Sonderkommando z Auschwitz. Ci ludzie widzieli, jak otwiera się piekło
  • Piotr ZychowiczAutor:Piotr Zychowicz

Sonderkommando z Auschwitz. Ci ludzie widzieli, jak otwiera się piekło

Dodano: 
Sonderkommando w Auschwitz-Birkenau, sierpień 1944 r.
Sonderkommando w Auschwitz-Birkenau, sierpień 1944 r.Źródło:Wikimedia Commons
Niemcy wybrali Żydów do obsługi krematoriów, bo chcieli ich upodlić, odebrać im ich człowieczeństwo.

Kim byli członkowie Sonderkommando?

Byli niewolnikami. Niewolnikami w fabrykach śmierci.

Kto trafił do tej formacji?

Młodzi więźniowie wybrani przez Niemców i zmuszeni przez nich do tej upiornej pracy. W przytłaczającej większości byli to Żydzi.

Jakie były ich obowiązki w Auschwitz?

Byli obecni podczas sześciu faz masowego mordu Żydów.

Jaka była pierwsza faza?

Pierwszą fazą było rozbieranie ofiar. Przybyły do Auschwitz transport był poddawany selekcji. Ludzie skazani na śmierć byli kierowani do specjalnej sali, w której kazano im się rozebrać. Członkowie Sonderkommando im w tym pomagali. To była jedyna faza, w której tak zwani Sonder mieli kontakt z żywymi ludźmi. W pozostałych pięciu fazach mieli już do czynienia z martwymi ciałami.

Czy członkowie Sonderkommando rozmawiali z tymi ludźmi?

Czasami tak. Ludzie zadawali pytania. Chcieli wiedzieć, co się z nimi stanie. Byli przerażeni. Chociaż Niemcy powiedzieli im, że idą tylko do dezynfekcji, niektórzy przeczuwali, że dzieje się coś strasznego. Członkowie Sonderkommando znajdowali się w dramatycznej sytuacji. Nie chcieli kłamać, ale nie byli w stanie powiedzieć prawdy. Poinformować ludzi, że za kilka minut nie będą już żyli. W tych transportach były przecież kobiety, małe dzieci… Czasami nawet ich najbliżsi krewni.

Żydzi wiezieni w czasie wojny do obozu zagłady. Miejsce i czas wykonania fotografii nieznane.

Niewyobrażalne…

Tak, tego, przez co przechodzili ci ludzie, nie da się wyobrazić. Czasami członkowie Sonderkommando – na przykład kiedy spotykali znajomych – informowali ich, co ich czeka.

W wywiadach, które przeprowadził pan do książki „Płakaliśmy bez łez”, część członków Sonderkommando mówi, że starali się uspokoić tych ludzi. Mówili im, że idą tylko pod prysznice, że nic im nie grozi.

Nie można mieć o to do członków Sonderkommando pretensji. Cóż oni mogli zrobić? Nie byli przecież w stanie nikogo ocalić. Nie byli nawet w stanie ocalić siebie. Wszyscy Żydzi byli skazani na śmierć. Cóż by więc dało powiedzenie prawdy? Wywołałoby tylko straszliwe cierpienia ludzi idących na śmierć. Zamieniłoby ostatnie minuty ich życia w piekło. Uważam więc, że członkowie Sonderkommando postępowali słusznie. Podobnie jak wtedy, gdy starali się ulżyć cierpieniom Żydów.

Jak?

Jeden z członków Sonderkommando opowiedział mi, że kobiety, którym kazano rozebrać się do naga, często bardzo się wstydziły. On wtedy zawsze odwracał wzrok, żeby nie powiększać ich upokorzenia. Chociaż Niemcy chcieli zamienić ich na swoje podobieństwo w dzikie bestie, oni zachowali swoje człowieczeństwo. To była klęska Niemców i zwycięstwo żydowskiego ducha. Fizycznie Niemcy nas pokonali, ale moralnie nie zdołali nas pobić.

Czytaj też:
Gorsi niż SS. To oni byli panami życia i śmierci w obozach

Nie mówimy chyba jednak o wszystkich więźniach z Sonderkommando? Zachowały się przecież relacje, które świadczą o tym, że członkowie tej formacji zachowywali się wobec ofiar w sposób brutalny.

Oczywiście, ale to były wyjątki. W każdej dużej grupie ludzi znajdą się złe jednostki. Większość nie zatraciła jednak swojego człowieczeństwa, mimo że przyszło jej pracować w tak nieludzkich warunkach. A nawet ci, którzy zachowywali się źle, robili to ze względu na okoliczności.

W niektórych wspomnieniach z Auschwitz byli więźniowie pisali, że członkowie Sonderkommando wpędzali Żydów do komór gazowych za pomocą kijów i rozszalałych owczarków niemieckich. Rozumiem, że to nonsens.

Nonsens! Jedynymi ludźmi, którzy mieli psy w Auschwitz, byli Niemcy. I to oni szczuli psy na ludzi. Co do kijów – rzeczywiście, członkowie Sonderkommando mieli kije, ale używali ich bardzo rzadko, tylko na polecenie Niemców. Sami z siebie nie byli jednak ani agresywni, ani okrutni.

Czyli Niemcy ich terroryzowali?

Bez przerwy. Niemcy utrzymywali ich w permanentnym strachu... Nie ma ani nie było na świecie uniwersytetu, który mógłby przygotować człowieka na takie doświadczenie.

Przejdźmy do drugiej fazy.

Po rozebraniu do naga ofiary były kierowane do komory gazowej. Tam były mordowane przez Niemców. Drugim zadaniem Sonderkommando było wyniesienie ciał z komory gazowej. Włączano wentylację i czekano przez pewien czas, aż gaz się ulotni. Potem otwierano hermetyczne drzwi i „Sonder” wkraczali do środka.

Węgierscy Żydzi w Auschwitz-Birkenau

Widok musiał być przerażający.

Tego nie da się opisać! Ludzie leżeli jeden na drugim. Całymi zwałami. Ciała były ze sobą poplątane, zwarte. Członkowie Sonnderkommando musieli je porozdzielać i – jedno po drugim – wynieść na zewnątrz. Wymagało to olbrzymiej siły. Trwało to wiele godzin. W największej komorze mordowano przecież jednorazowo 2,5 tys. osób.

Mój Boże…

To, co opowiadali mi członkowie Sonderkommando, sprawia, że włos jeży się na głowie. Nie wiem, czy pańscy czytelnicy będą chcieli o tym czytać. Niektóre ciała były w strasznym stanie. Skóra zmieniała kolor, robiły się na niej pęcherze, które eksplodowały. Cała podłoga komory gazowej była pokryta ekskrementami i krwią z wewnętrznych krwotoków. Członkowie Sonderkommando musieli to wszystko dokładnie wysprzątać.

Po co?

Żeby kolejna partia ludzi, która była po pewnym czasie wprowadzana do komory, niczego nie zauważyła. Komora była przecież zakamuflowana, to była niby sala dezynfekująca. Na suficie Niemcy umieścili atrapy pryszniców. Człowiek miał się dowiedzieć o tym, co go czeka, dopiero w ostatniej chwili, gdy już czuł zapach gazu.

Jeden z pańskich rozmówców mówił, że ludzie – małżeństwa lub rodzice z dziećmi – często w momencie śmierci mocno trzymali się za ręce, przytulali się.

Tak, ludzie z Sonderkommando musieli ich później rozdzielać. Zdarzało się też, że ofiary jeszcze się ruszały. Raz gazowanie przeżyło malutkie dziecko, które miało główkę ukrytą w poduszce. To był prawdziwy cud. Niestety, nie pozwolono mu żyć. Jeden z esesmanów – Otto Moll – rzucił dziecko na ziemię i zastrzelił. Zasady Auschwitz były jasne. Komory gazowej nikt nie mógł przeżyć. Od tego nie było ucieczki. W całej historii Auschwitz nie przetrwała ani jedna ofiara, która przekroczyła próg komory gazowej.

Czytaj też:
Byłam w Auschwitz. „Dwukrotnie odstawiano mnie do komory gazowej”


Ani jedna z 1,1 mln…

Ja nadal uważam, że w Auschwitz zginęło 1,3 mln Żydów i około 200 tys. nie-Żydów. W większości Polaków. To są oficjalne liczby podane w 1993 r. przez muzeum Auschwitz-Birkenau i wyryte później na pomniku znajdującym się na terenie byłego obozu. Liczba 1,1 mln wydaje mi się zbyt niska. Oczywiście historycy mają jednak w tej sprawie różne zdania.

Co robiono z ciałami po wyjęciu ich z komór?

W krematoriach numer II i III członkowie Sonderkommando umieszczali je na specjalnych elektrycznych windach, które wypychały ciała do góry. W pozostałych krematoriach takich wind nie było, więc po prostu wynosili je do miejsc spalenia.

Co tam się działo?

Tam rozpoczynała się faza numer trzy. Czyli golenie włosów zamordowanych kobiet, zdejmowanie pierścionków i kolczyków, wyrywanie złotych zębów. Ciała pozbawiano wszystkiego, co miało jakąkolwiek wartość.

Te rzeczy zabierali Niemcy?

Artykuł został opublikowany w 11/2018 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.