Pretoria − Warszawa, wspólna sprawa
  • Rafał A. ZiemkiewiczAutor:Rafał A. Ziemkiewicz

Pretoria − Warszawa, wspólna sprawa

Dodano:   /  Zmieniono: 
Pretoria − Warszawa, wspólna sprawa
Pretoria − Warszawa, wspólna sprawa

Nie jesteśmy jedynym narodem, który ma przechlapane. Niektóre mają nawet jeszcze bardziej

Rafał A. Ziemkiewicz

Do tych, na które patrzę z bezsilnym współczuciem, należą Afrykanerzy. Potomkowie pracowitych, pobożnych Burów, uciekinierów z Niderlandów, którzy przed wiekami zasiedlili południowy skrawek Czarnego Lądu i zbudowali tam bardzo wolne państwo. Niestety, na fantastycznych złożach bogactw naturalnych, na czele z diamentami, które okazały się potem ich przekleństwem. Dzisiaj Afrykanerzy stali się w swej ojczyźnie mniejszością, a ona sama popada w ruinę i przekształca się w jeden z najbardziej trapionych przemocą i zbrodnią obszarów globu.

To jedna z historii z cyklu „Wszystko, co na ten temat myślicie, jest nieprawdą”. Wbrew powszechnemu przekonaniu w RPA to biali są ludnością rdzenną, a czarni − napływową. Pierwsi Burowie budowali swoje farmy w dziewiczym krajobrazie, nietkniętym jeszcze przez człowieka.

Zulusi zaczęli przybywać na tereny Transwalu i Oranii (jak nazwali Burowie swe państwa) jakieś 60 lat później. I też są dziś w RPA mniejszością prześladowaną przez wprawdzie również czarną, ale wrogą im większość tworzoną przez jeszcze późniejszych przybyszów z plemienia Hosa oraz tłumy uciekinierów przed „dobrodziejstwem” dekolonizacji, które napłynęły z Afryki Środkowej w drugiej połowie XX w. Apartheid nie był systemem rasowej opresji, tylko oddzielenia różnych kultur, rozpaczliwą obroną przed tym demograficznym podbojem – nieudaną, bo najeźdźców poparł cały świat ze Związkiem Sowieckim na czele.

Dzieje RPA podobne są więc do serbskiego Kosowa, podbitego najpierw przez Turków, a potem przez imigrantów. Tyle że tu pierwszego napadu, zupełnie bandyckiego, dokonali zwabieni diamentami Brytyjczycy, którzy właśnie na Burach pierwsi testowali masową eksterminację za pomocą koncłagrów.

O świeżo zmarłych pono dobrze lub nic, ale kreowanie Nelsona Mandeli na drugiego Gandhiego to krzyczący fałsz, lipa i pic. Był to raczej drugi Arafat, patron wspieranego przez Sowietów krwawego terroru. Przyłączając się do światowej celebry, przeciętny Polak okazuje się dla Afrykanerów podobnym głupcem, jakim wobec nas jest przeciętny Amerykanin wiedzący o nas tyle, że to polscy naziści wywołali wojnę, żeby zabrać Rosji Gdańsk.

foto: Pretoria/wiki

Czytaj także