• Kamila BaranowskaAutor:Kamila Baranowska

Pan Przekorny

Dodano:   /  Zmieniono: 
Pan Przekorny
Pan Przekorny

Wojciech Cejrowski – rzecznik katolicyzmu, tradycyjnych wartości, Polski B i wszystkiego, co sam nazywa ciemnogrodem. „Won z pederastami!” – powiedział po tym, jak w Warszawie spalono tęczę. I znów wywołał wielką publiczną awanturę. Robi tak od 20 lat- pisze w świątecznym wydaniu Do Rzeczy Kamila Baranowska.

- Po trzeciej klasie podstawówki Wojciech Cejrowski musiał zmienić szkołę. Wtedy właśnie jego rodzice zamienili ukochane Kociewie na Warszawę. W nowej szkole był „wsiochem”. Im bardziej warszawskie dzieciaki tak go przezywały, tym z większym uporem i nieskrywaną wyższością przez pierwsze lata mówił na lekcjach kociewską gwarą.

Jak zauważa Grzegorz Brzozowicz, autor biografii Cejrowskiego, właśnie wtedy ujawnił się jego ciekawy, charakterystyczny rys, który dziś widać w jego aktywności publicznej. Jeśli jest odrzucany, to idzie na przekór. Nie łasi się, nie chce się nikomu przypodobać, akcentuje swoją inność. W szkole kreował się więc na jeszcze większego „wsiocha”. (...)

Sam nie ma problemu z mówieniem o swoich przekonaniach. Nigdy ich nie krył. Wręcz przeciwnie, to ostentacyjnemu ich okazywaniu zawdzięcza swój sukces i popularność.

Jak wtedy, kiedy w programie „WC Kwadrans” mówił „Won!” Andrzejowi Lepperowi, wykazując mu, że jest złodziejem; albo gdy dowodził, że czarnoskórzy mają inną budowę stopy i biegają szybciej od białych, więc nie powinni razem startować w zawodach; wreszcie gdy kazał dyrektorce szkoły, która wprowadziła lekcje wychowania seksualnego, nakładać na wizji prezerwatywę na banana.

Zawsze balansował na krawędzi, oglądał amerykańską telewizję i wiedział, że tylko w ten sposób można zostać zauważonym.

Zauważony został natychmiast. Lewica domagała się zdjęcia „WC Kwadransu” z anteny, a „Gazeta Wyborcza” pisała o „brunatnym kowboju”, zarzucając mu faszyzm i rasizm. Jednak miał ogromne rzesze fanów i dobrą oglądalność. Dopóki w TVP rządzili tzw. pampersi, robił swoje, stając się rzecznikiem ciemnogrodu, czyli Polski katolickiej, tradycyjnej, uznawanej za zacofaną.

– Wojciech Cejrowski i jego „WC Kwadrans” byli nie do przecenienia, jeśli chodzi o emancypację środowisk prawicowych w latach 90. On pokazał, że można kpić z poprawności politycznej, można stawiać niewygodne pytania. A przy tym stanowił przykład prawicy z humorem, odwołującej się do zdrowych emocji i przyciągającej młodych, wartościowych ludzi, którzy byli dumni ze swoich poglądów – opowiada Marek Jurek, który jako szef Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji niejeden raz musiał stawać w obronie programu Cejrowskiego.

Jestem z ciemnogrodu

Im bardziej Cejrowski był atakowany, tym bardziej nabierał wiatru w żagle. Na antenie „Wyborczą” i „Trybunę” czytał w gumowych rękawiczkach, oznajmiając: „Jestem z ciemnogrodu i jestem z tego dumny”.

(...)

To już koniec?

Końcówka lat 90. to dla Cejrowskiego bolesne zderzenie z rzeczywistością. – Został zaszczuty – mówią jego znajomi. Rzeczywiście, nagonka ruszyła pełną parą. Przodowała w niej niezastąpiona „Gazeta Wyborcza”. W listach obrońców „pierwszego kowboja RP”, które zaczęły napływać do redakcji po jej publikacjach, dopatrzyła się „retoryki Marca ’68”. Cejrowski przegrał wszystkie procesy, jakie wytaczał w obronie dóbr osobistych, i wszystkie, jakie wytaczano przeciwko niemu (m.in. z Agorą). Także ten najgłośniejszy, w którym oskarżono go o znieważenie Aleksandra Kwaśniewskiego za słowa, że „swoim tłustym dupskiem bezcześci urząd prezydenta” (a było to po tym, jak telewizja wyemitowała nagrania z pijanym prezydentem pakującym się do bagażnika limuzyny).

Na komunę i wszystko, co z nią związane, Cejrowski ma bowiem wyjątkową alergię. W 1983 r., po śmierci Grzegorza Przemyka, z którym chodził do tej samej szkoły, po Cejrowskiego przyszli ubecy. Podczas przesłuchania połamali mu palce w obu dłoniach. Po tym, jak Jaruzelski został w 1989 r. prezydentem, uznał cały Okrągły Stół za zdradę i oszustwo. Znów zaczął śpiewać „Ojczyznę wolną racz nam zwrócić Panie”. Tak śpiewa do dziś.

Zawiódł go bardzo Andrzej Celiński, jego wykładowca z socjologii (którą studiował, porzuciwszy szkołę aktorską). W 1989 r. był zaangażowany w jego kampanię wyborczą. Celiński został senatorem, a potem związał się z SLD, co dla Cejrowskiego było nie do przyjęcia. – Był jednym z moich najzdolniejszych studentów. Miał ciekawość świata, ciągle podróżował, zajmował się drobnym handlem. Wybijał się, był takim kolorowym ptakiem wśród studentów – opowiada „Do Rzeczy” Celiński. – Wtedy nie znałem jego poglądów, nie było czasu na rozmowy – dodaje. Celiński uważa, że zawód Cejrowskiego Polską po 1989 r. musiał być „nieprzewidywalnie wielki” i miarką tego rozczarowania jest jego obecny radykalizm. – On czuje swoją samotność, nie czuje się w tej Polsce zbyt komfortowo i wyraża to na swój sposób – ocenia Celiński. Przyznaje, że Cejrowski przeżył szok, kiedy poznał jego lewicowe poglądy. – Jemu się wydawało to niemożliwe, bo lewicowi to byli komuniści, a nie swoi – mówi.

„Przeleciało, pohuczało” – tak swój tekst zatytułowała „GW”, ogłaszając w 1999 r. ostateczny upadek kowboja. Okazało się, że było to życzeniowe myślenie gazety, bo kowboje tak łatwo nie toną. (...)

Cały artykuł Kamili Baranowskiej dostępny jest w 47. wydaniu Do Rzeczy.

Czytaj także