Tajni agenci Kaczyńskiego
  • Jan FiedorczukAutor:Jan Fiedorczuk

Tajni agenci Kaczyńskiego

Dodano: 82
Politycy KO w Sejmie
Politycy KO w Sejmie Źródło: PAP / Wojciech Olkuśnik
TAKI MAMY KLIMAT || Koalicja Obywatelska jest złożona z tajnych agentów Jarosława Kaczyńskiego. Jak inaczej wytłumaczyć fenomen ostatnich dni, gdy podczas najpoważniejszego kryzysu politycznego od 2015 roku, Borys Budka ze swoją radosną świtą, robił wszystko by ustabilizować rządy Zjednoczonej Prawicy? PO popełniła tyle wpadek, że należy się zastanowić, czy ta partia nie stanowi największego atutu Kaczyńskiego. Czy PiS da się pokonać, gdy liderem opozycji jest Borys Budka? To pytanie retoryczne.

Ostatnie tygodnie to mógł być dla opozycji dar z nieba. Najpierw Jarosław Kaczyński zaczął forsować dwie kontrowersyjne ustawy, które spotkały się z oporem w jego własnym obozie, a następnie kryzys w szeregach Zjednoczonej Prawicy, który narastał od tygodni, osiągnął punkt szczytowy. Oczywiście polski system jest tak skonstruowany, że opozycja ma niewiele do gadania, jednak nawet jeżeli wiele zdziałać nie może, to w jej mocy leży przynajmniej nieprzeszkadzanie władzy w kompromitowaniu się. Niestety (albo stety – zależy od punkty siedzenia) liderem największej partii opozycyjnej pozostaje Borys Budka.

Zwierzątka i bezkarność

Pojawienie się na tapecie ustawy „covidowej” oraz „piątki dla zwierząt” było dla opozycji wymarzonym scenariuszem. Borys Budka mógł walić jednocześnie z obu dział – z jednej strony piorunować „bezkarność plus” powtarzając te wszystkie banały o bezprawiu, które słyszymy od 2015 roku (aczkolwiek, jak raz miałby powód, by je powtarzać), ale jednocześnie miał drugie „działo”, które mógł użyć w sprawie zwierzątek.

Platformie od lat zarzuca się, że jest, posługując się określeniem Schetyny, „totalna”. Że nie da się z nią prowadzić polityki. To właśnie ta totalność od PO odrzuca wszelkich centrystów. Nawet nie brak programu, nie antypaństwowe zachowanie w PE (niestety), tylko właśnie ta zacietrzewiona totalność. Bo taki centrysta, czy też „normals”, który nie jest zapatrzony ani w TVN ani w TVP, słucha Szczerby czy innego Nitrasa i puka się w głowę. „Nie lubię Kaczora, ale z tymi wariatami też nie chcę mieć nic do czynienia” – tak myślą miliony Polaków i dlatego PO w kolejnych wyborach nie potrafi przebić bariery tych 20-kilku procent. Dopóki nie opozycja pozbędzie się łatki zacietrzewionych totalsów, dopóty nie odbierze władzy Kaczyńskiemu.

To tutaj leżała geneza sukcesu PiS w 2015 roku. Po latach udało się przełamać narrację TVN-u o szalonym, ciemnogrodzie i moherowych beretach. Nagle okazało się, że na PiS głosują nie tylko „starzy, niewykształceni i z małych ośrodków”, ale także miliony „normalsów”, którzy za „większe zło” zaczęli uważać PO. Schowano Kaczyńskiego i Macierewicza, zaproponowano konkretny program oraz wykorzystano kompromitację Platformy Obywatelskiej.

Ale – powtórzmy – liderem opozycji jest Borys Budka, który wpadek PiS-u wykorzystać nie potrafił.

Dwa kapiszony

Teraz opozycja miała idealną okazję, aby – nie rezygnując z krytyki PiS-u – porzucić totalność. Wystarczyłoby, że Budka dogadałby się z Lewicą i – zwłaszcza – z PSL-em i wyszedł z przesłaniem, że owszem, że prawa zwierząt jak najbardziej, że przepisy trzeba zmienić, ale nie w taki sposób, jak proponuje PiS, nie z pogwałceniem dialogu i porządku, nie przy wycięciu całych branż.

Ochrona zwierząt – tak, ale z poszanowaniem praw człowieka. Wystarczyło zaproponować odszkodowania dla hodowców, sprzeciwić się ograniczeniom narzuconym na ubój rytualny, skupić się na mniej znaczących aspektach ustawy (np. psy na łańcuchu). Platforma zaprzepaściła okazję pokazania, że jest partią liberalną, ale jednocześnie, że dba o interes Polaków. Zachodnie ideolo wzięło górę nad zdrowym rozsądkiem i skoro pojawiła się kwestia biednych zwierzątek ciemiężonych przez podłych wieśniaków, to politycy opozycji radośnie skoczyli za Kaczyńskim w ogień, pokazując, że to całe łamanie konstytucji i gwałcenie porządku prawnego, o którym alarmowali od lat, to tylko taki żart, taka przynęta na wyborców. Wcześniej jeszcze większą wtopę w tym temacie zaliczył Budka przy temacie podwyżek. Bo o ile sama idea podwyższenia pensji (niektórym!) urzędnikom jest jak najbardziej zasadna (pisałem o tym kilka tygodni temu), to w świat poszedł jednoznaczny przekaz – konstytucja, praworządność i demokracja przestają się liczyć, gdy można się podzielić kasą.

Co więcej, w przypadku „piątki” okazało się, że w obozie PiSu, tego samego PiSu rządzonego twardą, zamordystyczną ręką Kaczora-dyktatora, znalazło się więcej odważnych, samodzielnie myślących posłów, którzy postawili się Naczelnikowi niż w szeregach liberalnej, wolnościowej Platformy.

Korzystając rozsądnie z obu „dział”, Budka mógł pokazać, że nie ma miejsca na kompromis w sprawie pryncypiów (kwestia bezkarności), ale jednocześnie udowodnić, że jeżeli da się zrobić coś dobrego dla Polski (kwestia zwierząt), to można pertraktować z Kaczyńskim i przy okazji „cywilizować” wymysły Naczelnika.

Jednak Borys Budka nie myślał w ten sposób, bo nie jest liderem z prawdziwego zdarzenia. Fala wyniosła go przypadkiem na stanowisko, które go przerasta. Zamiast dwóch „dział”, otrzymaliśmy dwa kapiszony.

W obronie Ziobro

Nie minął nawet tydzień, a na świeczniku pojawiła się sprawa Zbigniewa Ziobro. To był niewątpliwie największy kryzys w obozie Zjednoczonej Prawicy od 2015 roku. Kryzys, na który zapowiadało się od dłuższego czasu. Na tyle długiego, że lider Platformy Obywatelskiej mógł spokojnie opracować strategię na ten moment. Tymczasem chaotyczne działania Platformy wskazują, że w szeregach partii nikt nie miał żadnego planu.

„Jeśli twój przeciwnik zaczyna robić błędy, to nie przeszkadzaj mu, nie wtrącaj się” – pouczał swoim kolegom Donald Tusk. Nie minęło 48 godzin, a Borys Budka zdecydował, że Platforma złoży wotum nieufności dla ministra Ziobro.

Posługując się słowami poety III RP – jak do tego doszło, nie wiem. Co chciał osiągnąć lider PO, czemu miało służyć to wotum? Za głowę łapali się politycy samej Platformy. Tomasz Grodzki wprost mówił, że to zły pomysł, a Paweł Zalewski musiał tłumaczyć się w Tok FM, że Platforma naprawdę nie chce „pomagać Kaczyńskiemu”. Bogdan Zdrojewski napisał natomiast, że „najbardziej zaciekli przeciwnicy PO to członkowie tej formacji”, nawołując przy okazji do jak najszybszego zamknięcia sprawy wyboru nowego szefa klubu KO. To już jawne besztanie Budki przez jego podwładnych.

„Co to za geniusz wymyślił, żeby PO składała teraz wniosek o wotum nieufności w stosunku do Zbigniewa Ziobry?” – pytał na Twitterze Leszek Miller. „Infantylne reagowanie. Dziesiątki ludzi mnie od wczoraj pytają: czy wyście postradali zmysły?” – mówił z kolei Michał Kamiński w rozmowie z Radiem Zet, dodając, że za wotum stoją „dokładnie ci sami geniusze, którzy doprowadzili do triumfu w wyborach prezydenckich, ci sami geniusze, którzy doprowadzili do klęski w wyborach europejskich, itd”..

Nieco spokojniej zareagował Włodzimierz Czarzasty, który jednak również nie krył irytacji zachowaniem Budki. Bo i ciężko im się dziwić. W interesie opozycji jest, by Zjednoczona Prawica była trawiona wewnętrznymi wstrząsami. Opozycji w ogóle nie powinno interesować, czy pierwsze skrzypce gra Morawiecki czy Ziobro, czy „zakon PC”, czy ktoś jeszcze inny; dla opozycji znaczenie powinno mieć jedynie to, by te frakcje coraz mocniej się zwalczały, by ZP nie mogła rządzić, by musiała coraz więcej czasu i energii poświęcać na wewnętrzne spory. Dokładnie tak samo, jak Kaczyńskiemu powinno zależeć na sprzeczkach wewnątrz opozycji. Schetyna, Petru, Czarzasty, Kijowski – nie ma znaczenia, kto tam się wybija na lidera, ważne, by reszcie to nie pasowało.

Platforma do wymiany

Te wydarzenia z ostatnich dni pokazują, że opozycja zatraciła jakiekolwiek wyczucie nastrojów społecznych. Koncentruje się na kwestiach totalnie nieistotnych, albo takich, które wręcz uderzają w nią samą. Bardziej interesuje się zwierzątkami niż rolnikami, bardziej hałaśliwą bandą Margot, niż realnymi problemami Polaków (vide zbagatelizowany protest Górników czy sadowników).

Jak pisałem na początku, to powoduje, że Platforma zbiera wokół siebie jedynie radykalny elektorat antypisowski. On daje te 20-25 proc. w wyborach, ale nie pozwala na przebicie sufitu, za którym czeka poparcie pozwalające marzyć o odebraniu władzy Kaczyńskiemu.

Opozycja potrzebuje nowego otwarcia. Czują to sami wyborcy antypisu, o czym najlepiej świadczy popularność Hołowni. Skoro płaczący nad konstytucją gwiazdor TVN był w stanie porwać za sobą tłumy, to znak, że z PO nie jest dobrze. Nieśmiałe ruchy wokół „Solidarności” Trzaskowskiego wskazują, że i sama opozycja zdaje sobie z tego sprawę.

Największym problemem polskiej opozycji są dzisiaj… politycy opozycji. Niestety, dopóki tym cyrkiem będą zarządzały postaci pokroju Schetyny, Budki czy innego Hołowni, to Jarosław Kaczyński może spać spokojnie. W tej sytuacji to nawet i dziesięciu Ziobrów nic mu nie zrobi.

Bo problemem nie jest przywództwo PO, ale Platforma jako taka. Obawiam się, że gdyby do kraju przyjechał wyśniony przez „Newsweek” i Tomasza Lisa Donald Tusk na białym koniu, to niewiele by to poprawiło sytuację partii. Dla zwolennika antypisu jedynym logicznym rozwiązaniem jest zatem wymiana Platformy na nową organizację. Sztandar PO należy wyprowadzić, a tajnych agentów Kaczyńskiego jak najszybciej pożegnać. Może wtedy wyrośnie zdrowa, liberalna partia, która nie będzie kompromitować opozycji na każdym kroku?

Artykuł wyraża poglądy autora i nie musi być tożsamy ze stanowiskiem redakcji.


Zobacz poprzednie teksty z cyklu "TAKI MAMY KLIMAT":

Czytaj też:
Niebezpieczne tezy Ursuli von der Leyen
Czytaj też:
Piątka dla Konfederacji

Źródło: DoRzeczy
Czytaj także