COVID-19 i wojna dezinformacyjna. O zagrożeniach w czasie pandemii

COVID-19 i wojna dezinformacyjna. O zagrożeniach w czasie pandemii

Dodano: 
III edycja Uniwersytetu Letniego Instytutu Wacława Felczaka / Źródło: DoRzeczy.pl
III edycja Uniwersytetu Letniego Instytutu Wacława Felczaka / Źródło: DoRzeczy.pl
– Większość mediów jest zdominowana na Zachodzie przez lewicowo-liberalne środowiska, które patrzą bardzo krytycznie na władze Polski i Węgier. Dlatego dezinformacja rosyjska pada tam na tak podatny grunt – mówił Grzegorz Górny podczas III edycji Uniwersytetu Letniego organizowanego przez Instytut im. Felczaka.

W dniach 24-28 sierpnia odbywa się III edycja Uniwersytetu Letniego Instytutu Wacława Felczaka. Politycy, eksperci, naukowcy i dziennikarze z Polski i Węgier spotkali się w Krasiczynie na Podkarpaciu, by rozmawiać o historii i perspektywach obu narodów oraz całego obszaru Europy Środkowo-Wschodniej. Szczególny nacisk w tym roku będzie położony na tematy związane z szeroko pojętym bezpieczeństwem – od kwestii rolnictwa, przez tematy dotyczące pandemii koronawirusa, aż po geopolitykę.

twitter

W panelu wzięli udział Tomasz Sakiewicz, Grzegorz Górny i Tamas Pataki, a dyskusję poprowadził Antoni Trzmiel. Rozmowa dotyczyła działań dezinformacyjnych z jakimi się spotykamy w obliczu COVID-19. Uczestnicy panelu zgodzili się, że w ostatnich miesiącach obserwujemy niespotykaną dotąd ilość przekłamań i fake newsów.

Rozpoczynając dyskusję, Antoni Trzmiel zwrócił uwagę, że idea akcji dezinformacyjnej nie jest niczym nowym. – Niedawno obchodziliśmy setną rocznicę bitwy warszawskiej. Wtedy stosowano tę samą strategię przeciwko Polsce. Nihil novi. Jednak na ile dezinformacja staje się kluczową bronią teraz – to jest pytanie podstawowe – mówił Trzmiel.

Grzegorz Górny w odpowiedzi zauważył, że Moskwa przez olbrzymi czas była pod wpływem tatarskim i stamtąd przejęła pewne wzorce – model prawa, model państwa oraz model armii. Dziennikarz podkreślił, że szukając genezy rosyjskiej strategii, trzeba spojrzeć jeszcze dalej na Wschód.

– Podstawowym punktem odniesienia jest słynna „Sztuka Wojny” Sun Zi. Ta taktyka była realizowana z powodzeniem przez rosyjskie służby od czasów Księstwa Moskiewskiego, poprzez carat, ZSRR itd. – mówił.

Akcja dezinformacyjna

Jego zdaniem mamy obecnie do czynienia ze skoordynowaną akcja służb specjalnych, za którą stoi machina państwowa oraz wielkie pieniądze. Górny podkreślił, że rozpowszechnianie fake newsów to podstawa nauki opisanej w „Sztuce Wojny”. Ta strategia polega na tym, by w szeregach przeciwnika siać dezinformację, osłabiać wolę walki, niszczyć jego tradycję itd.

– Co to ma wspólnego z podbojem? Celem tej działalności jest destabilizacja sytuacji w kraju przeciwnika, tak by działania militarne były zaledwie kropką nad i. To nie jest tylko teoria, Polska doświadczyła tego w praktyce w XVIII wieku. Największe państwo w Europie rozpadło się wówczas właściwie bez słowa sprzeciwu. Elity się de facto na to zgodziły. Rozbiory były poprzedzone wojną dezinformacyjną, hybrydową. Wkroczenie wojsk było jedynie precyzyjną operacją chirurgiczną. Rosjanie mają duże doświadczenie w prowadzeniu tego typu walki – mówił.

Tomasz Sakiewicz zwrócił uwagę, że ta kwestia dotyczy nie tylko służb rosyjskich, ale również chińskich oraz niemieckich, czego przykładem może być zachowanie niektórych mediów w ostatniej kampanii prezydenckiej w Polsce.

– Jeżeli chodzi o negacjonizm dot. COVID-19, to bardzo aktywni są Chińczycy. Cechą służb jest odwoływanie się do silnych emocji, do angażowania się w skrajne ruchy. Służby chętnie bazują na ekstremach. Takim ekstremum byli swego czasu bolszewicy. Dlatego niemieckie służby ich wsparły – mówił.

Zdaniem Sakiewicza Chińczycy negują COVID-19, gdyż nie chcą, by zbyt wielką uwagę przywiązywać do strat, jakie spowodowała pandemia. – Ktoś mógłby wtedy wystawić im rachunek – ocenił.

Węgry na celowniku

Tomas Pataki zwrócił natomiast uwagę, że dezinformacja dotycząca Węgier była bardzo silnie obecna w zachodnich mediach, które manipulowały wiadomościami na temat wydarzeń z jego kraju. Jako przykład takiej dezinformacji podał sprawę respiratorów, gdy zagraniczne media najpierw grzmiały, że Węgry nie mają odpowiedniej ilości sprzętu, a następnie krytykowały Budapeszt, że kupiono jednak zbyt wiele maszyn i wydano zbyt dużo pieniędzy.

– Od 10 lat maglują to samo, że niby panuje u nas dyktatura. W ostatnim czasie zarówno z zewnątrz był wielki nacisk, bo zachodnie media pisały o zagrożonej demokracji, ale z drugiej strony wywoływano również panikę od wewnątrz. Wszystko po to, aby zakwestionować działania władz węgierskich – ocenił.

Antoni Trzmiel przypomniał, że Polska musiała mierzyć się z podobnymi przeciwnościami i gdy premier Morawiecki w obliczu pandemii zdecydował o zamknięciu granic, to ze strony Niemiec padły słowa potępienia, że to prosta droga do polexitu i niszczenie Unii Europejskiej.

– Większość mediów jest zdominowana na Zachodzie przez lewicowo-liberalne środowiska, które patrzą bardzo krytycznie na władze Polski i Węgier. Dlatego dezinformacja rosyjska pada tam na tak podatny grunt – mówił Górny.

Dziennikarz dodał, że takim fake newsem była informacja o rzekomej blokadzie rosyjskiej pomocy dla Włoch. – Twierdzono, że złamano solidarność kierując się niezrozumiałą rusofobią. Dementi się już tak głośno nie przebiło, bo media nie były skore, by prostować tę informację – mówił.

Górny podkreślił, że Polska i Węgry nie mają takiej siły, aby prostować wszystkie kłamstwa na swój temat. Jego zdaniem należy należy rozwijać soft power i tutaj szukać rozwiązania. Temat podchwycił Tomasz Sakiewicz, który stwierdził, że prawica musi budować własne media. – Bez tego żadna dekoncentracja nic nie da. Nie palmy komitetów, budujmy własne – mówił.

Czytaj też:
Lisicki: Liberalizm albo się przepoczwarzył, albo zdradził swoje ideały
Czytaj też:
Kuchciński: Przypominamy tradycje demokracji republikańskiej

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także