To horrendum, nie faux pas
  • Paweł LisickiAutor:Paweł Lisicki

To horrendum, nie faux pas

Dodano:   /  Zmieniono: 

Paweł Lisicki

Ksiądz Ireneusz Bochyński uderzył się w piersi. Po burzy, jaką wywołały jego słowa na temat pedofilii, wydał oświadczenie, w którym napisał, że „przeprasza za zło wyrządzone Kościołowi moim nieodpowiedzialnym zachowaniem”. Prawdę powiedziawszy, to niewiele. A zważywszy na skandaliczność jego wcześniejszej wypowiedzi, tyle co nic.

„Mamy dzieci 10-letnie, trochę starsze, i znam przypadki, gdzie ich życie intymne potrzebowało wcześniejszego zaspokojenia. Same dzieci »wchodziły« do łóżek dorosłych, chcąc być spełnionym. I to był wybór dziecka” – mówił ksiądz doktor, rektor Kościoła Akademickiego Panien Dominikanek w Piotrkowie Trybunalskim. Trudno uwierzyć, że takie haniebne słowa padły z ust wychowawcy i nauczyciela wiary.

Twierdzenie, że „ich [10-latków] życie intymne potrzebowało wcześniejszego zaspokojenia” oznacza przecież, że podjęcie współżycia seksualnego przez dziecko z dorosłym jest nie czymś karygodnym, ale naturalnym efektem dojrzewania. Dorosły wręcz, chciałoby się powiedzieć, przyczynia się do rozwoju dziecka. Uprawiając seks z 10-latkiem, okazuje się jego dobroczyńcą, bo „zaspokaja jego potrzebę intymną”. Po drugie słowa „był to wybór dziecka” przerzucają odpowiedzialność za akt pedofilski na bezbronne i niedojrzałe dziecko – mowa o 10-latkach! – i zdejmują winę z dorosłego. Faktycznie, zatem słowa ks. Bochyńskiego to zachęta do pedofilii – wystarczy, by dorosły znalazł 10-latka o „dorosłej świadomości” i może już go niewinnie zaspokajać seksualnie. Ofiary stały się sprawcami!

Trudno o coś bardziej przerażającego. Trudno też o większe nadużycie zaufania, jakim wiernym wolno obdarzać kapłanów. Warto zauważyć, że ani w swoim wywiadzie, ani w oświadczeniu ks. Bochyński nie potrafił zrobić tego, co było jego pierwszym obowiązkiem: potępić czyny pedofilskie i pokazać ich obrzydliwość. Enigmatyczne „zło wyrządzone Kościołowi” brzmi niemal tak, jakby ksiądz popełnił drobne faux pas.

To jednak, że zatracił on zdolność rozumienia swoich słów, to jedno. Gorzej, że mimo mijającego czasu, a piszę to w piątek wieczorem, słów ks. Bochyńskiego nie potępił żaden z jego zwierzchników – ani biskup z jego diecezji, ani inny hierarcha. Jedyną reakcją było oświadczenie kurii, w którym przeczytałem, że „ksiądz […] złamał normy Konferencji Episkopatu Polski dotyczące występowania duchownych […] w audycjach radiowych i telewizyjnych”. Trudno o większy brak wrażliwości. Czy naprawdę tak trudno zrozumieć, że słowa ks. Bochyńskiego wołają o pomstę do nieba, a nie o suchy komunikat na temat norm komunikacji?

Księdza Bochyńskiego nie wymyślili przeciwnicy katolicyzmu. To nie oni wysłali go do mediów i nie oni włożyli mu w usta to, co powiedział. Podobnie to nie wrogowie chrześcijaństwa powstrzymali biskupów przed potępieniem tej wypowiedzi. Niestety, za bierność hierarchów zapłaci cały Kościół.

Czytaj także