Polska, czyli niedorobione imperium

Polska, czyli niedorobione imperium

Dodano: 
zdjęcie ilustracyjne
zdjęcie ilustracyjne Źródło:PAP / Leszek Szymański
JAK NAS PISZĄ NA WSCHODZIE || Wojna 1920 r. jest w Rosji wciąż wspominana jako kolejna agresja Zachodu na Moskwę. Rozpętali ją „polscy imperialiści, powodowani chorobliwą rusofobią”.

Oleg Ajrapietow, publicysta prokremlowskiej agencji Regnum.ru, wyjaśnia swoim czytelnikom, czym „tak naprawdę” była Bitwa Warszawska. Przyznaje, że było to wielkie zwycięstwo Polaków. Ściślej pisząc: relatywnie wielkie. A to dlatego, że, jak kpi Ajrapietow, Polacy w niedalekiej przeszłości odnieśli bardzo niewiele zwycięstw, więc muszą się cieszyć z tego, co mają. Publicysta sam sobie zaprzecza. Najpierw przyznaje, że I Rzeczpospolita padła ofiarą rozbiorów, i że klęska zaborców w I wojnie światowej dały jej szansę na odrodzenie. Następnie jednak pisze: „Polska zaczęła walkę o swoje niby „historyczne” granice, za które Polacy uparcie uważali te istniejące przed I rozbiorem”. Oskarża Warszawę o imperializm: „Odrodzona Polska próbowała odebrać, co się da, swoich sąsiadom: Niemcom, Czechom, Słowakom, Litwinom, Ukraińcom, Białorusinom i, oczywiście, Rosjanom. W rezultacie, jak to celnie ujął Julian Marchlewski, piłsudczycy poszli drogą starożytnych Trojan – sami zaciągnęli do swojej twierdzy przyszłych wrogów”. Jak zauważa Ajrapietow, celem Piłsudskiego było utworzenie „anty-Rosji”, czyli grupy państw, powstałych na bazie narodów wcześniej przez Rosję podbitych. Oczywiście, publicysta Regnum.ru odrzuca szczytne idee prometeizmu i przypisuje Warszawie intencje jak najgorsze. Oto państwa, wyrwane Moskwie przez Piłsudskiego, miałyby stać się na pierwszym etapie polską strefą politycznych wpływów, a na drugim – obszarem polskiego Kulturkampfu.

„Rusofobia była i pozostaje częścią składową polskiej kultury. Rosja była, jest i będzie winna w oczach Polaków tego, że w ogóle istnieje. A to dlatego, że na jej miejsce powinna się znajdować niezmiernie wspaniała, sprawiedliwa i katolicka Polska, „Francja Północy” – ironizuje autor. Jego zdaniem plany utworzenia „anty-Rosji” były wyrazem „manii i fobii”, typowych dla polskich polityków. Opisując działania wojenne, Ajrapietow nie stara się relatywizować win. Nie idzie na żadne moralne kompromisy. Pisze wprost, nie owijając w bawełnę – za wybuch konfliktu odpowiada imperialny agresor. Czyli Polska. Z lubością opisuje polskie zbrodnie na ludności cywilnej i jeńcach (do których, niestety, dochodziło), wyolbrzymiając ich skalę i całkowicie przemilczając o wiele liczniejsze i poważniejsze zbrodnie bolszewików na ludności cywilnej i jeńcach. Z satysfakcją cytuje ostre wypowiedzi Piłsudskiego na temat Rosjan, w których Naczelnik dawał wyraz swojemu poczuciu wyższości zarówno nad białymi, jak i czerwonymi. Wyciąga z tego oczywiste z perspektywy sowieckiej i rosyjskiej propagandy historycznej wnioski. Polaków, którzy „napadli” na Rosję Sowiecką w 1920 r., nazywa z sarkazmem „rasą polskich panów”, którzy chcieli podbić pogardzanego wroga. Skojarzenia narzucają się same – Piłsudski to protofaszysta, który na długo przed Hitlerem chciał zgnębić rosyjskich „podludzi”. A zresztą co za różnica – przecież zarówno Naczelnik, jak i Führer byli tylko kolejnymi wodzami najazdu Zachodu na biedną Rosję.

Ale „rasa polskich panów” nie tylko nie była w stanie podbić Rosji, na którą napadła, ale i broniąc się przed nią na własnym terenie musiała błagać na kolanach o pomoc silniejszych sojuszników. Jeśli wierzyć Ajrapietowowi, prawdziwym zwycięzcą Bitwy Warszawskiej był Weygand („faktycznie kierował polskim sztabem”), a francuscy instruktorzy służyli niemal w każdym polskim batalionie. To oczywiste nieporozumienie, ale typowa dla rosyjskich publicystów polonofobia każe im bardzo często umniejszać jakikolwiek polski sukces i w porównaniu Polski z Europą Zachodnią zawsze i wszędzie uznawać bezapelacyjną i miażdżącą wyższość tej drugiej. Polscy imperialiści wygrali zatem z miłującymi pokój bolszewikami dzięki Francji. Swoich imperialnych zakusów nie porzucili, próbując dalej destabilizować Związek Sowiecki. Bo przecież immanentną cechą polskości jest „upajanie się własnymi fobiami i maniami oraz ekspansja kulturowa na Wschodzie”.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także