Sędziowie psują Polskę
  • Piotr GursztynAutor:Piotr Gursztyn

Sędziowie psują Polskę

Dodano:   /  Zmieniono: 

Piotr Gursztyn

W polskim życiu publicznym jest instytucja, która jest traktowana jak święta krowa. Całkowicie poza krytyką. Na dodatek w powszechnym niemal mniemaniu jest nieomylna. Na zasadzie: Roma locuta, causa finta.

Tą instytucją jest szeroko pojęte sądownictwo, z Sądem Najwyższym na czele. Oraz z ciałem pokrewnym, czyli Trybunałem Konstytucyjnym. Każda wygrana przed sądem jest przedstawiana potem jak dowód na posiadanie racji i wyższość moralną nad pokonanym przeciwnikiem. Czy polskie sądy mają rzeczywiście boski dar decydowanie o tym, co jest prawdą, a co nie? Chyba niekoniecznie, bo liczba ich orzeczeń uchylanych przez Europejski Trybunał Praw Człowieka bije rekordy w porównaniu z innymi krajami, które poddały się jurysdykcji Strasburga.

Niedawno miało miejsce zdarzenie, które pokazuje, że to nie górnicy są grupą zawodową najbardziej zazdrosną w obronie swoich interesów zawodowych. Są nią sędziowie, choć trzeba oddać sprawiedliwość tym przedstawicielom tego zawodu, którzy odcinają się od owego orzeczenia wydanego przez swoich kolegów z jednej izb Sądu Najwyższego.

Chodzi o orzeczenie, które w mediach funkcjonowało pod tytułami „Gowin popełnił wielki błąd”. Sąd Najwyższy orzekł, że przenoszenie sędziów bez ich zgody w ramach tzw. reformy Gowina jest niezgodne z prawem. Także dlatego, że dokumenty dotyczące przeniesienia podpisuje sekretarz stanu w ministerstwie, czyli – prościej mówiąc – wiceminister. Orzeczenie SN oznacza, że setki tysięcy wyroków wydanych przez tych sędziów jest nieważne. Bowiem orzeczenie działa wstecz.

Ktoś powie: i bardzo dobrze! Bo prawa nie należy łamać. Można byłoby się zgodzić z tym, gdyby orzeczenie SN działało z mocą „pro futuro”. Czyli od momentu ogłoszenia, bowiem wtedy mamy do czynienia z nową interpretacją obowiązującego prawa.

Skandal polega na tym, że od 1997 r., czyli uchwalenia obecnej konstytucji, setki sędziów było przenoszonych bez swojej zgody. Dokumenty w tej sprawie podpisywali odpowiedni wiceministrowie. SN wiedział o tym doskonale i w poprzednich latach interpretował to jako działanie zgodne z konstytucją. Do SN trafiały kasacje wyroków wydawanych przez takich sędziów, i nikt nie wpadł na pomysł, aby podważyć je z tego powodu. Na dodatek nieważne będą wyroki nie tylko wydane przez sędziów, którzy zostali przeniesieni w ramach tzw. reformy Gowina. Także jakieś dwa miliony – bo na tyle się je szacuje – wyroków wydanych od 1997 roku.

Są podejrzenia, że to orzeczenie SN to przejaw „strajku” części sędziów wobec decyzji ministerstwa. Zazdrość wobec prokuratorów, którym udało się stworzyć własną korporację. Może to niesprawiedliwe podejrzenia, ale na pewno nie służące autorytetowi sędziów i wiary w rzetelność wymiaru sprawiedliwości. Polityk czy urzędnik, któryby podobną decyzją zdemolował działanie państwa poniósłby jakieś konsekwencje. Nawet w Polsce. Ale sędziemu nic się nie stanie.

PS.

Przeciwnicy reformy Gowina – do której zalicza się niżej podpisany – nie powinni cieszyć się z owego orzeczenia. Nie ma ono bowiem nic wspólnego z obroną małych społeczności pozbawianych dostępu do kolejnych instytucji, lecz wygląda na to, że jest to przejaw walki o własne interesy części środowiska z ministerstwem, które akurat tu staje się obrońcą zdrowego rozsądku i interesu publicznego.

Czytaj także