"Jest zlecenie skompromitowania mnie". Śpiewak odnosi się do zarzutów dot. nieruchomości jego rodziny

"Jest zlecenie skompromitowania mnie". Śpiewak odnosi się do zarzutów dot. nieruchomości jego rodziny

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jan Śpiewak
Jan Śpiewak Źródło:PAP / Leszek Szymański
Warszawski ratusz na zlecenie jednego z exprezydentów zrobił kwerendę dotyczącą nieruchomości mojej rodziny. Wysłali te kwity do wielu redakcji. Tylko Newsweek Polska postanowił z nich robić użytek – pisze były szef Stowarzyszenia Miasto Jest Nasze Jan Śpiewak.

Śpiewak odnosi się do artykułu "Newsweeka", w którym pojawiły się insynuacje dotyczące zakupu mieszkań w Warszawie przez niego i jego matkę. W wydanym oświadczeniu były lider Miasto Jest Nasze twierdzi, że warszawski ratusz na zlecenie jednego z exprezydentów zrobił kwerendę dotyczącą nieruchomości jego rodziny. Jak dodaje, sporządzone dokumenty wysłano do wielu redakcji, jednak jedynie "Newsweek" zdecydował się zrobić z nich użytek. "Jednak nawet Newsweek nie był wstanie zrobić z tego konkretnego zarzutu. Zostawały insynuacje" – podkreśla.

"Zarzut wobec mojej mamy był już wyjątkową podłością"

"Moją kawalerkę miałem kupić od ludzi, którzy zreprywatyzowali kamienicę 15 lat wcześniej. Natomiast zarzut wobec mojej mamy polegał na tym, że wykupiła mieszkanie na Litewskiej, w którym mieszkała od 51 lat, z 80% bonifikatą. Jeśli chodzi o moje mieszkanie - kupiłem je w 2012 roku od człowieka, który wykupił je od miasta. A nawet jeśli miałem je wykupić od ludzi, którzy kamienicę zreprywatyzowali to co? Zrobili to spadkobiercy w uczciwy sposób (jeśli reprywatyzacja może w ogóle być uczciwa) i to ponad dekadę temu. Ja kupiłem to mieszkanie zanim zacząłem się zajmować kwestią reprywatyzacji. Zarzut wobec mojej mamy był już wyjątkową podłością. Mieszkania w ten sposób wykupiło miliony Polaków. Newsweek chciał stworzyć wrażenie, że moja mama uczestniczy w jakimś cwaniackim procederze. W tekście było więcej przekłamań dotyczących mojej osoby i stowarzyszenia MJN. Wysłaliśmy im prośbę o sprostowanie. Na razie nikt nam nawet nie odpisał" – tłumaczy.

Mieszkanie ojca na Gocławiu

Jan Śpiewak pisze także, że poruszony przez tygodnik Tomasza Lisa, podjął i rozszerzył jeden z portali. W artykule tym, pojawiły się zastrzeżenia dotyczące mieszkania jego ojca. "Niepodpisany autor artykułu zarzucał mu, że wynajmuje mieszkanie na Gocławiu od miasta po zaniżonych stawkach. Zapomniał jednak dodać, że mój ojciec oddał gminie Warszawa własnościową kawalerkę na Stegnach, żeby móc z niższego czynszu korzystać" – zaznacza.

Syreni Śpiew

"W tekście pojawiają się też zarzuty, że nasza akcja w obronie pawilonu, w którym mieści się Syreni Śpiew to efekt działania lobbingu właścicieli Grupa Warszawa. Nie wiem jaki oni mieliby mieć cel w tym, żeby wpisać budynek do rejestru zabytków. Budynek należy do dewelopera i może sobie w tym budynku urządzić wszystko. Syreniemu kończy się umowa najmu pod koniec roku i nie są zainteresowani prowadzeniem dalszej działalności w tym miejscu. Grupie Warszawa miałem też załatwić w 2012 koncesje na alkohol w przypadku Warszawa Powiśle. Jest to o tyle absurdalne, że w 2012 roku nie miałem nic wspólnego z działalnością polityczną a stowarzyszenie MJN powstało rok później. Z właścicielami grupy widziałem się chyba kilka razy w życiu i faktycznie ostatni raz zapewne w okolicach 2012 roku" – czytamy w oświadczeniu. Jak dodaje Śpiewak, o antysemickich aluzjach, które się pojawiły, nawet nie chce wspominać.

"Jest zlecenie skompromitowania mnie"

Były lider stowarzyszenia Miasto Jest Nasze twierdzi, że jeden z warszawskich deweloperów wydał zlecenie skompromitowania go, a do tego działania włączył się stołeczny ratusz, który dokonał kwerendy nieruchomości należących do jego rodziny. "Konkretne pieniądze były proponowane kilku redakcjom i kilku dziennikarzom, ale z tego co wiem tylko jedna osoba zgodziła się je wziąć. Nie jest to przypadek. Wcześniej już łączyły ją z tym deweloperem bliskie więzi. Nie wiem co ta osoba chce osiągnąć, ale zapewniam, że raczej mi wizerunku specjalnie nie popsuje" – podkreśla Śpiewak, który dodaje, że jest świadomy tego, jak wielu osobom nacisnął na odcisk, jednak nie zamierza się cofnąć ani na krok. "Takie teksty to koszt tego typu działalności. Rozumiem to, ale ciężko mi się z tym pogodzić, szczególnie, że uderza się nie we mnie, a w moich najbliższych" – kwituje.

Źródło: Facebook
Czytaj także