi, że to nie było SS, obraża pamięć o ofiarach”. Rozumiem te emocje, ale jednak prawda jest taka, że strażniczki nie były z SS, choć oczywiście pracowały dla tej zbrodniczej formacji.

Wiele z nich nosiło na terenie obozów pistolety. Było to wbrew regulaminowi, ale nikt się tym nie przejmował. Grese wielokrotnie robiła z tego użytek – strzelała do ludzi, kiedy tylko chciała.

Warto wspomnieć tu o pewnym wiele mówiącym incydencie. Jedna ze strażniczek zabiła kiedyś więźnia kompletnym przypadkiem – po prostu nieoczekiwanie wypalił jej źle zabezpieczony pistolet. Ta strażniczka miała potem kłopoty. Powodem nie było oczywiście samo zabicie więźnia, tylko to, że doszło do tego w nieregulaminowy sposób...

Jak kilkunastoletnia dziewczyna, która zaczynała służbę jako pomoc pielęgniarska w szpitalu, stała się potworem z Birkenau?

Myślę, że wiele złego zrobiło właśnie miejsce, w którym Grese szkoliła się w służbie medycznej. Był to bowiem szpital Hohenlychen – elitarna placówka specjalizująca się w leczeniu nazistowskich dygnitarzy. Dyrektorem tego szpitala był Karl Gebhardt z SS, który potem eksperymentował z przeszczepianiem kości młodych polskich kobiet. Grese nauczyła się w Hohenlychen nazistowskiego „katechizmu” – opieki nad „czystymi” Niemcami i poczucia wyższości nad „podludźmi”, które w końcu prowadziło do faktycznego zabijania.

Artykuł został opublikowany w 5/2018 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.