Kuchnia fajnopolska
  • Rafał A. ZiemkiewiczAutor:Rafał A. Ziemkiewicz

Kuchnia fajnopolska

Dodano:   /  Zmieniono: 
Obchody Narodowego Święta Niepodległości
Obchody Narodowego Święta Niepodległości Źródło: KPRP/Krzysztof Sitkowski
Obóz Okrągłego Stołu – mam na myśli nie tylko polityków, lecz także szeroko pojęty establishment, który tam poczęto – przyjął strategię własnego kąta w piaskownicy. Nie pozwalacie nam rządzić całością? To sobie wytyczymy swój kawałek tam, gdzie niekwestionowaną elitą jesteśmy tylko my.

Choćby miał to być spłachetek, kurcząca się kra, mowy nie ma o żadnym mieszaniu się z „tą druga Polską, z którą nie chcę mieć nic wspólnego”, jak to ujął oscarowy reżyser. Wyodrębnić swoich, niepisowskich artystów, niepisowskich prawników, stworzyć własny rząd cieni, Trybunał na emigracji wewnętrznej, niepisowską literaturę, niepisowskich celebrytów. Ostatnio nawet padło na forach KOD hasło – wzniesione przez panią Nurowską – nauczania na tajnych kompletach niepisowskiej historii według starej, jedynie słusznej podstawy programowej. Ten „trynd” kodomickiego apartheidu dotyczy także kuchni. 

Tygodnik „Polityka” poświęcił aż trzy kolumny, by wykazać niepoprawność faktu wydawania przez „prawicowych” dziennikarzy (konkretnie: Piotra Semkę i Cezarego Gmyza) książek o gotowaniu. Rzecz w tym, jeśli dobrze zrozumiałem intencje tygodnika, że piszą oni o kuchni różnorodnej i na dodatek smacznej. A wiadomo – przynajmniej w kręgu „Polityki” – że PiS-owcy powinni żreć jednostajnie, tłusto, sosisto i niezdrowo. Najlepiej na okrągło pyzy ze słoniną. Wykwintne smaki zarezerwowane są dla prawdziwych Europejczyków, czyli – jak to zdefiniował Marcin Król – tych, którzy piją toskańskie wino pod bretońskie ostrygi. Jako autorytet pouczający prawicę, że „nie można być dobrym kucharzem i narodowcem”, a zarazem podśmiewającym się z Semki i Gmyza, iż gotują „niepatriotycznie”, dał się zatrudnić sam Robert Makłowicz.

W kilku zdaniach trudno oddać szczególną, acz zapewne niezamierzoną urodę tego elaboratu, w genialnym skrócie oddającą psychiatryczny problem wysadzonej z siodła elity, jak ją sami nazwali, „fajnej Polski”. Zabrali im władzę, zabrali wpływ na masy, zabrali reklamy i prenumeraty, a teraz jeszcze zabierają wyłączność na dobre jedzenie. Szczęście, że został przynajmniej Robert Makłowicz i może, tak jak Sienkiewiczowski Zagłoba, oburzyć się, że „chamy” jedzą lepiej niż odcięte od państwowej dotacji i skwaszone elity.

Cały felieton dostępny jest w 49/2016 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także