Dziennik Zarazy: Uległość

Dziennik Zarazy: Uległość

Dodano: 
Protest po śmierci George'a Floyd'a
Protest po śmierci George'a Floyd'a Źródło: PAP/EPA / Guillaume Horcajuelo
13 czerwca, dzień 102. Wpis nr 91 I I Dantejskie sceny. Nie myślałem, że dożyję. Zaczęli Amerykanie i nawet się nie zastanawiam kto zacz. Czy to robią odjechani na punkcie poprawności politycznej demokraci, czy po prostu zestrachani biali, bo się boją czarnych? Ale są granice, jeśli już nie rozumu, to godności.

Rozumiem, że można być na tyle głupim, by w ramach ekspiacji obmywać nogi czarnoskórym ofiarom niewolnictwa sprzed 155 lat, ale gdzie godność? Jak się można tak poniżać i w imię czego? Zdębiałem jak już zobaczyłem akty całowania butów Murzynom w wykonaniu białych. Ciekawe jak wygląda organizacja takiego eventu? Rozumiem, że zbiera się grupa poniżonych Murzynów, organizują jakąś podpórkę na trotuarze i nagabują (białych) przechodniów by całowali im buty. I niektórzy na to idą. Chłopak z dziewczyną nawet to powtarzają. Wyglądają na zadowolonych. Gdzie jest granica? Oddacie im swoje kobiety? Własność? Dzieci? Tak? Żeby co?

Ja dość uważnie przeanalizowałem jednostronny charakter rewolucji jako takiej. Nic nigdy nie wynikało z ukorzenia się przed motłochem. A rewolucja to zazwyczaj motłoch i cwani macherzy w drugiej linii. Nic nigdy nie wychodziło z przymilania się „rozentuzjazmowanym tłumom”. Nikogo to nie uratowało. Przeciwnie – rozzuchwalało tłumy. Myślicie, że oddacie im godność i ocalicie życie? Każda forma uległości prowadzi do tego, że odbiorą Wam i to, i to. W odpowiedniej kolejności. I tak się będzie działo, jeśli to szaleństwo się nie zatrzyma.

Policja już poklękała, i teraz mamy tego efekty. Niemieccy kastrują sobie prawo, tak, że żaden policjant nie kiwnie palcem w interwencji z udziałem kolorowego, brytyjscy nie interweniują albo spieprzają. A propos brytyjskich to zawsze się zastanawiałem jak oni wcześniej w tych wysokich czapkach stawali przeciw tłumom? Przecież to kompletnie nie chroni ich przed atakiem, ale myślałem, że to jest tak – broni ich tradycja, tam policjant to taki, który pomaga, więc sam tradycyjny mundur wywołuje szacunek, nie tarcza. Teraz się to skończyło. Jeśli państwa nie przejdą z wersji soft na hard, to tłumy się rozzuchwalą i nikt tego nie powstrzyma.

Ja ze swoich stanowojennych czasów pamiętam, że cieszył mnie widok milicji i ZOMO poddających tyły. Ale nie była to policja kraju demokratycznie wybranych władz. A takie mamy w krajach, które przeżywają zamieszki dziś. Dla mnie w demokracji jest prawo do protestu, nawet zadymy, jak system się zaciął i trzeba go udrożnić. Ale wtedy daje się sobie „po razie”. My na nich, oni na nas, i jeśli obie strony nie przekroczą pewnych granic eskalacji, to wystarczy to jako sygnał, który ma dojść do systemu i mediów, żeby coś zmienić. I jeśli, jak teraz w USA, służby opuszczą obywateli, to mamy dwa wyjścia: albo obywatele będą całowali buty rebeliantów, albo wezmą się sami za zaprowadzanie porządku pt. własne bezpieczeństwo. A wtedy mogą zadać zasadne pytanie – po co nam spieprzająca policja? Czyli po co nam państwo, skoro abdykowało ze swojej podstawowej funkcji, zapewnienia bezpieczeństwa swoim obywatelom? I co wtedy? No wtedy to wojna domowa, bo ponad 300 milionów broni jest po domach. Jak przeciwnicy Trumpa powiedzieli, że zrobią WSZYSTKO by nie wygral drugi raz, to teraz wiemy co to znaczy. I zrobią to demokratyczni prezydenci miast, senatorowie stanów, doprowadzając społeczeństwo do ostateczności.

I zaczał się chaos. Policjanci w USA odmawiają służby, bo system karze ich za jakąkolwiek interwencję. Dramatyczne wystąpienia policjantów, którzy są teraz Czarnym Ludem Ameryki, oskarżanym o wszystko. Wygląda to rewolucyjnie, czyli niespecjalnie.

Z USA jest pewien kłopot. To kraj, który w swoim systemie ma wciąż zakodowaną unię wolnych stanów. I taki Trump ma nieciekawą sytuację. On zawiaduje rządem federalnym przy dużej autonomii poszczególnych stanów. Te wybierają swoich gubernatorów, którzy w znaczącej mierze kształtują politykę każdego ze swoich stanów. W związku z tym i różnie postępowali w czasie epidemii (większy i dłuższy lockdown w stanach z demokratycznymi gubernatorami, którzy stawiali się Trumpowi w koordynacji działań), i teraz różnie postępują w czasie zamieszek. I jeśli dodać do tego to, że w miastach policja jest domeną samorządu, to widać, że w metropoliach, które są rządzone przez Demokratów, policja sobie nie radzi i klęka jak najęta, a gubernatorzy odczuwają społeczny ból.

Żeby to unaocznić pomyślmy tak, jakby w Polsce wojewodów wybierały lokalne społeczności – to by oznaczało, że, zwłaszcza w kryzysie, państwo nie mogłoby prowadzić swojej jednolitej polityki i egzekwować decyzji w poszczególnych regionach, bo tam wojewoda jest np. z PO i będzie robił po swojemu. Mamy tego przykłady w „peowskich” miastach, gdzie samorząd gdzie może, to robi pod górkę „pisowskiemu państwu”. To pomyślmy, że tak ma Trump, plus demokratyczni „wojewodowie” w charakterze gubernatorów.

Dobrym przykładem jest tu Minneapolis, czyli miasto, w którym się „wszystko zaczęło”. Tam już powariowali, chcą rozformować policję, stworzyć instytucję, która zaprezentuje „nowy model bezpieczeństwa publicznego”, ale jeszcze nie wiedzą jaki. Ale najpierw zabierzemy policji… broń. Na co pójdą zaoszczędzone pieniądze? Czytamy na „zapobieganie przestępstwom w ramach działań socjalnych, takich jak kursy pomagające w znalezieniu pracy, leczenie chorób psychicznych czy pracownie artystyczne”. Na pytanie co zrobić jak się ktoś będzie włamywał w nocy do domu rada miasta jeszcze nie ma pomysłu. Proponuję by jednak wezwać policję, ta przyjedzie i wręczy napastnikowi zaproszenie na kurs do pośredniaka lub farbki. Włamywacz powinien po czymś takim paść na kolana i się zresocjalizować na miejscu, potem wraz z zaatakowaną rodziną przejść do wspólnego malowania w afroamerykańskie wzory pokoiku najmłodszego dziecka. Zawsze też można umyć włamywaczowi nogi. To już jest odjazd.

A skąd to się bierze? No właśnie – z ustroju, ludzkiej głupoty i wyrachowania macherów. Wiedzmy, że stosunek władz Minneapolis do Trumpa jest mniej więcej taki jak władz Warszawy do Jarosława Kaczyńskiego i wtedy wszystko się staje jasne. Tylko pan Trzaskowski nie ma (jeszcze) swojej policji, a Minneapolis ma. Może ją więc rozbroić i rząd federalny nic na to nie powie. Gwardia Narodowa może wkroczyć tylko na wezwanie gubernatora, a Timothy Walz jest demokratą i może nawet chcieć dopuścić do obrócenia w perzynę miasta Minneapolis czy swego stanu Minnestota, jeśli to może zaszkodzić Trumpowi. I Trump niewiele mu może zrobić.

Dlatego w USA idzie to źle, bo zamieszki są elementem rozgrywki politycznej w kontekście wyborów prezydenckich. I cały ten wolnościowy i nieunitarny charakter Stanów Zjednoczonych jest systemowo używany do pozbawienia reelekcji znienawidzonego Trumpa, nawet kosztem integralności USA jako państwa. Tak, integralności, bo jak sobie wyobrazić przyszłość tego kraju, kiedy biali i czarni utracili do siebie zaufanie na poziomie podstawowego bezpieczeństwa? Jak będzie można żyć po tym wszystkim w takim kraju, mijać się na ulicy, mieszkać na tej samej klatce, puszczać dzieci do szkoły czy na podwórko? Rasistowskie animozje wywołuje się łatwo, ale bardzo trudno od nich odejść, to są lata nie zawsze udanej pracy. Jak się wcześniej całowało buty sąsiadowi…

Okazało się, że i USA, jako hegemona światowego porządku, i cały system zachodniego świata nie trzeba pokonać ani w militarnych, ani w nawet w gospodarczych konfrontacjach. Wystarczy rozłożyć je od środka, wykorzystując delikatną tkankę równowagi ich złożonych instrumentów ustrojowych. To tak jak z macho – jak mu nie możesz podskoczyć na ulicy, to chociaż w jego własnym domu znarkotyzuj mu syna. I gigant jest na kolanach. Policja uciekająca przed motłochem, i obywatele całujący buty „rewolucjonistom” to ostateczny obraz upadku. Jeśli tak ma być, to nasz świat odchodzi w krwawy mrok. A Chinczyk siedzi i patrzy…

Mam tylko nadzieję, że nie u nas. Trudno mi sobie wyobrazić, żeby ktoś zmusił narodowców (albo i innych „neutralnych” obywateli) do całowania butów… no właśnie kogo? Na szczęście nie mamy problemów rasowych, bo wtedy łatwo byłoby wyłowić z tłumu przechodniów kandydatów do całowania stóp. Trudno na pierwszy rzut oka odróżnić faszystę od antyfaszysty. Ale spoko – zaraz się wymyśli jakieś wstążki tolerancji i będzie wiadomo kto jest kto. Proponuję zacząć od całowania butów?szpilek? LGBT (odkąd ustalono, że to ludzie a nie ideolo). Bo przecież, tak jak biali z Murzynami w USA – skoro nimi nie jesteśmy, to tworzymy wspólnie ich poniżenie, więc na kolana i do fleka. Ale boję sie podpowiadać, bo nie wiadomo kto to jeszcze przeczyta.

W porównaniu z resztą świata to jednak wciąż nasza wieś spokojna, ale coraz mniej wesoła?

PS. Dziękuje Zygmuntowi Staszewskiemu za uwagi i konsultację powyższego tekstu. Trzymajcie się tam w USA…

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”

Czytaj też:
Yankee go home

Źródło: dziennikzarazy.pl
Czytaj także