Komornik u kata i piersi we wrzątku, czyli niezwykłe kroniki kryminalne II RP

Komornik u kata i piersi we wrzątku, czyli niezwykłe kroniki kryminalne II RP

Dodano: 
Przedwojenna policja w akcji. Z lewej funkcjonariusz ubrany w kuloodporny pancerz.
Przedwojenna policja w akcji. Z lewej funkcjonariusz ubrany w kuloodporny pancerz. 
Przedwojenne polskie gazety pełne były niezwykłych spraw kryminalnych.

Dom rozpusty

Na krańcach miasteczka Siemiatycze małżeństwo Sznajderów założyło potajemny dom rozpusty i werbowało dziewczęta do pracy w nim. Sznajderowie organizowali bandę naganiaczy, czatujących w dni targowe na rynku. Agenci nagabywali dziewczęta przybywające do miasteczka w poszukiwaniu pracy i sprowadzali je do Sznajderów pod pozorem służby. Po zlikwidowaniu spelunki Sznajderowie stanęli przed sądem i skazani zostali: Sznajder na rok, żona jego na sześć miesięcy więzienia. Nieletnie dzieci, którym rodzice kazali werbować klientelę na mieście, oddane zostały do domu poprawczego.

Goryl podobny do prezesa

W wydziale odwoławczym sądu okręgowego znalazła się sprawa konduktora wagonów sypialnych Platona Macedońskiego oskarżonego o znieważenie prezesa związku pracowników wagonów sypialnych. Platon Macedoński nabył w Berlinie goryla imieniem Bobby, a przyjechawszy z nim do Warszawy, okazywał małpę swym kolegom, zapytując, czy nie widzą uderzającego podobieństwa zwierzęcia do prezesa ich związku. Wiadomość o tym dotarła do zainteresowanego, który wystąpił do sądu, domagając się ukarania konduktora. Platon Macedoński nie zapierał się, że produkował fotografię goryla Bobby’ego wobec kolegów, dowodził jednak, że nie miał zupełnie intencji znieważenia prezesa. Sąd grodzki skazał go na 50 zł grzywny. Obrońca skazanego, adwokat Dorożyński, zaapelował do drugiej instancji, gdzie dowodził, że porównanie człowieka do zwierzęcia – jeśli chodzi o stronę fizyczną – nie stanowi obelgi. Co innego, gdyby ktoś przypisywał człowiekowi ujemne cechy zwierzęce. Ponieważ jednak – jak dowodzi obrona – cechy charakteru goryla nie mogą być uważane za właściwości ujemne, przeto nie może być mowy o obrazie. Sąd okręgowy mimo to wyrok pierwszej instancji zatwierdził.

Chłopski samosąd

W Komaszycach (powiat konecki), w Kieleckiem, dokonali chłopi straszliwego samosądu nad niejakim Piotrem Bobińskim z sąsiedniej wsi, przyłapanym na kradzieży. Oburzeni chłopi zatłukli złodzieja kijami na śmierć. Sprawców zabójstwa aresztowano.

Polscy policjanci podczas służby. L. 1929-39. Archiwum IKC. Fot: NAC

Pomoc w zgwałceniu siostry

Na wokandzie sądu apelacyjnego w Warszawie znalazło się nazwisko kobiece w połączeniu z artykułem 522 Kodeksu karnego, co mogło wprawić w zdumienie każdego bywalca sądowego. Artykuł 522, stała przyczyna tajności rozpraw, ma do czynienia wyłącznie z mężczyznami, zajmuje się bowiem karą za zniewolenie. Jakże więc wyobrazić go sobie przy nazwisku kobiecym? Jak sądy sądami, nie było jeszcze sprawy przeciw kobiecie, która byłaby bezpośrednim sprawcą przestępstwa z tego artykułu. Zatem oskarżenie podobne jest możliwe tylko jako współudział w przestępstwie popełnionym przez mężczyznę. Tak było właśnie i tym razem. Janina L. zasiadła na ławie oskarżonych za okazanie fizycznej pomocy swemu narzeczonemu w zniewoleniu jej rodzonej siostry. Oskarżona nie umie zupełnie podać obecnie motywów, które pchnęły ją do tego potwornego czynu. Wykonywała tylko wolę narzeczonego, gdyż powiedział jej, że jeśli nie będzie jemu we wszystkim posłuszna, to się z nią nie ożeni. Nie ożenił się zresztą i tak. Uciekł po prostu.

Zaborcze syreny

Pan Mieczysław Wladich (Wesoła) zameldował, że dwie warszawskie syreny wciągnęły go do bramy domu przy ul. Kruczej 14, skłoniły do grzechu i pozbawiły cennej papierośnicy, opatrzonej rozmaitymi monogramami i inicjałami. Zaborcze syreny – pannę Genię Granosek i pannę Józię Snilewicz – aresztowano. Papierośnica wróciła do właściciela.

Przyjaciel Gorgonowej ukarany

Przedsiębiorca budowlany Henryk Zaremba, ojciec śp. Lusi Zarembianki i przyjaciel Rity Gorgonowej skazanej za tę zbrodnię, prowadzi obecnie interesy w Warszawie. Prowadzi jednak nieszczególnie, skoro starostwo grodzkie ukarało go oraz jego wspólnika inż. Eustachego Sznulewskiego każdego na grzywnę 200 zł z zamianą w razie niemożności zapłacenia na siedem dni aresztu za wstrzymanie pracownikom należnego wynagrodzenia. Starostwo stwierdziło, że wstrzymanie zarobków nastąpiło przez lekceważenie.

Król apaszów przed sądem

Król apaszów stołecznych Marian Brzeziński, bohater ponurej rozprawy zbrojnej w Szpitalu Dzieciątka Jezus, staje dziś przed sądem okręgowym oskarżony o zabójstwo dwu innych ludzi. Brzeziński przyszedł do szpitala w dniu odwiedzin chorych i siedział przy łóżku jednej ze swoich przyjaciółek. Nagle na salę weszło dwu ludzi, którzy mieli zadawnione z Brzezińskim porachunki. Mężczyźni wyjęli rewolwery i skierowali broń ku Brzezińskiemu. Wtedy Brzeziński błyskawicznym ruchem wyjął browning i w jednej sekundzie położył obu trupem na miejscu. Stawiony przed sądem Brzeziński został uniewinniony. Sąd uznał bowiem, że zaszła tu obrona konieczna. Obecnie Marian Brzeziński wraz ze swoim bratem Władysławem zasiada na ławie oskarżonych w sądzie okręgowym pod zarzutem zastrzelenia znowu dwóch swoich wrogów. Zabitymi są Antoni Kośnica i Stanisław Grzeszczyk, przedstawiciele podziemnego świata Warszawy. Mieli zadawnione porachunki z Brzezińskim. Poranili kiedyś nożem jego bata Wacława. Brzezińscy do winy się nie przyznają, dowodząc, że Kośnica pierwszy chciał do nich strzelać i wsunął rękę z rewolwerem do taksówki. Wówczas Marian Brzeziński przytrzasnął mu rękę drzwiczkami, a Wacław wyłuskał rewolwer z ręki przeciwnika i strzelił.

Czytaj też:
Tajemnica śmierci Róży Luksemburg. Jak zginęła słynna polska komunistka?

Fałszerze książeczek PKO

W Warszawie aresztowano poszukiwanego od dłuższego czasu herszta bandy fałszerzy książeczek PKO Konstantego Walickiego. Zdemaskowano go w urzędzie pocztowym Warszawa VIII przy ul. Leszno 113 przy odbiorze listu na nazwisko Piotra Obuchowicza. Walicki był wydalony przed kilku laty z poczty za fałszerstwo i oszustwo. Po odsiedzeniu kary więzienia zorganizował w styczniu ub.r. bandę fałszerzy, którzy zaopatrzeni w misternie podrobione książeczki PKO zdołali podjąć kilkanaście tysięcy złotych z urzędów pocztowych w Warszawie, Łodzi, we Lwowie, w Krakowie, Falenicy, Piastowie i w Otwocku. Szef bandy oszustów był nieuchwytny przez dłuższy czas dzięki umiejętnej charakteryzacji i występowaniu pod różnymi nazwiskami. Dobrze prezentujący się i dobrze zawsze ubrany nie budził on podejrzeń. W miejscowościach, w których operował, miał kochanki, które ukrywały go.

Bezrobotny zabija dyrektora

Wczoraj, w godzinach popołudniowych, Warszawa została wstrząśnięta wiadomością o zbrodni, której ofiarą padł dr Wiktor Gosiewski, zastępca naczelnego dyrektora Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Zbrodnia została popełniona przez niejakiego Aleksego Szymika, zredukowanego urzędnika ubezpieczalni w Sosnowcu, której dr Gosiewski był jeszcze przed rokiem dyrektorem. Szymik oddał do wychodzącego z gmachu ZUS dr. Gosiewskiego siedem strzałów, które raniły ciężko dyrektora zakładu. Zabójcę aresztowano. Oświadczył on, iż zamachu dokonał z całą świadomością, gdyż w ten sposób chciał się zemścić na dr. Gosiewskim za utratę pracy w Sosnowcu. […] Bezpośrednim zwierzchnikiem Szymika był dr Reiss. On też w ubiegłym roku zadecydował o zwolnieniu Szymika z ubezpieczalni wobec rażących zaniedbań i złego przykładu, jaki Szymik dawał reszcie urzędników. Gosiewski, który był wówczas dyrektorem ubezpieczalni, nie miał bezpośredniego wpływu na zwolnienie Szymika.

Aron podszywa się pod Szmula

Przybyły niedawno z Paryża Chaim Sz. zameldował policji, że jego rodzony brat podający się za Szmula jest Aronem. Szmul zmarł bowiem w r.ub. Zarządzono śledztwo i wyjaśniono tajemnice rodu Sz. Aron Sz., kamienicznik z ulicy Leszno, zaasekurował się przed kilku laty na dwadzieścia tysięcy dolarów. W roku ubiegłym zmarł jego brat Szmul. Wtedy Aron postanowił wyzyskać łudzące podobieństwo do zmarłego i sam został nieboszczykiem. Dano do gazet wielkie nekrologi zawiadamiające o śmierci Arona, urządzono bogaty pogrzeb. A tymczasem „nieboszczyk” zaczął odgrywać rolę Szmula, zajął jego mieszkanie, pokazywał się z żoną, a właściwie z wdową po Szmulu. Oczywiście zainkasował na rzecz rodziny premię ubezpieczeniową. Wszystko byłoby dobrze i prawdziwy Aron z dokumentami zmarłego wydawałby w spokoju sprytnie wykombinowane pieniądze, gdyby nie zjawił się na horyzoncie trzeci z braci Chaim, któremu nieszczególnie powodziło się w Paryżu. Zjechał on do Warszawy i zaczął domagać się podziału premii, a gdy spotkała go odmowa, zawiadomił policję. Arona Sz. podającego się za swojego zmarłego brata aresztowano i obłożono aresztem jego mienie na pokrycie podjętej bezprawnie premii.

Artykuł został opublikowany w 1/2016 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.