Genderowy zamach na wolność
  • Mariusz StaniszewskiAutor:Mariusz Staniszewski

Genderowy zamach na wolność

Dodano:   /  Zmieniono: 
Genderowy zamach na wolność
Genderowy zamach na wolność

Z Konradem Szymańskim, eurodeputowanym PiS rozmawia Mariusz Staniszewski. Publikujemy fragmenty wywiadu, którego całość opublikowana została w 45. wydaniu Do Rzeczy.

Genderyzm to tylko moda?

Niestety, dziś sprawy poszły już dalej. Kiedyś była to tylko ideologia. Dzisiaj to ideologia uzbrojona w politykę i pieniądze. Jej zwolennikom udało się spenetrować wszystkie organizacje międzynarodowe – nie tylko Unię, ale także Radę Europy i ONZ. Wprowadzili aspekt genderowy do wszystkich elementów polityki i budżetu UE. Jednak zaczęło się tylko od mody i pasywności prawicy. (...)

Zaczęło się od szczytnych haseł równouprawnienia płci, a teraz mamy do czynienia z szaleństwem, które jest wynaturzeniem pierwotnych idei.

Gender idzie dużo dalej niż równość praw kobiet i mężczyzn. Ta teoria ma wielki apetyt na to, by za pomocą wszystkich narzędzi inżynierii społecznej podważyć indywidualne wybory jednostek, rodzin, społeczeństw i narodów. Genderyzm nie jest tu wyjątkowy. Inżynieria społeczna zawsze była pokusą dla ludzi nauki i polityków, by użyć wszystkich narzędzi, jakie daje współczesny świat – np. środki masowego przekazu czy nauki społeczne – by podważyć prawo rodziców do wychowywania dzieci zgodnie z indywidualnymi wyborami filozoficznymi, religijnymi i tożsamościowymi. A potem przekazać tę odpowiedzialność światłemu państwu. Takie zachowania znamy z historii najnowszej: były ruchy polityczne, które wiedziały lepiej od kułaków, jak uprawiać ziemię czy jak lepiej od księży kształtować życie wewnętrzne obywateli. To jest paskudna tradycja nowożytnej polityki.

To droga do totalitaryzmu.

Trudno uniknąć tego skojarzenia. Jeśli ktoś nie postawi wyraźnej granicy ingerencji w kulturę, politykę, życie rodzinne i religijne, to będziemy musieli obawiać się o własną wolność. Już dziś bardzo wielu rodziców boi się o swobodę wychowywania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami, kiedy nagle są konfrontowani z kampaniami reedukacji, jakie przeprowadzane są w szkołach czy przedszkolach. Czyli w instytucjach, które mają pomagać rodzicom. Tu aspekt wolności nie jest szanowany. Państwo nagle uznaje, że rodzice mogą nie wiedzieć, jak powinno się kształtować ich własne dzieci, ponieważ sami są ofiarami opresyjnego patriarchatu. W wielu krajach państwo uznaje, że rodzice nie mają prawa powielać takich postaw i potrzebna jest silna ingerencja, by nastąpiło genderowe wyzwolenie. Dlatego ta ideologia jest tak bardzo skupiona na wszystkich instytucjach wychowawczych – od żłobka do uniwersytetu. W tych placówkach ma się rodzić nowy człowiek.

Na przykład jak?

Przejawem tego jest choćby edukacja seksualna, której treść jest nie do przyjęcia dla przeciętnego rodzica w Polsce – nie tylko dla członka Akcji Katolickiej. Zgodnie z rekomendacjami międzynarodowych instytucji, w tym Parlamentu Europejskiego, powinniśmy czterolatki uczyć masturbacji, dziewięciolatki uświadamiać pod kątem homoseksualizmu, a 12-latkom uświadamiać prawo do aborcji. Takie zalecenia są w poradnikach dla szkół niemieckiego Biura ds. Edukacji Zdrowotnej (BZgA). Tego typu standardy promują Międzynarodowa Federacja Planowania Rodziny (IPPF) czy Światowe Stowarzyszenie Zdrowia Seksualnego (WAS). To jest zwykła zabawa dziecięcą seksualnością, zanim się ona rozwinie.

Da się policzyć, ile Unia przeznacza dziś pieniędzy na promowanie genderyzmu?

Nie sposób wskazać takiej sumy, bo aspekt genderowy jest wpisywany do każdej dziedziny unijnej polityki – inna sprawa, na ile jest poważnie traktowany. W Brukseli mnóstwo ludzi puka się w głowę, gdy muszą realizować politykę rozwoju obszarów wiejskich, obronną, zmian klimatycznych czy badawczą z uwzględnieniem równości płci. Formalnie nie ma jednak polityki, która jest pozbawiona elementu genderowego. (...)

Dlaczego w Europie, w której najsilniejsze są partie chadeckie, ideologia genderyzmu zwycięża?

Bo chadecja, tak jak całe chrześcijaństwo, przeżywa poważny kryzys w Europie. Partie chadeckie już dawno straciły narzędzia poznawcze i filozoficzne, by polemizować z modami europejskiej lewicy. Bardzo wielu polityków centroprawicy wmawia sobie, że jest to wyłącznie realizacja postulatu równości praw. Próbują zamykać oczy na to, że polityka genderyzmu nie ma już nic wspólnego z równouprawnieniem, lecz staje się inżynierią społeczną, która za pomocą środków przymusu politycznego jest skierowana wprost na elektorat chadecji, czyli na rodzinę. To wyjątkowa bezmyślność europejskiej prawicy. (...)

Polska jako kraj konserwatywny jest postrzegana w Europie jako miejsce, w którym powinien znaleźć się główny front walki genderowej?

Z pewnością należymy do wąskiej grupy państw, w których rodzice są wyraźnie bardziej świadomi tego, czego oczekują od systemu edukacji. Są też bardziej krytyczni wobec majstrowania przez instytucje międzynarodowe przy wychowaniu dzieci. Polacy są jednym z tych narodów europejskich, które wierzą, że same lepiej zdecydują o swojej przyszłości, przynajmniej w obszarze rodziny. Dzięki temu mamy potencjał, by z dużą dozą zdrowego rozsądku przyjrzeć się temu wszystkiemu i zareagować. Trzeba jednak tę wiarę we własne wybory cywilizacyjne umacniać, by była ona równie silna w wymiarze społecznym i politycznym. (...)

Cały wywiad dostępny jest w najnowszym wydaniu Do Rzeczy.

Czytaj także