Pytania nie tylko o Piusa
  • Paweł LisickiAutor:Paweł Lisicki

Pytania nie tylko o Piusa

Dodano:   /  Zmieniono: 
Grób Piusa XII w grotach watykańskich
Grób Piusa XII w grotach watykańskich Źródło: PAP/EPA / ANSA / OSSERVATORE ROMANO / HO
TYLKO DLA DORZECZY.PL| Czy Pius XII zostanie wreszcie ogłoszony błogosławionym? Jak to się stało, że do tej pory jeszcze do takiego aktu nie doszło? Pytania te skrywają w sobie jedną z największych tajemnic ostatnich lat. W wydaniu „Gościa Niedzielnego” z zeszłego tygodnia próbował na nie odpowiedzieć Andrzej Grajewski, który, powołując się na wypowiedzi kardynała Jose Saraivy Martinsa, byłego prefekta ds. kanonizacyjnych, stwierdził, że główną przyczyną uniemożliwiającą wyniesienie papieża czasów wojny na ołtarze jest sprzeciw znaczących środowisk żydowskich.

Portugalski purpurat kierował Kongregacją w latach 1998-2008, dość długo zatem, żeby uznać go za wiarygodnego świadka. Twierdzi on, że beatyfikacji Piusa chcieli dokonać kolejno Paweł VI, Jan Paweł II i Benedykt XVI, wszyscy jednak ustępowali pod presją środowisk żydowskich. Zdaniem kardynała podobną gotowość ma wyrażać też obecny biskup Rzymu, wszakże i on, natrafiając na ten sam opór, nie może doprowadzić rzeczy do końca. Niezwykła to doprawdy historia.

Wydawało się, że przełomowym momentem był grudzień 2009 roku, kiedy to Benedykt XVI po długich miesiącach samodzielnego badania i sprawdzania archiwów podjął wreszcie decyzję o uznaniu heroicznych cnót Piusa. Natychmiast po ogłoszeniu tej informacji u kardynała Martinsa – pisze Grajewski – zjawił się ambasador Izraela, starając się zablokować decyzję. Opowieść tę zdają się potwierdzać inne źródła. Oto co na ten sam temat pisał John Thavis, znawca spraw watykańskich, wieloletni korespondent i szef Catholic News Service, największej katolickiej agencji prasowej. Tak jak kardynał Martins pisał on o znacznym oporze żydowskim wobec beatyfikacji. Zauważył, że, żeby go złagodzić, tego samego dnia, w którym Benedykt podpisał dekret o heroiczności cnót Piusa ogłosił też podobny dokument odnoszący się do Jana Pawła II „najlepszego przyjaciela Żydów, jaki kiedykolwiek zasiadał na Tronie Piotrowym”. Kiedy okazało się, że to nie wystarcza, pisze Thavis, Watykan postanowił wydać specjalne oświadczenie.Powtarzam: co do tego, że motywem działania Kościoła była chęć uśmierzenia gniewu środowisk żydowskich zgadzają się tak kardynał Martins jak i opisujący to z innej perspektywy Thavis. „Dla nawet większego załagodzenia sprawy – pisał ten drugi – Watykan wydał coś w rodzaju dementi”. Napisano w nim, że świętość papieża „nie wynikała z jego zachowania ani jego decyzji, lecz jego świątobliwości i cnót duchowych”. Trzeba przyznać, że czytając te słowa nie sposób nie odczuwać podziwu dla zręczności watykańskich urzędników, którzy potrafili, nomen omen, dać Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek. Rzeczywiście, niezwykła to sytuacja, w której czyjaś świętość nie wynika z tego co robił, a decyzje, które podejmował mają się nijak do reprezentowanych przez niego cnót duchowych. Thavis podsumował owo niezwykłe dość oświadczenie krótko: „Watykan dystansował się od działań Piusa XII, choć równocześnie zmierzał do jego beatyfikacji”. Na nic jednak cała ta sprytna dialektyka i wygibasy, na nic odcinanie się od zmarłego w 1959 roku papieża. Jak zauważył kardynał Martins „środowiska żydowskie nie przyjęły tych wyjaśnień”. Zaczęła się, cytuję znowu tekst „Gościa Niedzielnego”, histeryczna nagonka prasy światowej, w wyniku to której „papież postanowił wstrzymać swoją decyzję [o beatyfikacji]”.

I tak to pozostało aż do dziś, bowiem, jak znowu zauważa Grajewski, „wątpliwe jest, czy papież Franciszek zdecyduje się doprowadzić do wyniesienia na ołtarze Piusa XII”, gdyż liczenie na to, że środowiska niechętne tej beatyfikacji zmienią swoje zdanie jest nieuzasadnione. „Takiej zgody zapewne nigdy nie będzie” – konstatuje redaktor „Gościa Niedzielnego” i dodaje, że „fakty nie mają w tej dyskusji większego znaczenia”.

To akurat prawda. W ostatnich latach ukazało się akurat wiele nowych książek, opartych na badaniach archiwalnych, które pokazują, że mówienie o jakiejkolwiek sympatii lub poparciu Piusa XII na nazistowskich Niemiec i Adolfa Hitlera jest absurdalne. Niektóre zostały opisane w ostatnim wydaniu miesięcznika „Historia Do Rzeczy”. W „Kościele szpiegów” Mark Riebling udowadnia ponad wszelką wątpliwość, że od września 1939 roku Pius XII utrzymywał stałe kontakty z niemiecką opozycją, która przygotowywała zamach na życie Hitlera. Więcej. Aktywnie ją wspierał i uczestniczył nawet w tworzeniu siatki szpiegowskiej, której celem było doprowadzenia do zabójstwa Führera. Podziemia bazyliki świętego Piotra były stałym miejscem spotkań agentów Canarisa i przedstawicieli papieża. To również Pius XII ostrzegł, właśnie dzięki informacjom zdobytym od Abwehry, aliantów o dacie i sposobie inwazji na Francję w 1940 roku. Przekazywał im zresztą szereg innych, cennych danych. W 1943 roku niemal cudem uniknął porwania, które było przygotowane przez Hitlera, do lipca 1944, miesiąca zamachu na Hitlera, pośredniczył między niemieckimi spiskowcami a reprezentantami Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Można wręcz powiedzieć, że Pius XII był jedną ze sprężyn spisku, który miał obalić wodza III Rzeszy i że tylko sytuacja na froncie – zdobycie przez aliantów Rzymu – uchroniła go przed zemstą Führera, kiedy ten dowiedział się o skali zaangażowania Ojca Świętego. Podobnie inne książki, choćby opublikowana niedawno też w Polsce rabina Davida G. Dalina czy wciąż nieprzetłumaczona włoskiej historyk Barbary Frale, pokazują gigantyczną skalę zaangażowania papieża w ratowanie Żydów. Według jednych badaczy tysiące, według innych, jak Pinchas Lapide, setki tysięcy Żydów zawdzięcza mu życie. To wszystko jednak nie ma znaczenia. Jak sam starałem się pokazać w książce „Krew na naszych rękach?” Piusa atakuje się nie za to co zrobił, ale za to, że stał się symbolem „antysemityzmu przedsoborowego Kościoła” i dlatego musi zostać wraz z nim potępiony.

Tekst „Gościa Niedzielnego” jest doskonałym wręcz potwierdzeniem mojej tezy. Każdy jego czytelnik musi zadać sobie, sądzę, kilka podstawowych pytań. Po pierwsze, jak to możliwe, że ci sami papieże, którzy od 50 lat próbują na próżno beatyfikować Piusa XII i nie robią tego z powodu sprzeciwu środowisk żydowskich, utrzymują we wszystkich znanych mi oficjalnych dokumentach i wypowiedziach, że stosunki chrześcijańsko-żydowskie są coraz lepsze, że dokonuje się epokowy postęp, że dialog rozwija się wspaniale i coraz szybciej. Czyżby wszystko to była forma propagandy? Jak pogodzić ten nieustanny oficjalny optymizm, te ociekające wręcz lukrem retoryczne frazy z banalnym faktem, który polega na tym, że z powodu oporu części środowisk żydowskich papieże nie mogą wynieść na ołtarze Piusa, chociaż tego chcą?

Drugie pytanie jest jeszcze ważniejsze: czy Kościół katolicki jeszcze jest suwerenem? Jeśli prawdą jest to, co mówił kardynał Martins oznaczałoby to przecież, że… w kwestiach religijnych Kościół utracił podmiotowość. Doprawdy jak inaczej nazwać sytuację, w której o tym, czy ktoś zostaje uznany za świętego czy nie decyduje nie Kongregacja do spraw Kanonizacyjnych i papież, ale… ambasador Izraela i prasa światowa?

Wreszcie pytanie trzecie, najbardziej bolesne dla katolików: dlaczego żaden z wymienionych w tekście „Gościa niedzielnego” papieży nie potrafił wykazać się odwagą potrzebną do tego, żeby sprzeciwom środowisk żydowskich nie ulec? Skąd całe to mataczenie, kręcenie, dialektyka? Jak to możliwe, że mimo wiedzy o prawdziwej postawie Piusa, jego następcy ulegają naciskom? Dlaczego większe znaczenia ma dla nich głos sprzeciwu środowisk żydowskich, które, jak trafnie pisze Grajewski, przyjmują co się tyczy Piusa tezy propagandy komunistycznej, niż głos własnych wiernych i prawda historyczna?

Cóż, pozostaje mi zostawić czytelników z tymi pytaniami samych.


Cykl felietonów Pawła Lisickiego "Siódma rzecz" w każdą niedzielę na dorzeczy.pl

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także