Broń „A” w Polsce. Tak wyglądały plany armageddonu w Europie

Broń „A” w Polsce. Tak wyglądały plany armageddonu w Europie

Dodano: 
Sowiecka rakieta RSD-10 na samobieżnej wyrzutni. Rysunek amerykańskiego Departamentu Obrony.
Sowiecka rakieta RSD-10 na samobieżnej wyrzutni. Rysunek amerykańskiego Departamentu Obrony.Źródło:Wikimedia Commons / Edward L. Cooper
Sowieci zgromadzili na terenie PRL 168 ładunków nuklearnych, z tego 90 proc. było większej mocy od tych, które zostały zrzucone na Nagasaki i Hiroszimę. Miały one utorować Sowietom drogę do wolnego zachodniego świata w celu jego ujarzmienia.

Lech Kowalski

W oddziale WSW w Poznaniu odbyła się 14 lipca 1972 r. narada na temat współdziałania w zakresie kontrwywiadowczej ochrony obiektów specjalnych Armii Sowieckiej na terenie PRL. Sowietów reprezentowali: szef Wydziału II Oddziału Specjalnego KGB Północnej Grupy Wojsk Sowieckich w Legnicy – ppłk Iwan Szmilow i oficer tego oddziału ‒ mjr Konstanty Szaro. Ze strony polskiej udział w spotkaniu wzięli: szef Oddziału I Zarządu II Szefostwa WSW – płk B. Brodniewicz, szef Oddziału II Zarządu WSW POW – ppłk M. Wichrzyński, szef Oddziału II Zarządu WSW ŚOW – ppłk M. Kowalski, szef Oddziału WSW Poznań – ppłk K. Zieliński, starszy pomocnik szefa Oddziału I Zarządu II Szefostwa WSW – ppłk S. Dębski i zastępca szefa Wydziału I Oddziału WSW Poznań – mjr L. Lewicki.

Chociaż delegacja WSW była trzykrotnie liczniejsza, to nie ona nadawała ton spotkaniu. Przedstawiciele rodzimej bezpieki wojskowej mieli jedynie wysłuchać tego, co chcieli im przekazać Sowieci, i przystąpić do realizacji poleconych im zadań.

Polacy budują, Sowieci nie płacą

Po krwawo stłumionym buncie robotniczym na Wybrzeżu – w grudniu 1970 r. ‒ przez wydzielone jednostki LWP i siły milicyjno-esbeckie MSW Sowieci dmuchali na zimne, ponownie przystępując do przeglądu stanu zabezpieczenia swoich włości w granicach Polski. Po raz pierwszy od czasu podpisania umowy polsko-sowieckiej z 25 lutego 1967 r. ‒ o wybudowaniu na terenie Polski silosów atomowych – dwa z nich (Podborsko i Brzeżnica-Kolonia) znalazły się w rejonach wrzenia społecznego, jakie wówczas ogarnęło całe Wybrzeże, co Sowietów bardzo zaniepokoiło. Stąd przedmiotem wspomnianego spotkania były przede wszystkim: Obiekt Nr „3001” w rejonie Białogardu (w okolicach wsi Podborsko), kontrwywiadowczo zabezpieczany przez kpt. Jegorowa, maskowany jako składnica artyleryjska, oraz Obiekt Nr „3002” koło Wałcza (w rejonie wsi Brzeżnica-Kolonia) zabezpieczany przez starszego lejtnanta Krawieca, maskowany jako jednostka pancerna.

Czołg T-54A Ludowego Wojska Polskiego. Zdjęcie ilustracyjne. Fot: Z. Chmurzyński

Poza rejonem wrzenia znajdował się Obiekt Nr „3003” koło Zielonej Góry (w rejonie wsi Templewo) zabezpieczany przez starszego lejtnanta Mizyha, maskowany jako jednostka lotnicza.

Wspomniane obiekty zostały wybudowane w latach 1967‒1969 siłami trzech pułków inżynieryjno-budowlanych ‒ z Gdyni, z Piły i ze Szczecina ‒ oraz pułku budownictwa łączności ze Zgierza. Władze PRL wyasygnowały na ten cel przeszło 180 mln zł, Sowieci ani grosza. Nasze jednostki budowlane wymieniłem nie bez przyczyny. Zanim przystąpiły do zleconych im prac, całe stany osobowe były powielekroć sprawdzane przez PRL-owską i sowiecką bezpiekę wojskową, trwała nieustająca selekcja, prześwietlano do pokoleń. Wznosząc silosy jądrowe, budowlańcy wojskowi nie byli wtajemniczani, co faktycznie budują, wmawiano im, że magazyny i składy wojskowe. Od tego momentu mogli zapomnieć, jak wyglądają wyjazdy poza granice PRL, chociażby na wakacje do bratnich demoludów, nie wspominając o Zachodzie. Organa WSW dysponowały pełnymi składami załóg wznoszącymi te budowle i pilnowały każdego z osobna. W razie awarii i planowanych remontów sięgano po te same pułki budowlane, które wystawiały doraźne grupy remontowe. Każdorazowo towarzyszył im oficer WSW, który pozostawał w stałym kontakcie z sowieckimi kagebistami odpowiedzialnymi za konkretny silos atomowy.

Dzisiaj już wiemy, że Sowieci zgromadzili na terenie PRL 168 ładunków nuklearnych, z tego 90 proc. było większej mocy od tych, które zostały zrzucone na Nagasaki i Hiroszimę. Miały one utorować Sowietom drogę do wolnego zachodniego świata w celu jego ujarzmienia. Czekano tylko na odpowiedni moment, na szczęście nie nadszedł.

Czytaj też:
Bomba atomowa nad Sowietami

KGB wygania myśliwych

Wróćmy zatem do wspomnianego spotkania. W zaistniałych okolicznościach Sowieci zażyczyli sobie wzmożonej ochrony silosów przez PRL-owską bezpiekę wojskową, a że w całości była ona spenetrowana przez KGB i na kierowniczych stanowiskach w WSW tkwili nadal dawni wychowankowie stalinowskiej zbrodniczej Informacji Wojskowej (Cz. Kiszczak, E. Poradko, E. Buła), to życzenie stało się rozkazem. Nie dowierzając jednak polskim czekistom, Sowieci wyznaczyli ze swojej strony stosownego nadzorcę, którym został szef KGB z Bornego Sulinowa płk Pankratow, który miał mieć szczególne baczenie na obiekty „3001” i „3002”.

Artykuł został opublikowany w 7/2015 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.