Tonący Tusk Smoleńska się chwyta
  • Rafał A. ZiemkiewiczAutor:Rafał A. Ziemkiewicz

Tonący Tusk Smoleńska się chwyta

Dodano:   /  Zmieniono: 
Tonący Tusk Smoleńska się chwyta
Tonący Tusk Smoleńska się chwyta

Ponowne rozgrzanie emocji smoleńskich nie było żadnym przypadkiem ani reakcją na dziennikarską publikację. To kolejny − po prowokacji z krzyżem na Krakowskim Przedmieściu − modelowy przykład polityczno-medialnej operacji zarządzania masowymi emocjami. Tak się toczy walka o władzę w epoce mediów społecznościowych i „chmury” informacyjnej- pisze w najnowszym wydaniu Do Rzeczy Rafał A. Ziemkiewicz.

Oficjalna narracja w sprawie Smoleńska jest taka, że wszystko już zostało wyjaśnione i nie ma do czego wracać. Merytorycznie − gdyby istniał w tej sprawie jakiś spór merytoryczny − jest to teza nie do obrony. (...)

Część Polaków chce wierzyć, że nie stało się nic więcej niż tylko wypadek. Są poważne przesłanki, by tak uważać − przeświadczenie, że tyle razy się udało, więc się raz jeszcze jakoś uda, po obu stronach było bliskie poziomu krytycznego i przy fatalnej pogodzie mogło go przekroczyć. Część Polaków wierzy raczej, że Putin kazał zamordować naszego prezydenta. Ta wiara także oparta jest na poważnych przesłankach − Putin miał racjonalne powody i niezbędne środki. A wychowanka KGB, który nie wahał się, gdy mu to było potrzebne, wysadzić kilka bloków mieszkalnych, zabijając kilkudziesięciu przypadkowych mieszkańców Moskwy (nie wspominając o pojedynczych skrytobójstwach), trudno podejrzewać o skrupuły. Wiara w zamach płynie z prostej logiki, która mówi, że ten, kto niszczy dowody, ukrywa je, mataczy i kłamie (a tak właśnie postępują od 10 kwietnia 2010 r. rosyjskie władze wszystkich szczebli), potwierdza swoją winę.

Co decyduje o tym, w której grupie się znajdujemy? Oczywiście wiele czynników: stosunek do ofiar za ich życia, zaufanie bądź nieufność do konkretnych postaci obecnego życia publicznego, stosunek do polskiej tradycji i zachodniej nowoczesności, ale przede wszystkim to, czy się boimy Rosji, czy nie. Polacy generalnie się boją. „Ruskim przecież wojny nie wypowiemy” – powtarzają sobie i na mocy mechanizmu, który łatwo objaśni każdy psycholog, aby tylko nie słyszeć więcej o Smoleńsku, gotowi są znienawidzić tych, którzy tam zginęli, wdowy oraz wszystkich wracających do tematu, a także uwierzyć bez żadnych dowodów, a nawet wbrew nim, w każdą brednię − pijanego generała, ostatnią rozmowę Kaczyńskich etc. (...)

Strach przed szukaniem wyjaśnienia przyczyn tragedii i jego powszechność od lat są głównym czynnikiem określającym scenę polityczną III RP. To on tworzył sondażowy „szklany sufit”, którego PiS nie był w stanie przebić, choćby ekipa Tuska, nie wiedzieć jak i nie wiedzieć ile razy, się kompromitowała.

I nagle, w ostatnich miesiącach, PiS znalazł sposób na przełamanie tej ciągnącej się od lat stagnacji „wojny pozycyjnej”. Schował Macierewicza, na front wystawił Glińskiego, zaczął akcentować problemy życia codziennego, i to w sposób mocno populistyczny, mówiąc ludziom właśnie to, co ci chcą słyszeć. Sondaże ruszyły, dając PiS rosnącą przewagę nad PO, i przez dłuższy czas rząd nie umiał znaleźć na to odpowiedzi.

Emocje wywołane w ubiegłym tygodniu opartą na „przecieku” z Prokuratury Wojskowej publikacją „Gazety Wyborczej” są dowodem na to, że skoro zawiodły inne sposoby, PR-owcy PO zdecydowali się na sięgnięcie po broń ostateczną.

Trzeba skrajnej naiwności, żeby uwierzyć, że redaktor Kublik weszła w posiadanie stenogramów przesłuchań wskutek jakiegoś dziennikarskiego śledztwa. Dla każdego, kto zna realia branży, jest oczywiste, że było to tego rodzaju „dziennikarstwo” jak w „Człowieku z żelaza” Wajdy. (...)

Wycinanka, jaką autorka „Gazety Wyborczej” ułożyła z kilkudziesięciu stron protokołów, jest oczywistą, podręcznikową manipulacją, ale też wiele zadanych w prokuraturze pytań do tego stopnia nie przybliżało wyjaśnienia sprawy, że trudno nie podejrzewać, iż jedynym celem ich zadania było uzyskanie potrzebnych do tej wycinanki wypowiedzi. Nieznacznie upraszczając − każdego można zapytać przykładowo: „Bawił się pan w dzieciństwie papierowymi samolocikami”? i po uzyskaniu odpowiedzi twierdzącej wyciąć ją z kontekstu i puścić w świat jako prześmiewczy „mem”. (...)

Cały artykuł Rafała A. Ziemkiewicza dostępny w 35. wydaniu Do Rzeczy.

Czytaj także