Płużański: Promowanie Urbana w "Wyborczej" jest naturalne dla tego środowiska

Płużański: Promowanie Urbana w "Wyborczej" jest naturalne dla tego środowiska

Dodano: 
Jerzy Urban
Jerzy Urban Źródło: PAP / Leszek Szymański
Promowanie Jerzego Urbana w „Gazecie Wyborczej” nie zaskakuje. Wpisuje się w wieloletnią tradycję tego pisma, które od lat promowało tzw. historyczny kompromis Solidarności z komunistami. Co więcej, często jej stanowisko było bliższe nawet stronie komunistycznej, niż solidarnościowej. Nie jest przypadkiem, że związek zawodowy Solidarność bardzo szybko pozbawił gazetę prawa do używania loga związku – mówi portalowi DoRzeczy.pl Tadeusz M. Płużański, historyk i publicysta, prezes Fundacji Łączka.

„Gazeta Wyborcza” opublikuje wielki wywiad z Jerzym Urbanem, prezentując go jako „spowiedź skandalisty”. Jest Pan zaskoczony?

Tadeusz M. Płużański: Absolutnie nie. To wpisuje się w wieloletnią tradycję tego pisma. Pamiętamy i spotkania Adama Michnika z Jerzym Urbanem sprzed lat i nazywanie szefa komunistycznej bezpieki Czesława Kiszczaka mężem opatrznościowym i człowiekiem honoru. Były wspólne teksty Adama Michnika z Włodzimierzem Cimoszewiczem.

Ale czy patrząc po dziennikarsku ta krytyka nie jest przesadzona – w końcu np. Oriana Fallaci robiła wywiady z dyktatorami. To rzecz naturalna, że dziennikarze rozmawiają z różnymi osobami.

Tak. Ale tu nie mamy do czynienia z rozmowami na kontrze, ale z afirmacją pewnych postaw. „Gazeta Wyborcza”, która była początkowo pismem całej opozycji demokratycznej, bardzo szybko być nim przestała. Zaczęła promować tzw. historyczny kompromis Solidarności z komunistami. Co więcej, często jej stanowisko było bliższe nawet stronie komunistycznej, niż solidarnościowej. Nie jest przypadkiem, że związek zawodowy Solidarność bardzo szybko pozbawił gazetę prawa do używania własnego loga.

Jerzy Urban przed stanem wojennym miał epizod opozycyjny. W stanie wojennym jednoznacznie jednak opowiedział się po stronie komunistycznych władz. Brał udział w nagonce na księdza Jerzego Popiełuszkę. Potem tworzył postkomunistyczny tygodnik.

To wszystko prawda. Okres stanu wojennego był najbardziej czarnym okresem w życiorysie Jerzego Urbana. Był on rzecznikiem prasowym junty wojskowej generała Wojciecha Jaruzelskiego, przez Ryszarda Bendera określanym mianem „Goebbelsa stanu wojennego”. Działał na rzecz WRON, która została nazwana przez sąd w III RP związkiem przestępczym o charakterze zbrojnym. Brał udział we wspomnianej nagonce na księdza Popiełuszkę, ale także atakował innych kapłanów. Pamiętamy jego konferencje prasowe, podczas których bezpardonowo atakował Solidarność, jednocześnie pomniejszał znaczenie zbrodni komunistycznych. Po 1989 roku, w III RP kontynuował swoją działalność wydając postkomunistyczny tygodnik „Nie”. Słynął z ataków na dawną opozycję, Kościół, papieża Jana Pawła II. Postać wyjątkowo niegodna do tego, by ją promować.

Czytaj też:
Kard. Dziwisz: Jan Paweł II jest ojcem "Solidarności"

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także