"Młode pokolenie myli wolność z anarchią, a miłosierdzie z frajerstwem"

"Młode pokolenie myli wolność z anarchią, a miłosierdzie z frajerstwem"

Dodano: 
Uczestnicy protestu przeciwko wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego
Uczestnicy protestu przeciwko wyrokowi Trybunału KonstytucyjnegoŹródło:PAP / Jakub Kaczmarczyk
- Aborcja na wczesnym etapie ciąży nie jest obojętna dla zdrowia matki i oparta jest na niepewności diagnozy. To znaczy, że można zabić zdrowe dziecko. W I trymestrze ciąży wykrywa się zaledwie około 50 proc. wad rozwojowych dziecka i są to głównie sprawy genetyczne. Wiele z tych dzieci może żyć, inne ulegną samoistnemu poronieniu, które w tym I trymestrze są stosunkowo częste - mówi portalowi DoRzeczy.pl wiceprezes fundacji Instytut Analiz Płci i Seksualności "Ona i On" Agnieszka Marianowicz-Szczygieł.

Na ulicach całej Polski od tygodnia odbywają się manifestacje po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego ws. aborcji. Zaskoczyła panią skala protestów?

Agnieszka Marianowicz-Szczygieł: Myślę, że nie tylko mnie zaskoczyła skala tych protestów, w tym zwłaszcza ich temperatura oraz wulgarność. Poziom emocji społecznych jest naprawdę niebezpiecznie wysoki. Jest jak fura słomy, w którą w każdej chwili ktoś może wrzucić zapałkę - ot tak, aby wykorzystać te zamieszki dla własnych politycznych i pozapolitycznych celów - chętnych nie brakuje. Trudno mi zaś wypowiadać się o harmonogramie pracy Trybunału Konstytucyjnego - zwłaszcza, że równie dobrze można byłoby mieć wątpliwości, że poza pandemią te zamieszki mogłyby być jeszcze większe. Ważne są trzy kwestie: fakty, prawda i jej komunikowanie. Z pewnością na tę trzecią kwestię aparat państwowy ma stosunkowo duży wpływ. Trzeba zawsze przygotowywać społeczeństwo do zmian za pomocą kampanii społecznych tłumaczących, co i jak. Tego z pewnością, nie tylko w tej sprawie, zabrakło.

Kolejny trop to kumulacja frustracji - antyrządowych i antycovidowych. Na koronawirusa nie mamy wpływu. Sądzę natomiast, że od lat tolerowaliśmy w sferze publicznej język nienawiści i podżegania do buntu. Szeroko pojęta lewica jest zaś mistrzem we wzniecaniu sporów, neomarksizm szuka rewolucyjnego momentu i rewolucyjnej siły, dobrze brzmiące hasła o represjonowaniu ma zawsze pod ręką, choć zupełnie zniekształcają rzeczywistość. Nie zatrzyma się na sprawach eugenicznych aborcji i tu nie można mieć złudzeń: całkowite odblokowanie aborcji i traktowanie jej jako środka antykoncepcyjnego, propagowanie gender, homoseksualizmu, ale dalej obowiązkowej permisywnej seksualizacji pod pozorami edukacji seksualnej (już obecnie obowiązkowej w 14 krajach w Europie i 30 krajach rozwijających się), poliamorii, sado-masochizmu itd (jak w USA czy Kanadzie). Ta utopijna gradacja będzie postępowała dalej. Jurij Biezmienow i jego wykład: „Jak napaść na państwo?” to lektura obowiązkowa na te dni. Dodatkowo niepokojący jest wysoki udział młodych ludzi w tych zamieszkach.

Dlaczego?

Widzę tu głównie młodziutkie dziewczyny i ich gniew podszyty strachem. Manipuluje się ich niewiedzą o ciąży, aborcji i faktycznymi możliwościami wyboru oraz brakiem życiowego doświadczenia. Ukrywa się przed nimi fakty, buduje się obraz udramatyzowanego niebezpieczeństwa.

Przy okazji protestów dochodzi do aktów wandalizmu. Dewastowane są kościoły i pomniki.

Być może inspiracja przyszła z USA. Oburzający brak szacunku i poczucie bezkarności, ale trzeba patrzeć dalej i sprawdzić, jakie motywacje kryją się pod spodem. Pan Jezus sobie poradzi, bohaterowie mogą żyć w naszych postawach, natomiast nie poradzi sobie nasz naród bez elit, które nie będą odpowiedzialne, empatyczne i racjonalne. I chyba to mnie o wiele bardzie przeraża niż te akty wandalizmu.

Jak obniżyć temperaturę sporu?

Nie wiem. Rząd powinien np. wykupić billboardy w głównych miastach, stworzyć mini filmiki edukacyjne i puścić je w obieg Internetu, w TVP. A jest o czym mówić, aby obniżyć temperaturę sporu. Niedoświadczona młodzież jest manipulowana i wprowadzana masowo w błąd.

A co można komunikować?

Fakty. Na przykład to, że 97 proc. dzieci rodzi się zdrowych, a co najmniej na 20 różnych sposobów kobieta może obniżyć ryzyko zaburzeń u dziecka nienarodzonego czy powikłań ciążowych; że trzeba być przygotowanym na dziecko, aby uniknąć niespodzianek. Trzeba uświadamiać, jak przebiega sama aborcja.

Czyli jak?

Aborcja na wczesnym etapie ciąży nie jest obojętna dla zdrowia matki i oparta jest na niepewności diagnozy. To znaczy, że można zabić zdrowe dziecko. W I trymestrze ciąży wykrywa się zaledwie około 50 proc. wad rozwojowych dziecka i są to głównie sprawy genetyczne. Wiele z tych dzieci może żyć, inne ulegną samoistnemu poronieniu, które w tym I trymestrze są stosunkowo częste. Gdy diagnoza jest późna (a jest tak często z powodu i technik medycznych i czekania na wynik, co może trwać do kilu tygodni) - aborcja może dać taki sam efekt jak obumarcie płodu tzn. trzeba urodzić dziecko, bo po 24 tygodniu ciąży tak właśnie przeprowadza się aborcję. Więc może warto jednak nieco poczekać i urodzić normalnie, dać dziecku szansę i ewentualnie oddać dziecko do adopcji? Dlaczego nie upowszechniać tej opcji? Popularyzujmy hasztag #ADOPCJAnieABORCJA.

Aborcja to prymitywne wyrywanie rączek, nóżek i głowy lub zostawiane często żywego dziecka, aby się udusiło. To barbarzyństwo niegodne człowieka XXI wieku. Adopcja jest lepszym rozwiązaniem. A jak kobieta po aborcji będzie czuła się za jakiś czas, kiedy nieco dojrzeje? Kiedy wrócą wspomnienia i poczucie winy, tęsknota za dzieckiem, którego nawet nie zobaczyła, nie pochowała w godny sposób? Nie może pójść na grób, bo go nie ma. A w wielu kobietach po czasie budzą się właśnie takie potrzeby. Trzeba także budować kulturę przyjazną dzietności, zwłaszcza, że Polska i tak wymiera, w 2100 roku będzie nas około 15 mln.

Dokąd zmierzamy jako społeczeństwo?

Te zamieszki głównie, proszę wybaczyć, będę się tego trzymać, młodych ludzi - to efekt rażących zaniedbań w kwestiach szerzenia etosu i wartości. W polskim systemie szkolnictwa karmimy masowo umysły i hodujemy w gruncie rzeczy wykształconych indywidualistów i egoistów. Klasyczne wychowanie składało się zawsze z kształcenia, co najmniej umysłu i charakteru, a jeszcze lepiej i ducha. Tymczasem tkwimy w pułapce oświeceniowych paradygmatów sprzed 300 lat, gdzie naukę uwolniono z moralności, ale było wtedy jasne, że ta moralność jest konieczna, choćby na etapie interpretacji badań czy ich wdrożenia. Dziś się neguje nawet to. To jest bardzo niebezpieczne!

Dodatkowo neomarksizm celowo używa tzw. nadbudowy aby zmieniać bazę, a my uparcie ignorujemy w ogóle jej istnienie lub znaczenie. Kultura i moralność jest jak powietrze, którym oddychamy. Dziś młodzież jest wychowywana przede wszystkim przez Netflixa, Facebooka, czy Instagrama i rzucona na łaskę wielkich koncernów, które żerują na jej wyobraźni w celach zysku. Nawet kształcenie w zakresie obiektywnych faktów kuleje, liczy się o wiele bardziej ich z reguły konformistyczna interpretacja. Wykorzystajmy ten impuls „rewolucji”. Trzeba pilnie zająć się wychowywaniem młodzieży. Nie mam tu na myśli instruktażu, czy - nie daj Boże - indoktrynacji, ale kształtowanie przez doświadczenie, przez mentoring, przez wzory i autorytety. Trzeba wrócić do etosu. Uczmy młodzież zwłaszcza z korzystania z nowych mediów. Sądzę, że ktoś powinien po prostu stworzyć program lekcji nt. praktycznego poruszania się po epoce kapitalizmu. Sama konsumpcja rodzi pustkę, a ta rodzi i będzie rodzić bunt. Sądzę, że dziś przeżywamy, choć na mniejszą skalę, naszą polską wersję zamieszek studenckich z 1968 roku na Zachodzie. Na ulicę wychodzi pokolenie, które zaznało beztroski, żyje w stosunkowo najlepszym okresie historii Polski od tysiąclecia i myśli że to się samo zadziało. Ale jest to pokolenie coraz bardziej duchowo wyjałowione. Myli wolność z anarchią, a miłosierdzie z frajerstwem. Każde społeczeństwo oddycha rezerwuarem niewidzialnego powietrza, którym jest odpowiedzialność pokoleń. I ten rezerwuar mamy właśnie na wyczerpaniu. Jeśli się nie obudzimy, przegramy Polskę. Spróchniałe wewnętrznie społeczeństwa upadają. Tak upadło według Arnolda Toynbee 19 na 21 starożytnych cywilizacji. Czy mamy na to bezczynnie czekać? Potrzebujemy mocnej kontrrewolucji opartej na chrześcijańskim systemie wartości, Dekalogu z poszanowaniem także ludzi, którzy nie wierzą, ale widzą, co się dzieje.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także