Pandemia fałszywych testów

Pandemia fałszywych testów

Dodano: 
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne Źródło: Adobe Stock
MARIUSZ BŁOCHOWIAK, KORNELIA POLOK, ROMAN ZIELIŃSKI | Ministerstwo Zdrowia codziennie straszy komunikatami dotyczącymi liczby osób rzekomo zakażonych SARS-CoV-2, bazując na badaniach wymazów z nosogardzieli metodą PCR, czyli łańcuchowej reakcji polimerazy (ang. polymerase chain reaction). Problem w tym, że tą metodą stosowaną na masową skalę w laboratoriach diagnostycznych w Polsce i na świecie nie da się w żadnym razie potwierdzić zakażenia koronawirusem!

Pani doktor, internista w miejscowym centrum medycznym zmagała się z przewlekłym kaszlem, który niepokoił zarówno ją, jak i jej współpracowników. W połowie kwietnia podobne objawy, tj. kaszel, gorączka i trudności w oddychaniu, zaobserwowano u pozostałych pracowników szpitala. Wkrótce blisko tysiąc pracowników szpitala zostało poddanych testom i odsuniętych od pracy do momentu uzyskania wyników. Spośród testowanych u 142 osób, w tym u wspomnianej pani doktor, stwierdzono poważną chorobę dróg oddechowych. Szpital prewencyjnie zamknięto i ogłoszono epidemię. Wdrożono środki bezpieczeństwa. Zainfekowani zostali odsunięci od pracy na kilka miesięcy na podstawie wyników testów PCR, które wskazywały na niebezpieczny patogen. Podobne objawy oraz początek epidemii zaobserwowano w innych miastach. Jaka choroba wystąpiła w opisywanych przypadkach? Odpowiedź wydaje się oczywista: COVID-19 wywołany przez koronawirusa.

Cały artykuł dostępny jest w 49/2020 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także