Dlaczego PiS psuje?
  • Piotr GabryelAutor:Piotr Gabryel

Dlaczego PiS psuje?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Mija rok rządu premier Beaty Szydło.
Mija rok rządu premier Beaty Szydło.Źródło:KPRM/P. Tracz
W ciągu ośmiu lat swych rządów Platforma i PSL sporo napsuły, doprowadzając do wielu niekorzystnych, szkodliwych dla Polski zmian (w wojsku, prokuraturze, edukacji itd.). Zrobiły jednak też co nieco rzeczy dobrych, a nawet bardzo dobrych, które powinny nam służyć nadal. Stąd nie umiem pojąć, dlaczego PiS, robiąc niemało rzeczy potrzebnych i pożytecznych, uparł się, by przy okazji te niezbyt liczne, dobre dla przyszłości Polski uczynki rządów Tuska i Kopacz unieważnić.

Symbolem takiego posunięcia (fakt, obiecanego przed wyborami), posunięcia, które nie przysłuży się dobru Polski, jest odwrócenie reformy wieku emerytalnego – z 67 lat dla kobiet i mężczyzn do 60 lat dla kobiet i 65 dla mężczyzn. Powszechnie wiadomo, że ta antyreforma będzie upiornie kosztowna dla wszystkich płacących podatki, bo dziura w ZUS, którą trzeba łatać ich pieniędzmi, znacznie się powiększy – z i tak już monstrualnych 44 mld zł w tym roku natychmiast urośnie do ok. 54 mld zł. Wiadomo też, że antyreforma zmniejszy – wskutek szybszego odejścia z rynku pracy setek tysięcy ludzi – szanse Polski na dynamiczny rozwój, który jest oczkiem w głowie wicepremiera Morawieckiego, a za jego sprawą – całego PiS. I mimo to rządzący nie ustają w sprowadzaniu Polakom tego nieszczęścia na głowę.

A są i inne działania gabinetu PiS polegające na cofaniu tych nielicznych dobrych zmian zafundowanych Polsce przez koalicję PO i PSL. Choćby skapitulowanie przed nauczycielskim lobby i zniesienie tzw. godzin karcianych (od Karty nauczyciela), czyli nałożonego w 2009 r. obowiązku przepracowania przez nauczycieli z uczniami na terenie szkoły, np. w świetlicy, od jednej godziny do dwóch tygodniowo ponad 18-godzinne pensum – w skali roku i kraju to aż 23 mln godzin. Uczniowie i ich rodzice znowu więc przegrali z nauczycielami.

Nie mniejszym ciężarem dla podatników okaże się cofnięcie wywalczonej przez rząd Tuska – i to z wielkim trudem – zmiany polegającej na zmniejszeniu ze 100 do 80 proc. wysokości pensji za zwolnienia chorobowe dla pracowników służb mundurowych. Po zlikwidowaniu w 2014 r. tego dziwacznego przywileju liczba dni spędzanych przez nich na zwolnieniach L4 spadła średnio o jedną trzecią (o 36 proc. w BOR, o 33 proc. w straży pożarnej, o 28 proc. w policji i o 18 proc. wśród pograniczników). Teraz cudownie ozdrowieni znowu się masowo „pochorują” – nagła poprawa ich stanu zdrowia pójdzie w zapomnienie, a policjanci, strażacy i pogranicznicy znów staną się najbardziej chorowitymi obywatelami Polski. W końcu nikomu u nas tak bardzo nie opłaca się „chorować”, jak im się opłacało do 2014 r. i znowu, dzięki wprowadzonej przez rząd PiS zmianie, zacznie się opłacać. Kto za to zapłaci, też dobrze wiadomo – Polacy, uwaga na kieszenie, „chorzy” policjanci już nadchodzą!

Cały felieton dostępny jest w 47/2016 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także